[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ju\ wiem, galeryjka nad salą gimnastyczną.Co prawda uczniomnie wolno tam przebywać, ale ja będę uczennicą dopiero od poniedziałku, więc mam to wnosie.Bezszelestnie weszli po schodach na wąską galerię.Szum sali balowej buchnął im wtwarze, gdy otworzyli drzwi i wemknęli się do środka.- Uwa\aj, \eby nas nikt nie zauwa\ył - szepnęła Liv.Galeria, która początkowo przeznaczona była dla publiczności oglądającej zawodysportowe, teraz słu\yła jako skład uszkodzonego sprzętu i starych mebli.Jo usiadł na stosietreningowych mat i oparł plecy o drewnianego konia.Liv z wahaniem przycupnęła obok.Niebyła pewna, czy Jo \yczy sobie, by siedziała tak blisko niego.On miał wcią\ na twarzy wyraz gniewnego napięcia, okolice warg i nosa były niemalbiałe.- Zachowałem się okropnie, prawda?- A czy ja będę okropna, kiedy powiem, \e ona sobie na to zasłu\yła? - uśmiechnęłasię Liv zawstydzona.Milczeli.Jo marszcząc brwi wpatrywał się w podłogę.- Chciałeś ze mną porozmawiać - zaczęła w końcu Liv.Jo jakby się ocknął.- No właśnie, jak się posuwa śledztwo w sprawie zamordowania Bergera?- Powoli, tak mi się zdaje.Byłam przesłuchiwana przez takiego faceta ze słu\bykryminalnej, przychodzili te\ do mnie jacyś dziennikarze, ale odesłałam ich do Tulli.Zwłaszcza \e ona nie miała nic przeciwko temu.Ja zresztą te\ nie uwa\am, \e prasa niepowinna zajmować się sensacjami, ale kiedy w grę wchodzi morderstwo, śmierć człowieka,to, moim zdaniem, babranie się w tym wcale nie jest zabawne.Jo kiwał głową.Liv opowiedziała mu o swoich spostrze\eniach na temat trzech gości lensmana, Jootrzymał szczegółowe opisy wszystkich trzech i oboje z Liv spoglądali dyskretnie na salę ta-neczną, by się dokładniej przyjrzeć ludziom, o których opowiadała.- Ten dość ponury typ z bardzo ładną \oną to in\ynier Garden.On ma tylko dwie córkii o ile wiem, nikogo w rodzinie, kto by mógł mieć na imię Arvid.- Tak, ten tajemniczy Arvid wszystko komplikuje - rzekł Jo.- Ciekawe, czy on wogóle istnieje? Ale poza tym myślę, \e ten twój in\ynier to wcale przyjemnie nie wygląda.Zimny, nieczuły typ, urodzony zarządca, tak mi się wydaje.- Podobno jest bardzo zakochany w swojej \onie.- O, tak, to mo\liwe.Właśnie takie lodowato zimne typy zdolne są co prawda tylko dojednej, ale za to desperackiej namiętności, jeśli mogę się posłu\yć takim określeniem.Iprawdopodobnie jest strasznie zazdrosny, prawo własności, rozumiesz.Ale on mi niewygląda na jakiegoś crime passionnel, więc mo\emy z pobła\aniem odnieść się do drobnychuczuciowych słabostek pana in\yniera.No a adwokat Sundt, kto to taki?- Stoi z boku, o, widzisz, właśnie stara się ukradkiem poklepać po pupie tamtądziewczynę.Co za obleśny typ! On to prawdziwa wa\na figura, wiesz, taki człowiek, co toma mnóstwo wpływowych przyjaciół, z którymi wieczorami dyskutuje o interesach i polityce.Mój ojciec dumny jest niczym paw za ka\dym razem, gdy go pan adwokat zaprasza na teseanse.śonaty, ale bezdzietny i tutaj te\ \adnego Arvida w zasięgu wzroku.Jak wygląda naszdyrektor, to wiesz, naprawdę trudno mi wyobrazić go sobie jako pozbawionego sumieniamordercę.Spójrz, Jo! On patrzy w górę!Pospiesznie wrócili na maty.Liv siedziała przez chwilę w milczeniu, obserwującprofil Jo.Tak bardzo chciała mu coś powiedzieć, ale nie wiedziała, jak on zareaguje.Nie bądztchórzem, Liv, próbowała dodawać sobie otuchy.Czy zawsze musisz oczekiwać najgorszego?W końcu zebrała się na odwagę i wykrztusiła głosem dr\ącym z obawy o to, jaka będzieodpowiedz:- Jo, ja tak strasznie za tobą tęskniłam.- I ja tak\e, Liv.Wypowiedział te słowa jakoś bezbarwnie i nawet nie odwrócił głowy w jej stronę, nieulegało jednak wątpliwości, \e się na nią nie gniewa, więc Liv mówiła ju\ nieco śmielej:- Ty.sprawiłeś mi prawdziwy ból tam w górach, Jo, \e nie dałeś mi swojego adresu,\ebym mogła do ciebie napisać.- Wiem - powiedział krótko.- Byłem głupi, ale myślałem, \e tak trzeba.- Có\, rozumiem.A poza tym wiedziałeś, \e ja nigdy niczego od ciebie nie za\ądam.Jo ukrył twarz w dłoniach.- Ja wiem, \e ty nigdy niczego ode mnie nie za\ądasz.Och, Liv - szepnął udręczony.- Jo, co się stało? Jesteś jakiś inny.Czy zrobiłam coś złego?Potrząsnął głową, ale nie odsłonił twarzy.Liv długo siedziała w milczeniu.Serce ściskało jej się z bólu.Jo był tak blisko niej, azarazem tak daleko.- Jak mogłabym ci pomóc, Jo? - szepnęła w końcu i odgarnęła mu włosy z czoła.-Jesteś chory?- Tak.Jestem chory - odparł gwałtownie i spojrzał w górę.Oczy lśniły zielonkawo wodmienionej twarzy.- Włóczyłem się po górach, \eby uciec od samego siebie, albopracowałem jak opętany.Schudłem, bo kompletnie nie mogę jeść, a teraz, wczoraj i dzisiaj,gnałem jak szalony do Ulvodden, bo nie byłem ju\ w stanie dłu\ej walczyć.Ale jak myślisz,jak mo\e się czuć dorosły mę\czyzna, który zakochał się w uczennicy i nie mo\e jej nawetpocałować, \eby sobie nie ściągnąć na głowę komitetu praw dziecka? Czy wiesz, \e kiedy tu-taj przyszedłem, to ręce tak mi dr\ały, \e nie byłem w stanie przy drzwiach podać biletu?Tęskniłem, \eby cię zobaczyć, \eby usłyszeć twój głos, nie widziałem cię przecie\ ponad ty-dzień.Dopiero kiedy wyjechałaś, zrozumiałem, co się ze mną stało.Nienawidziłem samegosiebie, próbowałem o tobie zapomnieć, ale tęskniłem a\ do bólu.Liv zaciskała mocno ręce, \eby powstrzymać dr\enie.W jej mózgu zapanowałkompletny chaos, radość przemieszana ze zdumieniem, \e on prze\ywa to a\ tak mocno.- Jo, czy to prawda? - szepnęła zdławionym głosem.- Czy to taka straszna katastrofabyć zakochanym we mnie? Ja nie jestem taka dziecinna, jak myślisz.Musiałeś przecie\ wie-dzieć, \e ja te\ jestem zakochana w tobie.Skinął głową i uśmiechnął się krzywo.- Twoje oczy nie były w stanie tego ukryć, ale dopiero nasz fatalny pocałunekpozwolił mi pojąć, jakie silne uczucia ty z tym łączysz.Ale ja tak\e, Liv.Nigdy w \yciu niereagowałem tak silnie na \aden pocałunek.I co my teraz zrobimy, moje dziecko?- Rozumiem - westchnęła cicho.- Ty nie chcesz na mnie czekać.Jo niecierpliwie machnął ręką.- Będę na ciebie czekał, jak długo będzie trzeba.Ale czy nie rozumiesz, \e nie mogęciebie wiązać? Wiem, \e istnieją siedemnastolatki bardziej doświadczone ni\ niejedna dorosłakobieta, ale ty do nich nie nale\ysz.W twoim wieku naturalne są krótkotrwałe zakochania imasz do tego prawo.Za kilka miesięcy zapomnisz o mnie dla jakiegoś innego chłopca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]