[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ruszył do niej, ale ledwie dotarł do łóżka, wskoczyła na nie ibłyskawicznie znalazła się po drugiej stronie, zmierzając do drzwi.On byłjednak szybszy.RS 223- Nic dobrego nie wyniknęłoby z tej ucieczki - perswadował, trzymającją za ramiona, które drżały pod wpływem strachu.On jest na dole.Możeszwydostać się stąd tylko w jeden sposób.Muszę ci to brutalnie powiedzieć,ale.ale prawda jest taka, że wyłącznie ja mogę cię stąd wyciągnąć,wyłącznie ja.Och, porozmawiajmy.Pociągnął Millie w stronę łóżka.Błyskawicznym ruchem wziął ją na ręcei położył na pościeli, po czym usiadł obok.Ujął jej dłonie i lekko uderzałjedną o drugą jakby miał do czynienia z dzieckiem.- Millie.Millie.Nie boisz się mnie, prawda? Nie wolno ci się mniebać, bo będziemy spędzali ze sobą całkiem dużo czasu.Prawda, że niechciałabyś przebywać w tym pokoju do końca życia lub zostać gdzieśdaleko wysłana, co Boswell może zrobić w każdej chwili? To nie jest miłyczłowiek, ani trochę miły.Ale jeśli choć odrobinę mnie pokochasz,zaopiekuję się tobą.Chcę od ciebie tylko tyle - żebyś mnie odrobinękochała.Opanowała ją dziwna niemoc.Nie była w stanie opierać się i krzyczeć.Czuła, że zaraz jej ciało odrętwieje, a w żadnym wypadku nie mogła do tegodopuścić.Nie mogła.Zaczęła w myślach wzywać na pomoc panią Aggie iBena.Ben wrócił do domu o piątej.- Człowieku, gdzie ty byłeś? Na litość boską gdzie tak długo byłeś? -powtarzała wzburzona Aggie, ledwie stanął w drzwiach.- Wiem, gdzie onajest.Wiem.Annie twierdzi, że nie powinieneś powiadamiać policji, ale jasię z nią nie zgadzam, bo uważam, że sam nie dasz rady wyciągnąć stamtądMillie.Ben wziął Aggie za ręce i zmusił, by usiadła na kanapie.- Uspokój się! Uspokój! - krzyknął.- Opowiedz mi wszystko po kolei.Zrelacjonowała mu to, czego dowiedziała się od Annie, najlepiej jakpotrafiła.Zanim skończyła, wybiegł do sąsiedniego pokoju, ale zaraz wrócił.- Gdzie schowałaś ten stary nóż, podobny do korda, który zawszetrzymałaś w futerale? - spytał rozgorączkowany.- Och, nie.Nie bierz go, bo dojdzie do morderstwa.- Tak.I to ja mogę go dokonać.Mogę.Gdzie on jest?- W szufladzie.- Wskazała na kredens.- Z tyłu.Wyciągnął szufladę z takim impetem, że część sztućców spadła zbrzękiem na podłogę, ale od razu spostrzegł zakrzywiony w miejscu ostrzafuterał z brązowej skóry, z którego wystawała ozdobna rękojeść.Wyjął nóżz futerału i ostrożnie przesunął palcem po zakrzywionym ostrzu.UpewniłRS 224się w ten sposób, że ani trochę nie stępiło się od dnia, w którym Aggie przedlaty znalazła nóż na kupie śmieci za domem.Chciał, by mu go podarowała,jednak odmówiła.Ale teraz był w jego rękach.Zatknął go za szerokiskórzany pas i wsunął rękojeść pod szelkę.- Bądz ostrożny i użyj go tylko w razie konieczności.Jest ostry jakbrzytwa.Miała wrażenie, że jej słowa nie dotarły do Bena, bo zanim skończyła,ruszył pędem do drzwi.Biegł aż do Bale Street.Zdyszany, przystanął na widok świateł dorożki,która minęła trzeci z domów Boswella i skręciła w boczną uliczkę.Wówczas przekradł się za pojazdem pod otaczającym inną posesję murem.Przyciśnięty do ogrodzenia domu znajdującego się naprzeciwko domówBoswella, zobaczył przez otwartą tylną bramę nie tylko wysiadającego zdorożki mężczyznę, ale i drugiego, który stał w drzwiach od stronydziedzińca.Było ciemno, więc nie widział niczego dokładnie, jednak nieuszło jego uwagi, że woznica swobodnie zawrócił, wyjechał z bramy iskręcił w tę samą boczną uliczkę, którą tu dotarł.Skoro zaś manewrzawracania został wykonany bez najmniejszego trudu, znaczyło to, żedziedziniec jest szeroki, zapewne jeden wspólny dla wszystkich trzechdomów.Ben zastygł w bezruchu, przyciśnięty do muru, i trwał tak, dopóki pojazdnie zniknął mu z oczu.Siłą woli zmusił się, by od razu nie wbiec przezotwartą bramę, lecz zachować ostrożność i nieco zorientować się w sytuacji.Nie wiedział przecież, ilu jest w domu mężczyzn, z którymi będzie musiałwalczyć, chcąc uwolnić Millie.Gdy biegł na Bale Street, wpadł na momentdo Annie, która powtórzyła mu to, co powiedziała Neli, a mianowicie, że wniedzielę rzadko zjawiają się w burdelu klienci, natomiast Boswell na ogółtam jest.Jednak nic nie było absolutnie pewne.Szczerze powiedziawszy,Ben miał nadzieję spotkać Chudego i rozprawić się z nim.Bardzo tegochciał.Stał pod murem kilka minut, gdy nagle przyszło mu do głowy, żedrzwi mogą zostać w każdej chwili zamknięte, podobnie jak brama.Przemknął przez ulicę i wszedł na dziedziniec.Jedyny punktorientacyjny w gęstym mroku stanowiło dla niego mdłe światło, któresączyło się z okna na parterze.Uznał, że niedaleko od okna muszą byćdrzwi.Istotnie, posuwając się wzdłuż muru domu, natrafił na nie, ale wcalenie były tak blisko okna.Gdy zaś nacisnął klamkę, nawet nie drgnęły.Ruszył więc dalej wzdłuż muru i gdy jeszcze bardziej zbliżył się do okna,wymacał następne drzwi.Wstrzymał oddech i ostrożnie nacisnął klamkę,czując łomotanie serca.Gdy drzwi ustąpiły, zastygł na moment w bezruchu,RS 225po czym wśliznął się do ciemnego korytarza.Na jego końcu, pod drzwiami,dostrzegł smugę światła, więc podszedł tam ostrożnie i zaczął nasłuchiwać.Gdy upewnił się, że w pomieszczeniu panuje cisza, delikatnie poruszyłklamką i błyskawicznie otworzył drzwi.Neli stłumiła krzyk.Robiła coś przy stole.Natychmiast odwróciła głowęi nie patrząc na Bena, wskazała mu drzwi prowadzące z kuchni do dalszychpomieszczeń.- Uważaj w hallu - mruknęła pod nosem, jakby rozmawiała z kimśsiedzącym naprzeciwko niej przy stole.Ben w jednej chwili pokonał dzielący go od drzwi dystans i znalazł się wkolejnym, lepiej niż poprzedni oświetlonym korytarzu czy raczej hallu, bo zuchylonych drzwi na końcu docierało tu jasne światło.Nagle dostrzegł zadrzwiami jakiś ruch, jakby ktoś tam krążył po pokoju.Błyskawicznieotworzył je na całą szerokość, a znajdujący się za nimi mężczyzna równiebłyskawicznie odwrócił się w jego stronę.Zaczęli mierzyć się wzrokiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •