[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. No cóż, dobrze  zgodził się Bruno niechętnie.To z pewnością bę-dzie łatwiejsze niż nauczenie Tommasa gotowania.*O ósmej Laura znalazła się pod wskazanym adresem i zadzwoniła doodrapanych drzwi obok sklepu ze skuterami.Wysoko nad jej głową pojawi-ła się twarz Tommasa.LRT  Chodz na górę!  zawołał. Otwarte.Weszła do ciemnego przedsionka i wspięła się po nieskończonej liczbieschodów na sam szczyt.Tutaj też drzwi stały otworem, więc wkroczyła dośrodka.Mieszkanie było małe i dość zaniedbane, cztery niewielkie pokoiki,obwieszone starymi plakatami filmowymi i wizerunkami gwiazd rocka z latsiedemdziesiątych.Ale widok z okna zaparł jej dech w piersiach.Pod nią ciągnęły się niezliczone dachy pokryte czerwoną dachówką,chaotyczna zbieranina domów, gmachów i kościołów, zbitych razem, zbie-gających w dół w stronę Tybru.Na lewo, wzdłuż długiego grzbietu wzgó-rza Janikulunu, mrugały w oddali światełka.Na wprost, za rzeką, pałace ikościoły starego Rzymu tworzyły jasno oświetlone wysepki pośród ciem-ności zalegających sąsiednie budynki. O rany  westchnęła z podziwem.Okno wychodziło na pochyły dach, który został adaptowany na prowi-zoryczny i dość niebezpiecznie wyglądający balkon, na którym stały dwazniszczone fotele i kilka doniczek z ziołami, rozrzuconych pomiędzy pląta-niną anten telewizyjnych.Tommaso wstał z jednego z foteli, aby ją powi-tać, niemożliwie piękny, z uśmiechem na wyrzezbionej twarzy, nad którąpiętrzyła się burza loczków grubych i sprężystych jak spirala przewodu te-lefonicznego. Cześć  powiedział. Jak się masz, Lauro? Doskonale. Jeszcze lepszy niż widok był jednak dochodzący zkuchni zapach, który niemal powalił ją na kolana. Dobry Boże  za-chłysnęła się. Co to jest? Kolacja  odparł po prostu. Pachnie  jeszcze raz wciągnęła głęboko nosem powietrze  fanta-stycznie. Powinna być niezła  stwierdził skromnie. Będzie gotowa zadwadzieścia minut. Dwadzieścia minut!  Już nie mogła się doczekać, żeby zobaczyć,co to jest.Chciała spróbować tego zaraz, natychmiast.LRT  Nie martw się.Będzie jeszcze lepsza, jeśli chwilę poczekamy.Ocze-kiwanie to część przyjemności. Przesunął ręką wzdłuż jej pleców, cału-jąc ją w policzek na powitanie.Laurę przeszedł podniecający dreszczyk.Carlotta miała rację.*Po kieliszku prosecco była już zupełnie rozluzniona.Tommaso okazałsię doskonałym gospodarzem, uważnym i rozmownym  przynajmniejkiedy nakłoniła go, by wyłączył koszmarną muzykę, którą puszczał w tle. Nie lubisz Ramonesów?  zdziwił się. Ale to Amerykanie. Podobnie jak Mariah Carey  zauważyła.Wydało jej się to dziwne,że ktoś z tak rozwiniętym poczuciem smaku, jeśli chodzi o jedzenie, możebyć zupełnie pozbawiony gustu muzycznego.Kiedy Ramonesi zostali uprzejmie wyproszeni z mieszkania, Laura iTommaso gawędzili jeszcze przez chwilę; Tommaso kroił małe, wiosennewarzywa do pinzimonio, dipu z oliwy z oliwek, octu, soli i pieprzu.Kuch-nia była pełna profesjonalnego sprzętu i najostrzejszych noży, jakie w życiuwidziała. Kiedy się tego nauczyłeś?  spytała, patrząc jak nóż Tommasa tań-czy na desce do krojenia. Och, to nic trudnego.I  dodał, bardziej zgodnie z prawdą  mia-łem dobrego nauczyciela.Cudowne zapachy dochodzące z piecyka sprawiły, że Laurze ślinka na-płynęła do ust. Więc co będziemy dzisiaj jedli? Proszę bardzo. Teatralnym gestem podał jej menu' i skłonił się jakkelner.Spojrzała na kartkę i przeczytała:Antipasto: verdure inpinzimonio.Primo: spaghetti all' amat- riciana.Secondo: abbacchio alla cacciatora.Contorni: carciofi alla romana, aspa-ragi eon zabaione.Dolci: ricotta dolce; vin santo, biscotti.LRT  Dobry Boże.Nigdy nie zjemy tego wszystkiego. Quanto basta.Jest tyle, ile trzeba.To bardzo małe porcje, tylko naobudzenie podniebienia.Nie jak wasze amerykańskie steki, które zalegająw żołądku i człowiek ma ochotę tylko. zrobił gest, imitujący spanie.Rozległ się dzwięk zamykanych drzwi. Kto to?  spytała Laura. Mój współlokator.Nie martw się, właśnie wyszedł. On też jest kucharzem? Bruno? Nie całkiem.To znaczy, jest praktykantem.Właściwie po-mywaczem.To co, siadamy do stołu?*Laura nigdy nie jadła takich pyszności.Nie, nigdy w ogóle nie jadła.Czuła, jakby wszystkie te smaki zawsze istniały, zawsze kryły się gdzieś wjej wyobrazni, ale teraz po raz pierwszy mogła je skosztować.Każde na-stępne danie było intensywniejsze od poprzedniego.Spaghetti pokrywał gę-sty sos z mięsa i wina, intensywny, aromatyczny i kleisty.Jagnięcina, pra-wem kontrastu, była różowa i słodka, tak delikatna, że rozpływała się wustach.Została podana bez jarzyn, lecz pózniej Tommaso przyniósł pierw-sze contorni: całe główki karczochów, skąpane w oliwie z oliwek i soku cy-trynowym, posypane siekaną miętą.Laura zlizała każdą kroplę oliwy z pal-ców, zdumiona bogactwem smaku.Jej żołądek mówił, że jest już pełny,rozciągnięty do granic możliwości, ale apetyt kazał jej zjeść jeszcze trochę,jeszcze choć kęs, aż poczuła, że kręci się jej w głowie od nadmiaru wszyst-kiego.Tommaso zostawił ją przy stole i zapowiedział, że idzie dokończyćszparagi.Po paru minutach, znudzona czekaniem, postanowiła mu pomóc [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •