[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I szli ponastępnego.A kiedy dół się zaczynał wypełniać, wchodzili na tetrupy, podskakiwali, żeby je ugnieść.Nigdy w życiu nie słyszałem takiej ciszy.Jeśli to słowoma oznaczać brak jakichkolwiek dzwięków, to na nocnej warciecisza nie istnieje.Trzeba tylko odczekać, aż ogłuszone dniemuszy odzyskają zdolność rozróżniania tysięcy nocnych szelestów iskrzypień, odzywających się w tle twego własnego pulsu - a nocożywa niezliczonymi chrobotami i trzaskami.Ale wtedy wydawałomi się, że cały świat zamarł w absolutnym bezruchu.Nawet deszczi wiatr.- Czterdzieści pięć lat.Próchnieli tu, pod tymi liśćmi, inikt o nich nie wiedział, nikt już nie pamiętał.Całe setki.Wydaje mi się, że mógłbym pokazać miejsca, gdzie leżą.A dzisiajcoś ich zbudziło.I zaczęli się zwoływać.To właśnie usłyszałem,w swoim śnie, jak się zwołują.I teraz też ich słyszę.Całyczas, coraz mocniej.Rozumiecie? Ja nie.Ale czuję, cały czasczułem, gdzieś w środku.Krzyk umarłych, umarłych bez imion, bezgrobu, krzyża, bez niczyjej łzy.Pomordowanych, i niepomszczonych.To jest straszny krzyk, krzyk umarłych.Ich twarze w poświacie jarzeniówek były blade, kredowobiałe, czaiło się w nich rozpaczliwe błaganie, żebym obrócił towszystko w żart, zaśmiał się "ale was nabrałem!", coś takiego.- I on jest.coraz głośniejszy - we mnie nie było już aniodrobiny strachu.Wszystko złożyło się w całość.Już nie dusznylęk, przyczajony na krawędzi jawy, nie podmywająca zmysły czarnafala.Po prostu przeznaczenie.Przeznaczenie, któremu trzebastawić czoła, jakkolwiek straszne by było, dobywając na towszystkich sił.- Bo oni jeszcze się nie zeszli - dyszałem.- Jeszcze nie maświtu.Cokolwiek widzieli tamci, to był dopiero początek.Uciekajcie stąd.Uciekajcie - powtórzyłem.- Perszing, co ty pieprzysz?! - zapiał Tytus trzęsącym sięgłosem, identycznym jak głos Gorga, gdy wykrzykiwał nam historięposzukiwań Kargula.- Przecież ty żyjesz, ty.To niby dlaczegoakurat ty byś miał słyszeć, jak się tutaj trupy skrzykują?- Nie wiem.Nie wiem.Ale po prostu ich usłyszałem.A terazczuję, że się zbliżają.Nie oszukuję was.Tylko radzę:33 uciekajcie.- A ty?Nie zdążyłem odpowiedzieć, kiedy z ciemności dobiegł naszbliżający się szybko tupot ciężkich, wojskowych butów.Na nasząwyspę światła wpadł Słoniu.Zmiertelnie przerażony Słoniu.Trząsł się cały.Dyszał, niezdolny wydać z siebie artykułowanegodzwięku.Gdy próbował mówić, poruszając z trudem drżącympodbródkiem, z jego gardła wydobywały się jakieś rozpaczliwepiski i rzężenia, jakie zdarza się słyszeć tylko w zakładach dlaupośledzonych.Sięgnął ręką za siebie, w dół.Próbował coś pokazać.Już nie było potrzeby.Ziemia pod naszymi stopami zadrżała, poczuliśmy to wszyscy.Jakby pod dywanem gnijących liści przetoczyła siękilkucentymetrowa fala.Zachwialiśmy się.- Nie próbujcie ich skrzywdzić! Uciekajcie! - zawołałem, ibyły to ostatnie moje słowa, które dobrze pamiętam, zanim światzawirował i wszystko stało się jedną chwilą.Cisza pękła nagle i z mroku uderzyła nas ściana dzwięków.Brzmiało to, jakby ktoś jednym szarpnięciem zdarł zasłonę, podktórą zebrały się stulecia cierpienia, jęku, niewysłuchanychmodlitw i przekleństw.Fala przedwiecznego lamentu runęła naświat, tratując nas po drodze i przytłaczając.Wraz z nią owiałnas z ciemności mdły, trupi fetor, nieopisanie obrzydliwy,wyżymający boleśnie wnętrzności i zaciskający gardło.A spodem,pod zbutwiałym podszytem, sunął z szelestem rój drobnych,miękkich, ohydnych w swej ślepej obłości stworzeń.Ziemia wokółzamrowiła się od nich, zafalowała, solidny jeszcze przed chwilągrunt w jednej chwili zamienił się w rozmiękłe, wciągające wgłąb bagnisko.Czułem, jak drżenie ziemi ogarnia moje stopy, łydki,kolana, jak mrowiskowy ruch posuwa się po mnie w górę, jak cośroi się pod przemoczoną na wskroś bechatką, w jej rękawach, podzapiętym ciasno sztucznym futrem kołnierza, sięga twarzy.Usłyszałem krzyk.Niektórym z was wydaje się może, że wiedzą, co to jestkrzyk.Mnie też się tak do tego momentu wydawało.A teraz, gdywiem, co to naprawdę jest krzyk, nie potrafię go opisać.Towcale nie ten wysoki, przeciągły pisk, nagrywany do filmów czysłuchowisk.Prawdziwy krzyk brzmi niepozornie.To, co stanowijego istotę, co w nim najstraszniejsze, wymyka się poza skalędzwięków dostępnych dla ludzkiego ucha.Prawdziwy krzyk drży iwibruje w twym mózgu, doświadczany jakimś odrębnym zmysłem,którego istnienia nigdy wcześniej nie podejrzewałeś - a to, cosłychać, to tylko jego szczątki, obcięty dół skali, urywany,chropawy, jak krakanie, jak krztuszenie się niemowy.Taki właśnie krzyk usłyszałem i trwało chwilę, nimuświadomiłem sobie, że to krzyczą moi koledzy, i że krzycząpatrząc na mnie.Z trudem, powoli, poruszyłem zdrewniałym nagle ciałem,unosząc dłonie do oczu.Nie miałem już dłoni.Na ogniłychkikutach mrowiło się cmentarne robactwo.Nie miałem już oczu.Blade, obłe robaki wysypywały się spomiędzy moich gnijącychpowiek.Roiły się w moich ustach, ślepe, bezkształtne,wypełzając na świat przez wypróchniałe dziury w policzkach.Niemiałem już twarzy.Robaki kłębiły w dziurach po uszach.34 Wypełzały spod kołnierza, z rękawów, jeszcze chwilę temuopiętych ciasno, a teraz zwisających luzno na zetlałym truchle.Moje ciało gniło i rozpadało się, zżerane przez robaki,Gniło i śmierdziało, odchodząc od zeschniętych kości.Mięsopsuło się i bolało.Korowód robaków, przybyłych z niepojętnychgłębin świata, przeciągał przez nie jak przez wypróchniałedrzewo, uchodząc dziurami wygniłymi w twarzy i piersiach.Nie miałem już ciała.Nie potrzebowałem go.Nie potrzebowałem oczu, by widzieć.Mrok ani odległość nie były już dla mnie zasłoną.Dostrzegałemrzeczy, ludzi i myśli bezpośrednio w mym wnętrzu, jeśli można totak nazwać, że miałem jakieś wnętrze - widziałem tak wyraziście,jak nigdy dotąd nie podejrzewałbym, że to możliwe.Niepotrzebowałem uszu, by słyszeć.Warta, magazyny, las.Rozpaczliwa bieganina przerażonych, oszalałych od krzykufigurek, uśpione na zimę miasteczko - i dalej, w bezkres,gdziekolwiek chciałem sięgnąć myślą.Nie było czasu.Był jeden moment, nieustająca chwilastworzenia i śmierci [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •