[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W pewnej chwili z koniuszka macki wyrosło kilkanaście mniejszych,znacznie ciemniejszych i bardziej ruchliwych.Wznosiła się coraz wyżej, a potem spadła i owinęła się wokół kadłuba statku.Kilkasekund pózniej z wody wyłoniła się druga macka, następnie trzecia i czwarta.Jedna z nichzaatakowała metalową łyżkę, inna bez najmniejszego trudu rozdarła na strzępy solidną sieć.Teraz już wszyscy ludzie biegali jak szaleni - wszyscy z wyjątkiem tych, których dosięgłymacki.Kobieta, którą biały twór oplótł w pasie, walczyła za pomocą siekiery, ale niewiele jejto dało; w pewnej chwili wyprężyła się gwałtownie i znieruchomiała, siekiera wypadła jej zrąk, macka natomiast, brocząc lepką białawą cieczą z płytkich ran, porzuciła zwłoki ichwyciła kolejną ofiarę.Kiedy z morza wyłoniła się dwudziesta macka, statek raptownie przechylił się na prawą burtę.Nieliczni członkowie załogi, którzy jeszcze pozostali przy życiu, zaczęli zsuwaćsię po pokładzie.Przechył powiększał się w błyskawicznym tempie, a jednocześnie kadłubwyraznie się zanurzał, jakby jakaś potworna siła ciągnęła go w głąb oceanu.Woda runęła doładowni spienionym strumieniem i niemal w tej samej chwili statek rozpadł się na dwieczęści.Haviland Tuf zatrzymał projekcję.Rozgrywająca się na ekranie tragedia zamieniła sięw nieruchomy obraz przedstawiający intensywnie zielone morze, złociste słońce,roztrzaskany statek i opasujące go białe macki.- Czy to był pierwszy atak? - zapytał.- Tak i nie - odpowiedziała Kefira Qay.- Wcześniej zaginęły bez wieści dwiejednostki pasażerskie i jeden kombajn taki sam jak ten.Oczywiście przeprowadziliśmyszczegółowe dochodzenie, ale niczego nie zdołaliśmy ustalić.Ten atak został sfilmowanyprzez ekipę realizującą w pobliżu program edukacyjny.Przypadkiem trafiło im się cośznacznie ciekawszego.- Zaiste - mruknął Tuf.- Wszystko jedno.W każdym razie z mnóstwem, a nie z jednym zabłąkanymegzemplarzem.Natychmiast wysunięto teorię, że tam, w głębinach, doszło do trudnej dowyobrażenia katastrofy, w wyniku której cały gatunek musiał zmienić miejsce zamieszkania.- Pani jednak w nią nie wierzy, prawda? - domyślił się Haviland Tuf.- Nikt już w nią nie wierzy, bo została obalona.Okazało się, że pancerniki niewytrzymałyby ciśnienia panującego na większych głębokościach.Tak więc wciąż nie wiemy,skąd się wzięły.- Skrzywiła się z odrazą.- Tylko tyle, że są.- Zaiste - odparł Haviland Tuf.- Z pewnością nie czekacie z założonymi rękami, tylkostawiacie czynny opór?- Oczywiście, ale na dłuższą metę nie mamy szans.Namor to młoda planeta; brakujenam ludzi i środków na prowadzenie wyniszczającej wojny.Na ponad siedemnastu tysiącachwysp i wysepek mieszka zaledwie około trzech milionów kolonistów plus niecały milion naNowej Atlantydzie, naszym jedynym kontynencie.Większość tych ludzi to rybacy i morscyfarmerzy.Na początku konfliktu nas, Strażników, było tylko pięćdziesiąt tysięcy.Jesteśmypotomkami załóg, które przywiozły kolonistów ze Starego Posejdona i Aquariusa.Odpoczątku zapewnialiśmy im spokój, ale przed pojawieniem się pancerników nasze zadaniebyło dziecinnie proste, ponieważ właściwie nie zdarzały się poważniejsze konflikty.Owszem,od czasu do czasu dochodziło do waśni między Posejdonianami i Aquarianami, ale nigdy niebyło to nic poważnego.Strażnicy troszczyli się o bezpieczeństwo całej planety, choć najwięcej pracy mieli przy okazji rozmaitych katastrof, klęsk żywiołowych albo bardzorzadkich zamieszek.Oprócz  Słonecznej Brzytwy i jeszcze dwóch blizniaczych jednostek,dysponujemy prawie setką szybkich łodzi patrolowych.Wykorzystujemy je do ratowaniatych, którzy przeżyli atak pancerników, a niekiedy staramy się też przeprowadzać działaniazaczepne - niestety, bez powodzenia.Niedawno zresztą przekonaliśmy się ponad wszelkąwątpliwość, że pancerników jest więcej niż naszych łodzi.- A na dodatek, jak przypuszczam, wasze łodzie nie rozmnażają się, wprzeciwieństwie do pancerników.- Właśnie.Mimo to robiliśmy, co w naszej mocy.Niszczyliśmy je bombamigłębinowymi i torpedami.Ginęły setkami, ale zaraz zjawiały się nowe, a nasze straty, chociażnieporównanie mniejsze, były znacznie bardziej dotkliwe, bo nieodwracalne.Naszemożliwości techniczne są mocno ograniczone.Za lepszych czasów importowaliśmywszystko, czego nam trzeba, z Brazelournu i Yale Areen.Nie było tego wiele, bo nie mamydużych wymagań [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •