[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zdobyli informację, że gość ma przejść o tej i o tej godzinie przez mur na Bonifraterskiej, żebyspotkać się ze swoimi kontrahentami w getcie.Miał mieć przy sobie sporą gotówkę, żebyzapłacić za kolejną partiędiamentów.  Okradacie swoich?  zdziwił się Janek. Raczej twoich  odparła Cywia z przekąsem. Ten jubiler to Polak.Wykupujeza bezcen złoto i diamenty od hurtowników w getcie. A ci hurtownicy też nie wasi?  odgryzł się Janek. Nie ma sensu tak rozmawiać. Więc przestań nas oceniać.Potrzebujemy broni.Zwykły pistolet kosztuje terazpiętnaście tysięcy, a jeden granat półtora tysiąca.A propos, obiecałeś nam dwie skrzynkigranatów. Ja?  zdumiał się Janek. Od tamtej pory nie mieliśmy ze sobą kontaktu  wyjaśnił Romek.Cywia wstała, stawiając świecę na skrzynce. No to macie teraz.Dostawa ma być jeszcze w tym tygodniu.Wyszła.Janek spojrzał na Romka w blasku świecy. O czym ona mówi? Nikomu nie obiecywałem żadnych granatów.Romek chrząknął zmieszany i przeszedł do wyjaśnień.Było gorzej, niż Janek myślał.Palsześć granaty, ale ranny Mosler w mieszkaniu Sajkowskich? Tego się nie spodziewałw najgorszych koszmarach. Czego on chce? Nie wiem. Romek pokręcił bezradnie głową. Cały czas jest nieprzytomny.Alechyba wie, że to ja.Janek milczał przez chwilę. Trzeba go dobić  zdecydował. Co?! Mam zabić rannego?! Ja to zrobię  powiedział Janek, dzwignąwszy się z posadzki.Zakręciło mu się lekkow głowie.Przytrzymał się ściany. Teraz?!  wykrzyknął Romek. Nie możemy z tym czekać.Kwapisz nadal żyje.Jeśli ci dwaj nawiążą ze sobą kontakt,to koniec. Ale jak chcesz to zrobić  w mieszkaniu, przy moich rodzicach? Oni i tak już umierająze strachu!Janek położył mu rękę na ramieniu. Romek, jeśli widzisz inne wyjście, to powiedz, bo ja też nie chcę mieć czegoś takiego na sumieniu.W oczach Romka oświetlonych chybotliwym płomieniem świecy widać było,że na próżno usiłuje znalezć w sekundę jakieś rozwiązanie.Pożegnali się z Cywią i korzystając z sieci podziemnych tuneli, których w ostatnichmiesiącach przybywało w getcie coraz więcej, przemknęli się pod osłoną nocy do mieszkaniaSajkowskich.Rodzice Romka jeszcze nie spali.Czekali na powrót syna.Od pewnego czasu działo sięz nim coś dziwnego.Albo zamykał się na długie godziny, robiąc jakieś zapiski, albo wychodziłz domu o dziwnych porach, nie zważając na nic.Miał też dziwnych znajomych  takich jakczłowiek, z którym wyszedł kilka godzin temu.Kiedy więc zgrzytnął klucz w zamku, obojeSajkowscy wpadli z nadzieją do korytarza. Romek!  wykrzyknęła Sabina. Janek!  zawołał niemal jednocześnie profesor Sajkowski.Nie było czasu na długie wyjaśnienia.Janek wiedział, że trzeba to załatwić szybko, niewdając się w żadne dyskusje. Przyszedłem zobaczyć się z Moslerem. Zpi teraz.Ale chyba jest z nim trochę lepiej.Janek obrócił się do Romka. Zostań tu. Nie.Chcę przy tym być.Ruszyli w stronę zamkniętej sypialni. Co wy chcecie zrobić?  zawołał Sajkowski. Romek, na litość boską! Jezus Maria, Leon, oni chcą go zabić!  wykrzyknęła Sabina.Romek obrócił się do nich. Zamknijcie się oboje, rozumiecie?Sajkowscy zamarli, porażeni chłodem, jaki bił od mężczyzny, którego uważali za swojegosyna.Mosler spał na wznak, oddychając ze świstem.Był cały spocony.Kropelki potu kapałyz jego ucha na poduszkę.Romek zamknął drzwi. Jak chcesz to zrobić? Janek rozejrzał się po pokoju.Wziął z fotela ozdobną poduszkę z wyhaftowaną różą.Takłatwiej będzie pozbyć się śladów niż po użyciu noża. Przytrzymasz go za nogi  powiedział cicho.Romek skinął głową.Podeszli ostrożnie do łóżka.Janek już miał nakryć zalaną potemtwarz poduszką, kiedy nagle Mosler otworzył oczy. Nie.Proszę.Romek wzdrygnął się jak oparzony.Mosler próbował unieść się na łokciach. Ja też mam rodzinę po aryjskiej stronie.%7łonę i matkę.Ja wszystko dla nich.Wystawię wam Kwapisza!Janek zamarł z uniesioną poduszkę. Co? Powiem wam, gdzie mieszka. Gadaj  rozkazał Janek. Nie za darmo. Czego chcesz? Trzy paszporty jakiegoś neutralnego kraju.Może być Paragwaj.Mosler opadł bezsilnie na poduszkę, dysząc ciężko.Furmanka podskakiwała na wąskiej ścieżce wśród lasów.Fiodor słabł w oczach. Dajcie pić. wyszeptał zaschłymi wargami. Dostałeś w brzuch, nie możesz nic pić  odparł Bronek. Najpierw musi cię obejrzećlekarz.Chyba macie u siebie jakiegoś lekarza?Fiodor się uśmiechnął. U nas wszystko jest.Nawet baby frontowe mamy. Prawdziwy raj na ziemi ta Czerwona Armia  zakpił Achmatowicz. Szkoda tylko,że jej nijak znalezć nie można. Jedz dalej. Fiodor podniósł z trudem rękę przed siebie. Już nieda-leko.Bronek zastanawiał się, jak skierować rozmowę na Sorokina, żeby nie wzbudzićpodejrzeń Fiodora. Mówiłeś, że jesteś radiotelegrafistą  zaczął ostrożnie. To dlaczego wysłali cięna patrol, jak zwykłego strzelca? Fiodor pokręcił głową. To nie był zwyczajny patrol.Lampa się przepaliła i poszliśmy do miasteczka, żebyposzukać czegoś na wymianę.Ja mówiłem od razu, że to głupie, bo w miasteczku ani jednegoradia nie uświadczysz.Niemcy strasznie tego tutaj pilnują.Wystarczy donieść na kogoś,że słucha radia, to nawet bez sprawdzenia rozstrzeliwują całą rodzinę.Ale ten dureń się uparł,wielki komisarz, psia jego mać.Bronek poczuł, że serce mu przyspiesza. Sorokin?Fiodor skinął głową. Pilną depeszę do Moskwy musi wysłać, powiada.A co ja mu poradzę, że sprzętnawalił? To znaczy ty wysyłasz jego depesze? A kto.Przecież mówię, że jestem radiotelegrafista.A ty co mnie tak wypytujesz, Hiszpan ?Bronek wzruszył ramionami, udając obojętność. Leż, przykryję cię.Okrył rannego szczelniej grubą derką, którą znalezli na furmance. A ty kto właściwie jesteś u swoich?  spytał Fiodor. Sanitariusz? Ja?Bronek się zawahał.Nagle zdał sobie sprawę, że proste pytanie trafiało w samo sedno:kim właściwie był u swoich? Płatnym mordercą? Wypłacali mu przecież żołd. Stoj!  rozległ się nagle okrzyk na drodze.Z lasu po obu stronach wypadło kilkunastu ludzi z długą bronią.Achmatowicz ściągnął lejce.Masywny koń zatrzymał się, parskając niespokojniechrapami.Miał zasłonięte ślepia i nie mógł dojrzeć, co się dzieje wokół. No to koniec jazdy  mruknął Achmatowicz, podnosząc ręce do góry. Wy kto, Ukraińcy?  zapytał po ukraińsku młody chłopak z automatem.Miał nie więcejniż osiemnaście lat i gładką cerę jak u dziewczyny.Najwyrazniej jeszcze się nie golił.Bronek milczał.Krótki pobyt na Wołyniu nauczył go, że pytania o narodowość należałytutaj do najtrudniejszych.Chłopak dał głową znak swoim ludziom, żeby przeszukali furmankę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •