[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przebudzeniec sprzed czterdziestu sekund, ten na czterdzieści sekund przed atakiem, dostrzegaGenerała i cofa się o dwadzieścia sekund (jedna minuta realnego czasu zamazała się w ferworzeczasoprzemian, podlegając nieustannym modyfikacjom).Stalowy Generał sprzed czterdziestu siedmiu sekund, ten na czterdzieści siedem sekund przedatakiem, cofa się piętnaście sekund wstecz i znowu uderza, podczas gdy jego blizniaczy obraz ztego momentu Czasu obserwuje Generała sprzed czterdziestu siedmiu sekund i wycofuje sięjeszcze głębiej, na sekund osiem, ale -.Przebudzeniec, ten sprzed minuty, cofa się znowu o sekund dziesięć i -Czasoportacja!Przebudzeniec, ten stojący za Generałem i atakujący w Czasie minus siedemdziesiąt sekund,widzi Generała za Przebudzeńcem.Generał atakuje, lecz dostrzegają go obydwaj, a tamci dwajteż widzą ich obu.W jedenastej, piętnastej, dziewiętnastej i dwudziestej piątej sekundzie znika kolejno całaczwórka,.podczas gdy cały czas, gdzieś (kiedy), (może teraz) Spiż staje dęba i znów opada na czterykopyta, wywołując falę wstrząsów.Wstępna faza bitwy przeciąga się, bo Generał, ten przed Generałem i Przebudzeniec, ten przedPrzebudzeńcem, wciąż się zmagają i czasoportują, i czasoportują.Pięć minut i siedem sekund przyszłości tkwi w zawieszeniu, a dwunastu Generałów i dziewięciuPrzebudzeńców mierzy się wzrokiem.Pięć minut i dwadzieścia jeden sekund zamiera, a dziewiętnastu Przebudzeńców i czternastuGenerałów nieruchomieje w postawach bojowych.Na osiem minut i szesnaście sekund przed atakiem, stu dwudziestu trzech Przebudzeńców i stutrzydziestu jeden Generałów taksuje się oczami i decyduje na odpowiednią chwilę.%7łeby zaatakować en masse w tym jednym, jedynym momencie, a w odwodzie zostawić sobiesiebie z przeszłości.Jeżeli natomiast moment ów okaże się nieodpowiedni? Cóż, wtedy jeden znich legnie i tak zakończy się pojedynek.Wszystko ma swój kres.67Opierając się na błyskawicznych obliczeniach i założeniach, każdy z nich zdecydował, że tawłaśnie chwila nada się najlepiej do określenia przyszłości i utrzymania precyzji czasoportacji.Ikiedy armie Przebudzeńców i Generałów ścierają się ze sobą, ziemia zaczyna drżeć pod ichstopami.Nawet sam mechanizm Czasu ledwie wytrzymuje nadmierne przeciążenia, które sąrezultatem jego własnych dypozycji.Zrywa się wiatr, wszystko staje się nierealne, bo wszystkoszamocze się między istnieniem, stawaniem się a zaszłością.I dzieje się tak, że gdzieś, tam, Spiżmiażdży kontynent brylantowymi podkowami i miota nań deszcz niebieskiego ognia.Rozszarpane i zakrwawione zwłoki Przebudzeńców i rozczłonkowane szczątki Generałówmiotane huraganem płyną nad zwichrowanymi obszarami poza ognisko walki.To punkt zwrotnywszelkiego prawdopodobieństwa, gdyż ani Przebudzeniec, ani Generał nie mogą teraz zabijać wprzeszłości i modyfikują jedynie przyszłość.W centrum natężenie bitwy osiąga punktkulminacyjny.Armie wgryzają się w siebie z siłą, która wznieca rozszerzające się kręgifalujących przemian w całym wszechświecie.Kręgi wzbierają, opadają, mkną dalej i dalej, aCzas znowu odmierza historię wokół zdarzeń.Niżej Spiż opada na sześć kopyt i staje tak, że miasto zaczyna się walić.Poeta unosi różdżkę,lecz jej zielone płomienie ulegają powodzi ognia, którym zieje Spiż i który zalewa Błogorię.Naplanecie jest już tylko dziewięć miast, a i na te Czas zsyła pożogę.Domy, maszyny, trupy, dzieci,namioty - wszystko porywa ognisty podmuch i rozrzuca bez ładu po targowisku.Spójrz teraz na kolory.Czy to czerwień? Jest tu brzeg, a na dole rzeka - zielony strumień niosącyszkarłatne karpy.Miasto za trzema wapiennobiałymi mostami jest żółtoszaroczarne.Nieboprzyobleka kolor śmietankowego morza i dmie wichrem huczącyrn niczym piła mechaniczna.Zewsząd unosi się zapach dymu i swąd palonego ciała.Powietrze wibruje krzykiem, szczękiemzderzających się pojazdów i nieprzerwanym stukotem butów uciekających ludzi.Odgłosy to jakryk grzmotu w Noc Czarnego Luda, która nadciąga gwałtownie jak nieświadomość.- Zaprzestańcie! - woła pośród chaosu Vramin, stając się gorejącym, zielonym olbrzymem.-Zniszczycie cały świat, jeżeli będziecie dalej walczyć! - krzyczy, a jego głos jest jak grom, jaktrąby i buczki.Oni jednak nie przerywają zmagań.Czarodziej bierze Madraka za rękę i usiłuje otworzyćnadprzestrzeń, żeby uciec z Błogorii.- Ludność cywilna ginie! - woła jeden z Generałów.Jakiś Przebudzeniec parska śmiechem.- Mundur nie gra żadnej roli w Domu Zmierci! - odpowiada.68Pojawia się zarys wielkich, zielonych drzwi.Drzwi stają się coraz bardziej namacalne, zaczynająsię otwierać.Vramin zmniejsza się.Kiedy drzwi rozwierają się na oścież, on i Madrak zostają zmieceni wtamtą stronę, a na oceanie smaganym wiatrem wciąż ścigają się i załamują ogromne fale.Zamieć chaosu unosi również armie Generała i Przebudzeńca.Porywa je wicher przemian iniesie, targa, aż i one zbliżają się do zielonej bramy.Jej szeroko otwarte wrota są jakpromieniujący magnes, ściek czy oko wiru.Jedna za drugą, ciągle walcząc, wpadają w jej światłoi znikają.Kiedy brama zaczyna się zamykać, Spiż rusza wolniutko w tamtą stronę i udaje mu się przez niąprzecisnąć.W chwilę potem wrót już nie ma i chaos wypełnia puste po niej miejsce.Huk i szarpanina ustają, a cała Błogoria zdaje się oddychać z ulgą.Zniszczenia są wielkie; wieluludzi umarło lub umiera w tym właśnie momencie A moment ów można by umiejscowić natrzydzieści trzy sekundy przedtem, jak Przebudzeniec i Generał rozpoczęli czasoportację, którajuż się nie zacznie na tym zaśmieconym targowisku, pełnym dymiących kraterów i szczelin.Wśród zawalonych sklepień, przewróconych wież i spłaszczonych budowli kroczy zbawienie,dzierżąc ognisty miecz.Z Domów Mocy wykrada się cichcem gorączka dnia i słychać, jak gdzieśszczeka pies.69GNIEW CZERWONEJ PANIMegra z Kalganu ucieka, na wpół ślepo przebijając się przez wielokształtny tłum
[ Pobierz całość w formacie PDF ]