[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A czemuż to?- Nie było go tutaj w czasie minionych świąt BożegoNarodzenia.Przyjechał dopiero trzy miesiące temu.Generał uśmiechnął się.Pytanie było podchwytliwe,niewielu ludzi odpowiedziałoby prawidłowo.- Teraz już wiem, że byłeś członkiem tej organizacji, aleskąd mam wiedzieć, że już nim nie jesteś?- Chyba będziecie musieli mi zaufać.- Co miałbyś do zaoferowania?236 - Pomogę uczynić z waszego wywiadu organizację godnądwudziestego wieku i jednocześnie zapobiegnę różnymklęskom, które mają dotknąć waszą gospodarkę i króla.W chwili, gdy wypowiedziałem słowo  król", generałspoważniał.- Króla? Co to ma znaczyć? Czy król jest w niebez-pieczeństwie?- Tak.To nic pilnego, nic, o czym mógłbym teraz powie-dzieć, ale są tacy, którzy chętnie widzieliby go wśród martwych.W pokoju zapadła cisza.Generał zastanawiał się.Młodszyfunkcjonariusz patrzył na niego, czekając na jakąś reakcję.Narastało napięcie, które zaczęło udzielać się nawet straż-nikowi przy drzwiach.- Poleciałbyś do Ammanu, żeby spotkać się z kimś?- Do Ammanu?Propozycja spadła na mnie niczym grom.Amman, stolicaJordanii.Tak blisko Izraela, tak daleko od Stanów Zjed-noczonych.Do cholery, jak mógłbym tam polecieć i marzyć,że kiedykolwiek uda mi się stamtąd wydostać? Istniał jakiśsposób, żeby się z tego wyplątać? Mógłbym powiedzieć  nie"i wyjść z tego cało?Generał widział, że się waham.Powiedział:- Przemyśl to.Jutro będę tutaj.Możesz zatelefonować ipowiedzieć, co postanowiłeś.- Jeżeli wyrażę zgodę, kiedy będę leciał?- Nie powiedziałem, że polecisz do Jordanii.Chciałemtylko wiedzieć, czy wyraziłbyś zgodę.Muszę jeszcze pomówićo tym z pewnymi ludzmi.- Będziecie rozmawiać o mnie przez telefon?- Nie.Posłużę się używanym przez ambasadę systememkodowanych depesz.- Nie rób tego.jeśli nie chcesz mnie zabić.Kod zostałzłamany już dawno temu i o waszej linii można powiedziećwszystko, tylko nie to, że jest bezpieczna.237 - Więc co radzisz?- Użyć poczty dyplomatycznej lub wysiać gońca.- Taka operacja zajmie więcej czasu.- Zadzwonię jutro i przekażę moją odpowiedz - powie-działem, wstając.- Nie widzę żadnych problemów.Będętylko potrzebował jakichś gwarancji.- Dobrze.W takim razie.Do jutra.- Jeszcze jedno.Na wypadek, gdybym wam się przydał,mógłbyś sprawdzić, czy będziecie w stanie zaspokoić mojąchciwość?- O to się nie martw.Nie damy ci zginąć z głodu, że taksię wyrażę.- Wszyscy uśmiechnęli się.Tylko nie ja.Niemogłem.- Jak przedstawisz się, kiedy do nas zatelefonujesz?Zamyśliłem się.- Isa.Przedstawię się Isa.- Do zobaczenia wkrótce, Isa.Generał uśmiechnął się i wyszedł z pokoju.Młodszyrozmówca odprowadził mnie do frontowych drzwi.- Wezwać taksówkę? - zapytał.Wsiadanie do taksówki przed ambasadą Jordanii, na-przeciw ambasady Izraela, nie było dobrym pomysłem.- Może mógłbyś mnie odwiezć?Poszliśmy do jego samochodu, stojącego na tyłach am-basady.Podwiózł mnie do najbliższej stacji metra.Dałemmu adres hotelu i numer pokoju, na wypadek, gdyby chcielisię ze mną skontaktować.Potem wysiadłem z samochodutak szybko, jak to możliwe, i poszedłem na stację.Bombaposzła w górę.Gonitwa rozpoczęła się i teraz mogłem jużtylko czekać, czy poczyniłem właściwe zakłady. 19Ephraim miał mi dostarczyć pieniądze, ale - z jakichśpowodów - nie zrobił tego.Gdyby to była normalna operacjaMosadu, mógłby pobrać tyle pieniędzy, ile mu się podoba zbanku sayana - żydowskiego bankiera, który był godnyzaufania i chętnie otwierał skarbiec zawsze, gdy wywiadpotrzebował gotówki.Następnego dnia pieniądze byłybyzwrócone, po spłynięciu funduszy z kwatery głównej w Iz-raelu.Banki sayanów są wykorzystywane tylko w wyjąt-kowych sytuacjach.Moja operacja nie była oficjalną akcjąMosadu, musiałem więc liczyć, że Ephraimowi uda się cośzorganizować lub wyciągnę forsę od ludzi, dla którychrzekomo miałem pracować.Sytuacja wydawała mi się odrobinę śmieszna, nic na to niemogłem poradzić.Współpracowałem równocześnie z agenc-jami wywiadowczymi kilku krajów, a nie miałem pieniędzyna porządny posiłek.Albo coś się szybko zmieni, albo nimsię obejrzę naprawdę wyląduję w rynsztoku.Zgodnie z moimoszacowaniem, mogłem zatrzymać się w hotelu jeszcze przezkilka dni, a potem.koniec, cześć pieśni.Siłą skierowałem myśli na przyjemniejsze tory i zatele-fonowałem do Belli.Chciała wiedzieć, co się dzieje, skąd mawziąć pieniądze na życie.Ephraim obiecał przesłać jej czek,który wyglądałby jak nadany przeze mnie.Miałem jejpowiedzieć, że jest to zaliczka na poczet przyszłej pracy wfirmie na stanowisku doradcy do spraw bezpieczeństwa.Bella nie powinna być pozbawiona materialnego zabez-239 pieczenia.Gdybym nadal pracował dla Mosadu, nie miałabyproblemów z pieniędzmi, a gdybym nie wplątał się w tęaferę, mógłbym zarobić na życie.W obecnej sytuacji, o finan-se Belli powinien zadbać Ephraim.Jak się okazało, niezrobił tego, ale ja wciąż żyłem w przekonaniu, że zrobi.Martwiłem się, jak Bella wiąże koniec z końcem.Na pewnopomoże jej ojciec, ale wiedziałem, że nie poprosi go o to,dopóki sytuacja nie stanie się naprawdę ciężka.Niewielemogłem zrobić, poza zadręczaniem się.Około trzeciej nad ranem postanowiłem sprawdzić, czyJordańczycy wysłali kogoś z zadaniem sprawdzenia mnie.Ubrałem się i wyszedłem z hotelu.Ulice były zupełnieopustoszałe, nikt za mną nie szedł.Jeśli miałem ogon, toalbo był ślepy, albo uciął sobie drzemkę.Następnego dnia zadzwoniłem do ambasady brytyjskiej ipoprosiłem o spotkanie z łącznikiem.Chciałem zobaczyć sięz nim gdzieś poza ambasadą i przekazać informacje.Poprosił, żebym zatelefonował za godzinę.Zrobiłem to iusłyszałem, że nie może opuścić budynku, ale chętnie spotkasię ze mną na terenie ambasady, kiedy tylko będę miałochotę.Uświadomiłem sobie, że zostałem uznany zaniebezpiecznego osobnika, który prawdopodobnie współ-pracuje z jakąś mocno podejrzaną grupą.Ich człowiek niechciał ryzykować.Ja również nie mogłem ryzykować jeszczejednej wizyty w ich ambasadzie, toteż powiedziałem, żeprzekażę informacje telefonicznie.Informacje - zbiór luznych, rozmaitych materiałów - zo-stawił mi Ephraim przed odlotem do Izraela.Ponieważ odpewnego czasu w Europie nasilały się akty terroryzmu,informacje dotyczące aktywności organizacji terrorystycznychbyły poszukiwanym towarem.%7ładna agencja nie uganiałasię za nimi z takim samozaparciem jak Mosad.Jego agenciwchodzili w układy z każdym, żeby tylko pozyskać ostrzeże-nie o planowanych zamachach na różne cele w Izraelu.240 Obowiązywał ciągły rozkaz dla wszystkich agentów opera-cyjnych, stwierdzający, że pod fałszywą banderą1 należykontaktować się ze wszystkimi możliwymi organizacjamiterrorystycznymi.Jedyne ograniczenie dotyczące tych kon-taktów polegało na tym, że trzeba było uzyskać zezwoleniena przeprowadzenie akcji z Europejskiego Ośrodka Operacyj-nego Mosadu w Brukseli i zaczekać na zabezpieczeniespotkania z terrorystami przez oficera specjalizującego się wtakich zagadnieniach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •