[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czy przyszłaś tu mnie pouczać? - odezwał się wreszcie Zach.- No.nie tylko - zmieszała się Rebecca.- Szczerze mówiąc, byłam ciekawa, jak mieszkasz.I chciałam ci przekazać pewną wiadomość.Spędziłamtu tylko kilka minut.- I w ciągu tych kilku minut zdążyłaś się wszystkiego o mnie dowiedzieć?A co to za wiadomość?- Wprowadzam się do Kellych.- Rebecca spojrzała na zegarek i lekko sięuniosła.- Muszę się zbierać.Silne ramię Zacha wcisnęło ją w kanapę.- Do jakich Kellych? Chyba nie mówisz o moim partnerze?- Joe nie jest twoim partnerem  przypomniała mu.- Widziałem się z nim parę godzin temu.Nie wspomniał o tym anisłowem.- Bo wtedy jeszcze nic nie wiedział.Fitzgerald rozmawiał z jego żonądopiero po południu.Była zachwycona.Powiedziała, że dzieci z radościąodstąpią mi jeden pokój.- A co na to Joe? Też był zachwycony?- W każdym razie nie miał nic przeciwko temu - powiedziała opryskliwymtonem, bo silny uścisk Zacha dziwnie ją drażnił.- A teraz bądz łaskaw mniepuścić.Spieszy mi się, tak samo jak tobie.Zach cofnął ramie.Rebecca uniosła ręce do góry i zaczęła przygładzać włosy.Przez ułameksekundy zobaczył ją tak, jak w tym filmie - wyprężoną na łóżku.nagą.Coprawda to nie była ona.Tak przynajmniej twierdziła.Ale na pewno jakaś częśćtego olśniewającego ciała należała do niej.Kaszlnął, bo nagle zaschło mu w gardle.- Nie podoba mi się to, Rebecco.Opuściła ręce i spojrzała na niego ze zdumieniem.- Co ci się nie podoba?Więcej niż był w stanie wyrazić.W każdym razie, co do jednego się nie myliła - miał swoją dumę.I nie zamierzał się przyznawać, że nie podoba mu sięto, jak z nim postępuje i jak działa na jego wyobraznię.- Nie podoba mi się to, że wprowadzasz się do Kellych.- A to niby dlaczego? - spytała, krzyżując ręce na piersiach.Czerwonakoszulka ciasno opięła jej biust.Zach zauważył to i nagle zapragnął wsunąćręce pod koszulkę i dotknąć tych gładkich, pełnych piersi.- Zastanów się, Zach - mówiła dalej Rebecca - przecież to najlepszewyjście dla wszystkich.W tej chwili nie wolno ci pracować z Joe, alemoglibyście porozumiewać się za moim pośrednictwem.- Nie ma mowy! Nie chcę, żebyś się w to mieszała.Zach wstał i odsunął się o krok.Bliskość Rebecki i otaczający ją delikatnyzapach orchidei przyprawiały go o zawrót głowy.- Nie ma mowy - powtórzył.- Dużo o tym myślałem.Mój szef, MikęCollins, miał rację, odsuwając mnie na jakiś czas od tej sprawy.Możepotrzebny jest ktoś ze świeżym spojrzeniem.Rebecca podniosła się z kanapy i podeszła do niego.- Przecież ty tkwisz w tej sprawie po uszy, Zach.Przejrzałam cię na wylot.Mógł tylko mieć nadzieję, że to nieprawda.Gdyby było inaczej, dawnooberwałby od niej po twarzy.- Wiem, że nigdy nie zrezygnujesz - powiedziała, celując w niego palcem -ale ja też nie.Będziemy działać we trójkę - ty, Joe i ja.- Nigdzie nie będziesz działać.Nie masz zielonego pojęcia o tychsprawach.Twoja robota to porządnie nauczyć się roli, dobrze wyglądać przedkamerą i kręcić tyłkiem jak należy.Nie zdziwił się, kiedy wymierzyła mu bolesny, zupełnie nie filmowypoliczek.- Już ci mówiłam, że to nie był mój tyłek - syknęła.Machinalnie potarłpiekący policzek. - Niech ci będzie.Trochę się zagalopowałem.- Nie masz pojęcia, jak traktować kobiety, nic dziwnego że Eileen.Przerwała zbyt pózno.Zach zaatakował ją z wściekłą furią,- Słuchałaś jej raptem przez dwadzieścia sekund i wydaje ci się, że jużwszystko o nas wiesz.Starała się, jak mogła, a ja nie dawałem z siebie nic.Wkładała w to serce i duszę, a dla mnie to był przelotny związek.Miała wsobie jasność i słodycz, a ja byłem tylko ponurym zrzędą.Wszystko to wiesz,prawda? - Wyzywająco spojrzał jej w twarz.Rebecca wytrzymała jego spojrzenie.- Powiedz mi, w którym miejscu się pomyliłam?Nagle poczuł, że uchodzi z niego cała złość.Pokonała go, a jemu, o dziwo,było z tym dobrze.- W żadnym - odpowiedział z rozbrajającym uśmiechem.Do tej chwili zdawało się jej, że jest bezpieczna.Ale uśmiech Zachanależał do tych, które ścinają z nóg i chwytają za gardło.Nagle zakręciło jej sięw głowie.Nim zdała sobie sprawę, co robi, znalazła się w jego ramionach.- Myślisz, że jesteś taki twardy - szepnęła, patrząc mu w oczy.- Założęsię, że rzuciłbyś się w ogień tylko po to, żeby uratować rybki w akwarium.Wydawało jej się, że uśmiechnął się jeszcze szerzej, ale nie była pewna, bonagle jego uśmiechnięte usta zmiażdżyły jej wargi.Całował lepiej, niż to sobiewyobrażała.W jego pocałunku były ogień i żar, namiętność i pasja,gwałtowność i czułość.Tak całuje tylko człowiek, który nie może dojść do ładuz samym sobą.Ale co do jednego nie miała wątpliwości - oboje rozpaczliwiepragnęli tego pocałunku.Rebecca dobrze wiedziała, dokąd może ich zaprowadzić ten płomiennypocałunek.Prosto do sypialni Zacha Chapina.Nie wiedziała tylko, czy Zachpostanowił pójść z nią do łóżka, żeby łatwiej się jej pozbyć.Czyżby sobiewyobrażał, że potem da się namówić do odstąpienia od swoich planów? Odsunęła się od niego, choć nie przyszło jej to łatwo.- Już ci mówiłam, że państwo Kelly na mnie czekają - odezwała siędrżącym głosem.- Przyjadę rano do pracy razem z Joe.Zobaczymy się wbiurze.Narzuciła kurtkę i podeszła do drzwi.Na chwilę przystanęła w progu.Nibypo to, żeby zapiąć suwak, ale tak naprawdę - by dać Zachowi ostatnią szansę.Nie odezwał się ani słowem.Sięgnęła po walizkę i wtedy zadzwoniłtelefon.Może to znowu Eileen?Zach podniósł słuchawkę.Nim zdążył cokolwiek powiedzieć, usłyszałznajomy, mrożący krew w żyłach śmiech.- Gorąco tam u was, co? Twoja nowa dziewczyna jest pierwsza klasa.Szczęściarz z ciebie, stary.Mam nadzieję, że to doceniasz.Rebecca była już jedną nogą za drzwiami, ale rzut oka na stężałą twarzZacha powiedział jej, że to nie Eileen.- To zaczyna być niepoważne - powiedział bezbarwnym tonem Zach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •