[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Ten najbardziej złośliwy z bogów śmiał się z nas.Coyotl zadrwił z nas so-bie.ROZDZIAA 22Tymczasem wiele miesięcy wcześniej z odległej Tuli wyruszyło na północpięćdziesięciu silnych i mężnych wojowników.Bez strachu pokonywali góry irzeki, przedzierali się przez dżunglę, znosili upał i mróz, lecz okazali się bezsilniwobec jadowitych wężów, dzikich zwierząt i chorób, które bezlitośnie ich dzie-siątkowały.W końcu tylko jeden, na skraju wyczerpania, dowlókł się do Miasta,gdzie został znaleziony i przyprowadzony przed oblicze Mrocznego Pana.Przed śmiercią zdążył wyszeptać tylko kilka słów.RLT  Tuła spalona.Nic nie zostało z naszych pięknych świątyń, piramid i pała-ców.Aztekowie.Kiedy Miasto zapadło w sen i Hoszitiwa przewracała się z boku na bok nęka-na koszmarami, a kolejni mieszkańcy których zniknięcie zostanie ogłoszonenastępnego ranka  w pośpiechu pakowali skromny dobytek i opuszczali prze-klętą dolinę, szukając lepszych ziem na północy i zachodzie, książę Jakal wezwałswojego sprawdzonego przyjaciela i doradcę. Nasze imperium upadło  powiedział cicho, gdy Mo-kihik wszedł dokomnaty. Zostaliśmy bez władcy, stolicy, ludu.Mokihik osunął się na kolana i przycisnąwszy głowę do kamiennej posadzki,głośno zapłakał, przywołując bogów Tolteków. Nasz czas tutaj dobiegł końca  ciągnął smutno Jakal. Wracaj do do-mu i spróbuj odszukać naszych rozproszonych braci.Wez ze skarbca obsydian,pióra, całe bogactwo, jakie tu zgromadziliśmy, i jedz.Może w Chichen Itza znaj-dziesz rodzinę.Uściskali się, a potem pili pulque, opłakując koniec dobrych dni.RankiemMokihik zaczął pakować obsydian, pióra, sól i srebro  a zebrało się tego tyle,że potrzebny był oddział stu niewolników  po czym wyruszył do krainy przod-ków.Zanim jednak na zawsze opuścił Miasto, złożył jeszcze jedną wizytę, o któ-rej nie wspomniał władcy.Wyrwana ze snu Hoszitiwa  karawana bowiem wyruszała w nocy  skło-niła się Mokihikowi, ale nie uklękła przed nim. Mój władca wierzy, że twoja obecność w Mieście jest wolą bogów i że onicię tu sprowadzili.Być może to prawda  oznajmił wyniośle. Czemu jednaksłuży twoja obecność: dobru czy złu, tego nie wiemy.Mogłaś zostać przysłana,by zniszczyć Miasto. Bądz je ocalić  odrzekła ze spokojem.Mokihik nie budził już w niejtrwogi. Jest coś, o czym nie wiesz.Książę uwolnił chłopca, który zbezcześcił świę-te miejsce, zagajnik bogów.Nie mogłem na to pozwolić, bowiem jeśli bogowieRLT nie otrzymają ofiary z krwi, na świat spada chaos.Bałem się, że decyzja o wy-puszczeniu chłopca rozgniewa bóstwa i zburzy harmonię.Teraz jednak wiem, żeto ja zachwiałem równowagę świata, postępując wbrew woli mego pana.Nie maładu bez posłuszeństwa.Wciąż nie rozumiała, o co chodzi dostojnikowi. Chłopiec nie odzyskał wolności  wyjaśnił. Posłałem za nim jagu-arów.Schwytali go, wzięli do niewoli i sprzedali do kopalni obsydianu na półno-cy, by do końca swego krótkiego żywota pracował ponad ludzkie siły.ROZDZIAA 23Hoszitiwa z ciężkim sercem szła korytarzami wiodącymi do komnaty księciaJakala.Zamierzała prosić, by pozwolił jej wyruszyć na poszukiwanie Ahotego.Postanowiła zataić, że prawdę o strasznym losie chłopca zna od Mokihika i żedoradca postąpił wbrew woli swego pana.Jakal siedział na tronie przygnębiony i zadumany.Towarzyszył mu tylko CziCzi, przycupnięty na drążku.Zdumiona dziewczyna zobaczyła łzy płynące popoliczkach władcy. Dlaczego płaczesz, panie?  wyszeptała. Nic nie mogło się równać z Tulą! Jej świątynie są pokryte złotem, sre-brem, koralem i piórami! Jej blask oślepia oczy śmiertelnika!  Otarł z policzkałzę. Lecz dziś już nic z tego nie zostało! Miasto obróciło się w proch! Awszystko to przeze mnie!  krzyczał z ogniem w oczach. Moki-hik miał ra-cję! Dałem ci się opętać! Stałem się słaby.RLT  O czym ty mówisz, panie?  spytała przerażona. Twierdziłem, że zmiłowałem się nad chłopcem dla dobra poddanych podjął zduszonym głosem. Ze uwolniłem go, by sprowadzić deszcz.Mokihikjednak dostrzegł to, do czego nawet przed sobą nie potrafiłem się przyznać.Wy-puściłem chłopca, by sprawić radość tobie.Ponieważ cię pragnąłem.Swe sa-molubne chuci przedłożyłem nad dobro ludu, nad wolę bogów!  krzyknął.A teraz wszyscy ponosimy karę za moje zbrodnie. Nie!  zawołała, kładąc mu rękę na ramieniu. Ten, kto okazuje współ-czucie, nie popełnia zbrodni.Panie, Ahote nie wiedział, że wchodzi do sanktu-arium [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •