[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Najpierw wszakże zajmijmy się rozrywkami.Nessa wróci-ła, więc spędziłam popołudnie w Bloomsbury.Wybrałam się do warsz-tatów Omega, gdzie Roger oprowadzał po ekspozycji trzy rozćwierkaneFrancuzki i jak zawsze sprawiał wrażenie, że francuskie maniery i językdostarczają mu szczególnej rozkoszy.Obrazy lśniły w półmroku.Wraże-nie zrobiły na mnie przede wszystkim rzeczy Gertlera; Vanessa też bardzodobra; Duncan  wydawało mi się, że troszkę skłaniający się w stronęładności.Przyszła Nessa i wyszłyśmy razem, ja po drodze kupiłam sobiepłaszcz w kolorze moreli.Wypiłam herbatę na Gordon Square, gdzie za-wsze zaskakuje mnie ta nowa aranżacja, bez salonu.Wszystko to stanowiłopreludium do czwartkowego przyjęcia, na które brnęłam poprzez deszczi błoto  dość duża ekspedycja, jak na dwie godziny życia  ale bawiłamsię dobrze.Zawsze towarzyszy mi tam poczucie, że otacza mnie atmosfera domowa, ale stymulująca, a wszyscy, o których zwykle myślę, są realnieobecni.Ogromna liczba rozczochranych kobiet siedzących na podłodze.Większość czasu spędziłam w towarzystwie Oliviera, a kiedy zegar wy-bił dziesiątą, podniosłam się i wyszłam  jeśli kiedykolwiek istniał wzórwszelkich cnót, to ja nim jestem.A teraz widzimy, jak nadciągnął smutek.L.był zirytowany, zgaszony i bez ducha.Poszliśmy spać.Obudziłam sięz poczuciem klęski i ciężkiego losu.I to poczucie trwało, wzmagając się fa-lami przez cały dzień.Spacerowaliśmy brzegiem rzeki w zimnym wietrze,pod szarym niebem.Oboje zgodziUśmy się, że życie pozbawione iluzjijest rzeczą ponurą.Iluzje już nie powrócą.Ajednak powróciły wieczorem,około 8.30, przed kominkiem i byliśmy w radosnych nastrojach aż do pój-ścia do łóżek, a dzień zakończyliśmy porcją żartów.PONIEDZIAAEK, 12 LISTOPADAByliśmy dzisiaj w Londynie, jak to zwykle w poniedziałki.Poszliśmy doOmegi i zaraz zjawił się Roger, co wprawiło mnie w lekkie zażenowanie.19częściowo z uwagi na jego obrazy a częściowo dlatego, że nie lubię przynim rozmawiać o sztuce.Był jednak akurat w trakcie malowania, więczniknął.Potem poszliśmy na Gordon Square i kto otwarł nam drzwi?Clive we własnej osobie.Zaprosił nas do środka, gdzie w jednym z wiel-kich foteli siedziała Mary Hutchinson, moim zdaniem żałosny półksiężyc,a nie kobieta.Ona zawsze sprawia wrażenie załamanej i zrezygnowanej.WTOREK, 13 LISTOPADADzisiaj po południu rozpoczęliśmy drukowanie i zrobiliśmy trzysta egzem-plarzy pierwszej strony [ Preludium"], ale choć efekty są w większościbardzo dobre, przydałaby się nam druga prasa.L.przygotowuje wykład,który ma wygłosić w Hammersmith; ja mam przewodniczyć obradomKobiecej Gildii Spółdzielczej.ZRODA, 14 LISTOPADAL.miał wykład, ja prowadziłam swoje obrady.Zawsze mnie zastanawia,dlaczego te kobiety przychodzą, poza tym że może lubią siedzieć w gronieinnych kobiet, w cudzym pomieszczeniu, gdzie ogrzewanie i światło jestza darmo.Wydaje się, że są niezbyt zainteresowane.CZWARTEK, 15 LISTOPADAWydrukowaliśmy z sukcesem kolejną stronę, co zajęło nam czas do pod-wieczorku, a potem, o zmierzchu, poszliśmy do warsztatu drukarza [właś-ciciela The Prompt Press], który ma przyjść niebawem obejrzeć pomiesz-czenie na prasę.PONIEDZIAAEK, I9 LISTOPADADrukarz przyszedł pod koniec poprzedniej strony i był jakąś godzinę.Za-inwestowaliśmy dziesięć funtów, za które nabyliśmy maszynę tnącą, ob-liczywszy, że prasa drukarska powinna dotrzeć do nas przed czternastymstycznia.W piątek wybraliśmy się na koncert, ale wyszliśmy, kiedy zaczęłysię utwory angielskie.Herbata u Spikingsa z przedstawicielami wyższychsfer, wyglądającymi jak domowe pieski potraktowane zimną kąpielą.Roz-mawiali o braku automobili.Kupiłam sobie parę pończoch i do domu.Pończochy w ramach przygotowań do Garsington.Z tej wyprawy powró-ciliśmyjakieś dwie godziny temu.Trudno mi tu oddać pełnię wrażeń, poza191917 tym że całość nie przekroczyła zbytnio moich wyobrażeń.Ludzie rozpro-szeni po pokoju w kolorze laku pocztowego: Aldous Huxley zabawiającysię wspaniałymi dyskami z kości słoniowej i marmuru  tamtejszymi war-cabami; [Dorothy] Brett w spodniach; Philip [Morrell] w niesamowitymstroju ze skóry najwyższego gatunku; Ottoline, jak zwykle, w aksamiciei perłach; dwa mopsy.Lytton na wpół leżący w wielkim fotelu.Zbyt wielebibelotów, żeby było naprawdę pięknie, a jeszcze dużo zapachów i jedwa-biów, i ciepłego powietrza, które było nieco ciężkawe.Przez całą niedzielęz pokoju do pokoju przeciągały sznury ludzi.Po podwieczorku spędziłamw towarzystwie Ottoline może jakąś godzinkę przed kominkiem.Ogól-nie spodobała mi się bardziej, niż się spodziewałam po sposobie, w jaki jejprzyjaciele przygotowywali mnie na to, by ją polubić.%7ływotność wydałami się przemawiać na jej korzyść, a w osobistej rozmowie nadęcie ustę-puje miejsca zupełnie jawnym wybuchom złośliwości [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •