[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie.- Rax pokręcił głową.- Możesz być.-I wtedy do niego dotarło,przebiło się przez zasłonę losu, przeznaczenia czy co go tam chroniło przeduświadomieniem sobie, co właściwie się dzieje: ten człowiek, to coś, zostałpochowany za czasów osiemnastej dynastii, ponad trzy tysiące lat temu! Nieupadł tylko dzięki temu, że opierał się o trumnę, zaciskając na niej ręce.-Jak.?Coś, co musiało być uśmiechem, wykrzywiło starożytne usta.- Magia.- Nie ma czegoś ta.- Najwidoczniej jednak było, protest więc zamarł mu naustach.Uśmiech zniknął, ustępując miejsca czemuś o wiele mniej przyjaznemu.- Z.niszcz to.Tak jak wtedy, gdy otwierał drzwi pracowni, umysł doktora Raxa zostałodepchnięty w najdalszy zakątek, a jego ciało poddało się innej woli.Tyle żetym razem był tego świadomy.Mgła zniknęła.Patrzył na siebie, jak zbiera bandaże i niesie je do zlewu.- To.też.Walcząc ze sobą, podniósł ze stołu pasek z hieroglifami i dorzucił go dobandaży.Kiedy szedł do ciemni, wiedział już, że ta istota czerpie z jego umy-słu.Ogień istniał w czasach osiemnastej dynastii, ale chemikalia nie.Butlaskoncentrowanego kwasu askorbinowego wystarczyła, by rozpuścić zbutwia-ły materiał tak, że dało się wszystkie pozostałości spłukać.Chociaż drżały mu dłonie, nie mógł ich powstrzymać przed wylaniem kwasu na materiał.Sercego bolało, gdy patrzył na rozpad artefaktów, i gniew dodał mu sił.Powoli obrócił swoje ciało i napotkał spojrzenie oczu tak ciemnych, że niedało się odróżnić zrenicy od tęczówki.- To było niepotrzebne - zdołał wydyszeć.Oczy zwęziły się, a potemrozszerzyły.- Twój bóg nie poznał.swojej siły.dobrze dla mnie.- O czym ty, do diabła.- Musiał przerwać, żeby wziąć oddech."Brzmimy jakdwa fatalnie wyregulowane odbiorniki radiowe".- O czym ty mówisz? Mójbóg?- Nauka - starożytny głos brzmiał coraz mocniej.- Wciąż jest tyłkoprzejawem.Nie dość silnym.by ocalić twój tyłek.Rax zmarszczył brwi.Jego myśli plątały się, próbując wydobyć jakiś sens zniemożliwego - to nie była fraza, jakiej użyłby Egipcjanin z czasówosiemnastej dynastii.- Mówisz po angielsku.Ale angielski nie istniał, kiedy.- Kiedy żyłem?- Skoro tak chcesz to nazwać. Ten sukinsyn się świetnie bawi.Pozwala mido siebie mówić".- Uczę się od ka, które zabieram.- Od ka?!- Tyle pytań, doktorze Rax.- Tak.- Setki, tysiące pytań walczących ze sobą o pierwszeństwo.Być możestratę artefaktów da się jakoś zrekompensować.Aż zadrżał od ledwiewstrzymywanego podniecenia.Może da się zapełnić dziury w historii.- Tylemógłbyś mi powiedzieć.- Owszem.- Przez jedną chwilę na starożytnej twarzy pojawiło się coś nakształt żalu.- Całkiem przyjemnie byłoby uciąć sobie z tobą.pogawędkę.Nie.stety, potrzebuję tego, co ty możesz mi powiedzieć.Doktor Rax patrzył, jak stara dłoń zaciska się boleśnie mocno na jegonadgarstku. Uczę się od ka, które zabieram".A ka to dusza.młodyczłowiek zmarł dziś rano.angielski nie istniał.- Nie! - Zaczął się zapadać w otchłań hebanowych oczu.- Uwolniłem cię! Tylu rzeczy jeszcze nie wiem!" - pomyślał.I to właśnie dało mu siłę, bywalczyć.Uścisk stał się mocniejszy.Rax wolnym ramieniem wymachiwał w powietrzu, uderzał łokciem o szafki,zrzucił z półki pustą butelkę - nadaremnie.Ale walczył do upadłego.I przegrywał, pytanie po pytaniu.Jak, i dlaczego, i gdzie.I co? I wreszcie: kto? *- Nie sądzę, żebyś zwariował.- Skąd wiesz?Vicki wzruszyła ramionami.- Bo znam wariatów i znam ciebie.Henry opadł na kanapę obok niej i chwyciłjejobie dłonie w swoje.- Więc czemu wciąż śnię o słońcu?- Nie wiem, Henry.- Rozpaczliwie potrzebował ukojenia, lecz nie wiedziała,jak mu je dać.Tu trzeba było czegoś więcej niż stwierdzenia:  Moje bie-dactwo" i buziaka w nos.Wyglądał na tylko troszkę przestraszonego, za tokruchego, a wyraz jego twarzy sprawiał, że w jej gardle pojawiała się gulauniemożliwiająca przełykanie i oddychanie.Jedyne zapewnienie, jakie mogłamu dać, to że z czymkolwiek będzie musiał się zmierzyć, nie będzie tego robiłsam.- Ale wiem, że nie poddamy się bez walki.- My?- Prosiłeś mnie o pomoc, pamiętasz? Skinął głową.- No właśnie.- Kciukiem powiodła po jego dłoni.- Mówiłeś, że coś takiegoprzytrafiało się innym twojego rodzaju.?- Znam takie opowieści.- Opowieści?- Vicki, polujemy sami.Poza czasem przemianyniemal nigdy nie zadajemy się z innymi wampirami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •