[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po jego upiększaniu każdy wygląda, jakby się zcyrku urwał. Teraz rzucił nisko, wykrzywiając tor.Druga piłka. A kiedy pani Phipps pójdziedalej? Trudno powiedzieć.Jej mąż, Walter, jest już po drugiej stronie.pamiętasz go? Ten bezwielkiego palca u nogi. Aha!  Sam przypomniał sobie od razu. Odgryzła mu ryba.Złowił ją i rzucił na dnołodzi.Pamiętasz, jak mu kikut wystawał z sandała? Rany, niesamowicie!Szybka piłka w polu.Trzecia.Dwie niebieskie sójki przemknęły po boisku, podskakującżwawo.Nad wzgórzem zaszumiał wiatr znad oceanu, przemknął zygzakiem między pomnikami idmuchnął na boisko. Hej, Sam!  Charlie uderzył pięścią w rękawicę. Mamy pełny stan.Pokaż, co potrafisz! No to uważaj!  wrzasnął chłopiec, podskoczył i rzucił.Piłka zatańczyła w powietrzu, a wpołowie drogi zastygła, niczym nagle zmrożona, jakby się zatrzymał czas.Sam pstryknął i piłkaznów ruszyła, zatoczyła kształtną pętlę i wróciła mu do ręki. Wyautowanyyy!!!  ryknął Charlie.Grali, aż zrobiło się całkiem ciemno, potem rozmawiali o minionym dniu.Sam, jako duch,mógł przebywać, gdziekolwiek chciał, choćby na Alfie Centauri na Mlecznej Drodze, albo lśnićrazem z tęczą nad jeziorami Killarney, chwytać słoneczne blaski nad Wielką Rafą Koralową albosiedzieć na księżycu nad Machu Piechu.Miał nieograniczone możliwości.Stał przed nimotworem cały wszechświat, czterysta miliardów galaktyk.I czekało na niego niebo.Ale zrezygnował z tego wszystkiego.Szukał przygód w Marblehead, siadywał za metądomową w Seaside Park podczas rozgrywek małej ligi, oglądał ukradkiem erotyczne fotki wmagazynie  Maxim", sprzedawanym w kiosku u Howarda, i zjeżdżał na desce najtrudniejszą,najbardziej stromą trasą ze wzgórza Gingerbread Hill. Chodz, popływamy  rzucił radośnie. Berek!Wystrzelił między drzewa, Charlie i Oscar rzucili się w pogoń.Już prawie zapadła noc,cienie się wydłużyły, las szumiał tajemniczymi szeptami.A oni, tylko we trzech, przemykalibeztrosko wśród drzew, tak samo jak wiele lat temu na Cloutman's Lane.I tak właśnie, cudownie, będzie zawsze.* * *Wszystko stało się tak szybko, że nie zdążyła zareagować.Raptem wylądowała przyszpilonado pokładu, a nad głową chlupotała jej woda w zęzie.Rozsypało się wyposażenie radiostacji, wewszystkich kątach grzechotały garnki i puszki.W kabinie zapanował chaos, na zewnątrz ryczałwicher.Potem zgasły światła.Słyszała, jak woda atakuje łódz, ale nie czuła strachu. Querencia" została skonstruowana wtaki sposób, żeby samodzielnie wrócić do właściwej pozycji.Na pokładzie były pompy, dziękiktórym Tess pozbędzie się wody.W środku szkwału, w oku cyklonu przeszkadzała jej rzeczrozkosznie irytująca: zapach sosu do sałatek.Najwyrazniej butelka się stłukła i w efekcie całakabina pachniała niczym pyszna sałatka.Tess wsparła się na łokciach oraz kolanach i tak, tkwiąc w kałuży wody, wyszeptała do łodzi: Odwróć się, mała.No, śmiało, wstawaj.Słyszysz, jak ładnie cię proszę?Niestety, nic się nie zmieniło.Wobec tego podczołgała się do konsoli i wymacała na niejprzycisk alarmowy.Bardzo nie chciała wzywać pomocy, wołanie o ratunek było żenujące, alepchnęła żółty przełącznik, zrywając plombę.Zabłysła dioda.Od tej chwili w eterze pojawił sięprzekazywany drogą satelitarną sygnał alarmowy, który dotrze do każdego posterunku straży nawybrzeżu Nowej Anglii.Nagle Tess poczuła, że nie jest już sama.Zaraz też uświadomiła sobie,że właściwie nic się nie dzieje.Przecież  Querencia" nie tonęła, w zasadzie nie było nawetkonkretnego powodu do wysyłania sygnału SOS.Kiedy powróci do portu, Tink i cała reszta będąpękać ze śmiechu.Jeśli łódz zacznie tonąć, będzie jeszcze dużo czasu na wzywanie pomocy.Toteż po chwili przesunęła wyłącznik ponownie i światełko sygnalizujące emitowanie sygnałuMayday zgasło.Minęła jedna minuta, potem następna.Zapach włoskiego sosu mieszał się z siarkowymzaduchem wyciekającego z akumulatorów kwasu.Dlaczego łódz tak długo się nie odwraca?Ciężar stępki powinien ją już postawić.Tess bezwiednie ujrzała oczyma wyobrazni najgorszyscenariusz.Przypomniała sobie historię Tony'ego Bullimore'a, który na dwudziestometrowychfalach stracił kil.Przez pięć dni dryfował pod kadłubem swojego jachtu tonącego powoli wlodowatych wodach na południe od Australii.Kiedy go uratowano, powiedział:  Zaczterdziestym równoleżnikiem nie istnieje prawo, a za pięćdziesiątym nie ma także Boga".Tess nie była osobą głęboko wierzącą.W niedziele chodziła do kościoła Old North, główniedlatego, że jej matka uznawała to za ważne.Tess lubiła wielebnego Polkinghorne'a, była z nimzaprzyjazniona i zrobiła mu na zamówienie ze dwa żagle.Natomiast zasady religii jej się niepodobały i wolała wierzyć po swojemu.Uważała się za osobę uduchowioną, mającą własnystosunek do Boga.Teraz, uwięziona w ciemnościach pod pokładem jachtu, celującego kilem w niebo na falachwzburzonego Atlantyku, uświadomiła sobie nagle, że się modli.Zaczęła od przeprosin za swojąarogancję.Teraz już wiedziała, iż podjęła zbyt wielkie ryzyko.Zachowała się bezmyślnie i byłojej wstyd.Nie tak miało się to skończyć, nie zamierzała umierać samotnie podczasweekendowego rejsu, pokonana przez sztorm, który mogła ominąć.Prosiła Boga o łaskę.Apotem wezwała ojca. Tatusiu, pomóż mi.Poradz, co robić.Zawsze wyciągał ją z tarapatów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •