[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Dobre. Oszczędny, chłodny uśmiech wykrzywił war-gi kapitana. Posłałem na Aysicę wszystkich ludzi, którzynie mają kusz w rękach.Pogonimy ich.Chodz no tu.128 | Robert M.Wegner Varhenn podszedł do krawędzi skały. Patrz.Pierwsza barykada dopalała się powoli.Wokół niej pię-trzyły się stosy trupów, zryta kopytami ziemia wyglądała jakświeżo zaorane pole, na którym zakiełkowało właśnie dzi-waczne zboże  strzały, bełty i oszczepy.Po wewnętrznejstronie ognistego półokręgu kilkudziesięciu żołnierzy zbie-rało pospiesznie ten plon, wyrywając groty z ziemi i z ciał.W meekhańskiej armii każdy pocisk był wykorzystywany ty-le razy, ile razy dało się go odzyskać. Nie tam.Na nich.Varhenn oderwał wzrok od krzątaniny żołnierzy i prze-niósł go dalej.Koczownicy szykowali się do kolejnego ataku.I tym razem było widać, że podchodzą do sprawy poważnie.Podzielili się na wyrazne oddziały, liczące na oko około ty-siąca ludzi, między którymi bez przerwy kursowali gońcy.Co najmniej trzy kilkusetosobowe grupy zmierzały w stronęnajbliższego lasu; pośrodku całej armii, wewnątrz pustejprzestrzeni, naradzało się około dwudziestu jezdzców. Syn Wojny, kilku jego dowódców i jeśli mnie wzrok niemyli, zrebiarze.Wiedzą już, że nie zdobędą wejścia do doli-ny z marszu, więc szykują się do walki na poważnie.Jeśli są-dzisz, że poprzedni atak był potężny, to zobaczysz, co tu siębędzie działo za godzinę. Po co to robią? To znaczy, panie kapitanie, dlaczegokoniecznie się tu pchają? Mają całą prowincję dla siebie&Kawer Monel splunął przez zęby. Gówno mają.Rozmawiałem z paroma sołtysami i bur-mistrzami.Te pożary, które widzieliśmy, to nie koczownicy.My je rozpaliliśmy.Takie były rozkazy gubernatora: wycofaćsię i zostawić im zgliszcza i ruiny.Uciekinierzy zniszczyliwszystko, czego nie mogli ze sobą zabrać.Przywiezli do tejdoliny cały majątek, złoto, srebro, klejnoty, drogie tkaniny,przyprowadzili najlepsze zarodowe stada.Najpewniej za na-Wszyscy jesteśmy Meekhańczykami | 129 szymi plecami jest teraz więcej dobra niż w cesarskim skarb-cu.I oni  skinął głową w stronę szykującej się do bitwy ar-mii  dobrze o tym wiedzą.Na dodatek widzą, jak wszyst-ko to wycieka im za Mały Grzbiet.Muszą przed wieczoremzdobyć dolinę. Nie zdobędą.Spojrzenie dowódcy prześliznęło się po twarzy chłopaka. Byłeś na dole i dopadła cię gorączka bitewna, co?Przeżyłeś pierwsze starcie bez zadrapania i wydaje ci się, żebędziesz żył wiecznie? Coś ci powiem, chłopcze.Ci żołnierzena dole najpierw maszerowali całą noc i cały dzień, żeby siętu dostać, następną noc okopywali się bez chwili przerwy,a dziś od samego rana walczą.Już są śmiertelnie zmęczeni,a do wieczora będą martwi.Se-kohlandczycy nie odpuszcząim teraz, będą atakować raz za razem, aż piechota ze zmę-czenia nie będzie mogła unieść tarcz i mieczy.I wtedy, byćmoże, wreszcie okrwawisz to swoje żelazo.A teraz leć dopułkownika i powiedz mu, że nie będzie miał już dziś chwiliodpoczynku.A potem znajdz porucznika Kawacra i powiedzmu, żeby zwiększył tempo.Nawet jeśli miałby popędzać lu-dzi batem.Odszukaj też czarodzieja, niech sprawdzi, jakidzie wybijanie zwierząt.Cholera.Potrzebuję jeszcze jed-nego lub dwóch gońców, a mam tylko ciebie.Tu każda ku-sza, a przy wejściu każda para rąk jest potrzebna& No nic,musisz na razie wystarczyć.Biegiem! Tak jest!* * *Dziesiętnik zamilkł, ale jakoś nikt nie chciał go poganiać.Przez chwilę maszerowali w milczeniu. Rzeznia  mruknął wreszcie. Rzeznia, która odby-wała się przy wejściu do doliny, była niczym w porównaniudo tego, co działo się w jej głębi.Wszystkie zwierzęta zapę-dzono w jedno miejsce i około stu ludzi z toporami i ciężki-130 | Robert M.Wegner mi nożami w rękach brodziło po kostki w ziemi rozmiękłejod krwi, zabijając jedno po drugim [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •