[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Psem też się zajmie, jeśli będziecie chcieli.Jutro w południe, punktualnie o dwunastej,ktoś przyjedzie i zawiezie was do kolejnego miejsca.Zgłoszę się do was, gdy tylko dowiem sięczegoś nowego.Jeśli będziecie mieli dla mnie wiadomość, wyślijcie po prostu przez Penny Postpustą kartkę, a ja niezwłocznie przybędę do waszego aktualnego miejsca pobytu. To jak w jakimś thrillerze  szepnęłam do Sebastiana, gdy wysiedliśmy razemz koszykiem z psem i resztą naszego dobytku.Pomachaliśmy panu Scottowi na pożegnanie, nimpowóz odjechał z turkotem i zniknął w gęstej mgle.Pani Blair rzeczywiście była bardzo milcząca, dokładnie rzecz biorąc, nie powiedziała anijednego słowa.Miała około pięćdziesiątki i wyglądem przypominała moją ostatnią nauczycielkębiologii.Wszystko w niej zdawało się jakieś surowe: od koka mocno ściągniętego na karku przezenergiczny podbródek po przenikliwe oczy.W milczeniu poprowadziła nas na górę, do małego,lecz czystego pokoju, w którym nie było nic więcej poza dwoma spartańsko wąskimi łóżkamii jedną komodą.Stały na niej taca z owocami, chlebem i serem oraz karafka wody.Wikt i noclegw jednym.Pani Blair bez słowa wróciła na dół. Faktycznie niewiele mówi. Wzięłam do ręki jabłko. Myślę, że najpierw pójdęz Syzyfem na spacer.Psiak spał przez prawie całą drogę, ale teraz wygramolił się ze swojego koszyka gotów doakcji i podrapał w drzwi.Chciał wyjść. Zostaw to lepiej pani Blair.Musi popilnować Syzyfa, bo my mamy ważne spotkanie.Toznaczy, będziemy mieć, jak tylko wyślę posłańca na Harley Street. Och.Przemyślałeś już tę sprawę z panem Turnerem? Gdzie się z nim spotkamy? To będzie niespodzianka. O mój Boże!  Przerażona rozejrzałam się wokół. To jest straszne. Nic innego nie przyszło mi do głowy. Sebastiano wydawał się zaskoczony,najwidoczniej nie spodziewał się, że będą tu panowały takie warunki.Reszcie widzów, którychbyła tu cała masa, zdawało się to nie przeszkadzać, ale dla mnie było to odrażające.Menażeria Exeter Change znajdowała się w dzielnicy Strand na północy Londynu.Napiętrze masywnego budynku umieszczone były rozmaite zwierzęta, ale niestety nie mogło byćmowy o trzymaniu ich w warunkach zgodnych z ich potrzebami.Dowolnie poustawiane klatkiznajdowały się obok siebie albo nawet jedna na drugiej: nad lwami mieszkały małpy,naprzeciwko siedziały jaskrawo ubarwione papugi, a na końcu korytarza przykuty łańcuchamisłoń za grubą kratą kołysał smutno głową tam i z powrotem.Zgiełk był nie do opisania.Wielkiedrapieżne koty warczały, słoń dzwonił łańcuchem, papugi skrzeczały, a małpy skakałyi piszczały. Biedne zwierzęta!  Musiałam głośno krzyczeć, żeby się przebić przez ten zgiełk. Topowinno być zabronione!Wytwornie ubrana kobieta, słysząc mój okrzyk, odwróciła się oburzona w moją stronę,podczas gdy mąż ciągnął ją przed klatkę z lwem.Zrewanżowałam się jej wściekłym spojrzeniem.Czy nie widziała, jak straszne jest życie tych zwierząt? I czy nigdy nie zastanawiała się nad tym,że nosi wykwintne ubrania kosztem ludzi, którzy zimą marzną i nawet nie mogą się porządnienajeść?Zagryzłam zęby i próbowałam zignorować łzy, które napłynęły mi do oczu.Jakżeokropne były te czasy! Płonął we mnie gniew i chwilę trwało, nim pomyślałam, że każde czasy mają swoje okropieństwa.Moja epoka także.Również w dwudziestym pierwszym wieku istniałynieszczęścia i katastrofalna bieda.Większość z tych rzeczy rozgrywała się wprawdzie pozaEuropą, ale to w niczym nie zmieniało smutnych faktów. Idzie!  Sebastiano chwycił moje ramię.Szybko się obróciłam.Rzeczywiście, zbliżał się do nas pan Turner! Pod pachą trzymałkwadratowe, owinięte płótnem Coś.To musiał być wspomniany obraz! Spojrzałam na niegopodekscytowana. Lady Anne.Milordzie. Ucałował moją dłoń i skinął Sebastianowi, a potem rozejrzałsię sceptycznie. W rzeczy samej, prawidłowo odgadłem miejsce z pana tajemniczejwiadomości, lecz czemu musimy się spotykać w tym potwornie cuchnącym, wypełnionymzgiełkiem zoo, pozostaje dla mnie zagadką. Nic innego nie przyszło mi do głowy  powtórzył Sebastiano to, co przedtem.Dokładnie rzecz biorąc, nic innego, co mógłbym szybko dostatecznie dobrze zaszyfrować.I tow taki sposób, żeby pan to zrozumiał, ale ewentualna osoba postronna nic nie mogła z tymzrobić.Wiadomość, którą przekazał panu Turnerowi, brzmiała:  Proszę przyjść w miejsce, któreśniło się pana ojcu w noc pożaru.A to była właśnie ta menażeria.Aącznie ze słoniem indyjskim,który wiódł tutaj godny pożałowania żywot. Czy upewnił się pan, że nikt za nim nie idzie?  spytał Sebastiano.To była druga część wiadomości dla pana Turnera:  Proszę koniecznie uważać naprześladowców.Sebastiano wyciągnął szyję i rozejrzał się bacznie na wszystkie strony.Malarz uniósł jedną brew. Tego też przestrzegałem.Co dziwne, przez krótki czas rzeczywiście miałem wrażenie,że ktoś depcze mi po piętach, ale mój stangret zna wszystkie sztuczki.Kazałem muniespodziewanie skręcić i zaraz za najbliższym rogiem wysiadłem, choć, co chciałem podkreślić,pojazd jeszcze się toczył.Nim prześladowca  o ile naprawdę nim był  zdążył mnie dogonić,pospieszyłem piechotą, podczas gdy powóz skręcił i odjechał. Co jest na tym obrazie?  zapytał Sebastiano bez ceregieli.Był zdenerwowany tak samojak ja.Liczyliśmy się z tym, że pan Turner będzie obserwowany, ale usłyszawszy to z jego ust,uznaliśmy sytuację za jeszcze bardziej niebezpieczną.Im szybciej stąd znikniemy, tym lepiej.Pan Turner odsłonił płótno.Kiedy zobaczyłam obraz, zaparło mi dech w piersiach. Miałem taką wizję  powiedział. Nawet wiele razy.Ale tym razem było inaczej niżzwykle.Wiedziałem, że muszę ukryć ten obraz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •