[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zanim James zdążył odpowiedzieć, drzwi otworzyły się z łoskotem i stanął w nichkipiące złością Mitch.-Gdzieś ty, do cholery,był? James usiadł nałóżku.-Nigdzie.-Gówno prawda! Zadzwoniłem z roboty.-Nie widziałem wiadomości.- Nie powiedziałem, że zostawiłem wiadomość, tylko że zadzwoniłem.Gdzieś ty,do cholery, poszedł?-Na spacer.-Nie kłam.- Mitch potrząsnął głową.-Nie kłamię.Poszedłem na boisko obejrzeć małą ligę.-Pozwoliłem ci wychodzić?-Nie myślałem, że wkurzy cię zwykły spacer.Zamknąłem dom.-Z kim byłeś?-Z nikim - skłamał, ale Mitch nie dał się nabrać.-Jeśli dowiem się, że.-W nic się nie wpakowałem.-Ja robię cały dzień, a ty siedzisz na dupie i oglądasz baseball.- Masz rację - powiedział James.- Tak nie powinno być.Powinienem znalezć sobie pracę.-Nawet nie myśl o rzucaniu szkoły, gnojku.-Myślę o pracy w weekendy.-Już ja wiem, jaką ty miałeś robotę.-To może ty mi wybierz zajęcie.Mówię serio.To uciszyło Mitcha.Zgromił brata wzrokiem i odszedł.-Miałaś czas się zastanowić?Mitch wrócił się z korytarza.-Gadasz sam ze sobą?-Co ci do tego?- Chris przyjechał do domu na weekend, mądralo.Wychodzimywieczorem.James wyglądał na zagubionego.-OK.-Tobie naprawdę uszkodziło mózg - rzucił Mitch.- Nie masz zielonego pojęcia, oczym mówię, co?-Twój kumpel Chris?-Brat Rayny.Mówi ci to coś? Dostał wolne.-No to bawcie się dobrze, ja sobie poradzę.-Pewnie, że sobie poradzisz - westchnął Mitch.- Już ja się tobą zajmę.Jedziesz znami.Podczas długich rozmyślań na dachu już prawie zdecydowałam się na zajęcie,oczywiście z pomocą Jamesa, pustego ciała, ale wciąż bałam się, że moja dusza możesobie nie poradzić.James mógł być inny.On nawiedzał miejsce, nie ludzi.Być możeta cecha sprawiła, że był silniejszy ode mnie? Bałam się, że jeśli wejdę w czyjeś ciało,osłabnę, wpadnę do mojego piekła i nigdy już nie zobaczę Jamesa.Tego nie dało sięprzewidzieć.-Zabierz mnie do miejsca, które nawiedzałeś - poprosiłam, chcąc odtworzyćjego drogę.-Już to zrobiłem.Nawiedzałem tamto boisko do baseballu.-Czemu mi nie powiedziałeś? - spytałam z lekką irytacją. -Bałem się, że cię to zasmuci.Rzeczywiście, mogło tak być.Patrząc na trawę, wyobrażałam sobie ogród, poktórym dwuletni James biegał na bosaka, a zaraz potem, patrząc na boisko,zobaczyłabym, jak jego duch wędruje nocą od bazy do bazy.Targnęła mną nagła żądza.Zapragnęłam poznać wszystkie jego wspomnienia,każdy zapach i dzwięk, każdy kolor, który pozostał mu z dawnego życia.Bałam sięswoich własnych wspomnień, ale chciałam znać jego.-Opowiedz mi wszystko, co pamiętasz ze swojego życia - poprosiłam.-Już ci wszystko opowiedziałem.-Powiedziałeś też, że codziennie przypominasz sobie nowe rzeczy.Co przypomniałeśsobie dzisiaj?Zastanawiał się przez chwilę w milczeniu.- Przypomniałem sobie dzwięk fotela na biegunach.Skrzypiał z lewej strony.Przygotowując się do wieczoru w towarzystwie Mitcha, odegrał rolę komika.Występ składał się wyłącznie z pokazywania mi podkoszulków Billy'ego, ale śmiałamsię tak szczerze, że obrazki na ścianach łopotały niczym motyle skrzydła.Nadruki napodkoszulkach, począwszy od czaszki, z której oczodołu wypełzał wąż, aż do kałużywymiocin, tak bardzo odbiegały od osobowości Jamesa, że byłam oczarowana.Kiedywreszcie ściągnął sweter, który miał na sobie cały dzień, i włożył brązowy T-shirt, teżsię zaśmiał.Tkanina była tak cienka, że widziałam jego obojczyk i zarys mięśni.-Z góry przepraszam za wszystko, czego mogą dopuścić się moi dzisiejsitowarzysze - powiedział, narzucając kurtkę.-Dziękuję, ale pamiętaj, że dwa lata mieszkałam z Brownem w męskimakademiku.- Naprawdę? - Był pod wrażeniem.- Nieustraszona Helen!Chociaż Mitch nie raz i nie dwa kazał mu się pospieszyć, to James musiał naniego poczekać pod drzwiami.Mitch, kiedy wreszcie się pojawił, zakładając dżinsowąkurtkę, spojrzał podejrzliwie na brata.-Co ty? Uczesałeś się?-A co? Dobre pięćdziesiąt razy mi mówiłeś.Mitch wzruszył ramionami. -Wcześniej jakoś nie działało.Poszłam za nimi w kierunku wraka na kółkach i usiadłam z tyłu.- Gdzie jedziemy? - spytał James.-Do Zardzewiałego Gwozdzia.- Mitch ruszył ulicą.- Pózniej może też na film.Czemu pytasz?-Tak sobie - powiedział James.- Z tyłu chyba za bardzo wieje, co? -powiedział,opuszczając szybę.Obrócił się i spojrzał na mnie.Byłam zbyt zaskoczona, żebyodpowiedzieć.W jakimś sensie pochlebiało mi, że zapomniał, iż wiatr nie możezburzyć mi fryzury [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •