[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ludzie uważali, że wszystko przychodzi mu bez wysiłku, ale to nie jest praw-da, pomyślała.Dylan ma w sobie wolę walki i ciężko pracuje.To dlatego odnosisukcesy w interesach.- Moja siostra jest przeciwnego zdania - odparł z namysłem.- Uważa, że stalesię wykręcam.- Udało mu się w kolejnym podejściu skleić skrzydełka pieluchy.SR Robota była skończona.Zadowolony z siebie, podniósł Jake'a do góry.- Następ-nym razem twoja kolej.Szukała pretekstu, by zostać i dzielić z nim to cudowne rodzicielskie do-świadczenie.Ale to nie jest dobry pomysł.Dylan potrafi już zmienić pieluchę.Po-radzi sobie.Bez niej.- Moja siostra twierdzi, że przy własnym dziecku jest inaczej.- Uśmiechnąłsię rozbrajająco.- Nie tak obrzydliwie.Przy własnym dziecku.- Planujesz mieć dziecko? - spytała jakby mimochodem i wstrzymała oddech,czekając na odpowiedz.- Kiedyś chciałem.- Wyglądał na zakłopotanego.- Ostatnio nie bardzowiem, czego chcę.Jeśli nawet nie usłyszała tego, co chciała, doceniła jego szczerość.Uchodziłza człowieka niebywale pewnego siebie i nieustraszonego, a teraz w zaufaniu po-dzielił się z nią swoimi wątpliwościami.Dylan nie wie, czego chce.A ona? Czego ona chce? Jeszcze miesiąc temuwystarczała jej kwiaciarnia i spokojne życie.Dziś już nie.Poczuła strach.A jeśli straci drugie dziecko? Czy zdoła jeszcze raz to prze-żyć? Skąd pewność, że z tym mężczyzną byłoby inaczej? %7łe potrafiłby z nią dzielićten ciężar?Szalone myśli.Przecież nawet nie wypiła z nim filiżanki kawy! Wiedziała onim mniej, niż zapisano na jego karcie bejsbolowej, a snuła fantazje, w których ongra główną rolę.O własnym dziecku.O rodzinnym domu.O mężczyznie takim jakon.Od takich fantazji chciała uciec, dlatego oddała się całkowicie pracy, dlategowiodła proste życie: lektury, koty, spacery z mamą.Dobrowolnie i świadomie wy-cofała się z damsko-męskich gier.Nie była dostatecznie silna, by znów stanąć wSR szranki.Jeszcze nie teraz.A może już nigdy? Przypomniała sobie, że lubi swój po-układany świat.A może raczej lubiła?Popełniła błąd, patrząc na dziecko i jego wujka.Jake, przytulony do piersi Dylana, ssał kciuk.Ten obrazek wywołał ból w jejsercu.Silny, pewny siebie Dylan w żywym kontraście z dziecięcą bezradnością.Ale w oczach Dylana, gdy patrzył na małego chłopca, malowała się tkliwość, którałagodziła jego rysy, i w efekcie wyglądał teraz bardziej atrakcyjnie niż kiedykol-wiek.Tygodnie opierania się urokowi Dylana McKinnona poszły na marne.Czułasię słaba i bezradna.Skapitulowała pod jego urokiem, tak jak wiele kobiet przednią, czego się zapewne spodziewał.Powinna pamiętać, że Dylan wyrusza na podbójjak drapieżnik, pewny swej zdobyczy.Musi z tym skończyć.Przynajmniej jedna kobieta na świecie nie rzuci mu siędo stóp.Nie może to jednak wyglądać na ucieczkę.To by tylko zaostrzyło jegoapetyt.Pielęgniarka przyniosła fotelik samochodowy.- Zabierz Jake'a do domu - powiedziała Katie twardo.- Złapię taksówkę.Dylan spojrzał na nią, potem na dziecko.I znów na nią.Na jego twarzy odma-lowała się niepewność.- Myślałem, że nie można mi powierzyć nawet kwiatków doniczkowych -przypomniał.- To prawda.Ale możesz zadzwonić po pomoc, jeśli będziesz potrzebował.- Wiem - mruknął, po czym przełożył dziecko na drugie ramię i schylił się pofotelik.- Poczekaj, pomogę cię.- Dzięki.- Wręczył jej Jake'a.Była zadowolona.Jeszcze jedna okazja, by przytulić małe cieplutkie ciałko,SR poczuć cudowny zapach dziecięcego szamponu.Wyszli na parking.Dylan przez chwilę zmagał się z montażem fotelika natylnym siedzeniu samochodu.- No, gotowe - oświadczyła.Ona też jest gotowa.Gotowa do powrotu do swojego życia, gotowa zapo-mnieć o zapachu dziecka i wyrazie oczu mężczyzny.Nie kłam! Głośno zaś powiedziała:- Możesz zadzwonić, jeśli będziesz czegoś potrzebował.Czyż nie zabrzmiało to chłodno i rzeczowo? Była zadowolona, że udało jejsię zręcznie zamaskować fakt, że widok mężczyzny z dzieckiem w ramionach takzdradziecko podziałał na jej wyobraznię.Dylan sięgnął po Jake'a.- Chodz, maluszku, pojedziesz ze swoim ukochanym wujkiem.- Spojrzałgroznie na Katie.- Tylko nikomu o tym nie opowiadaj.- O czym?- O wujku.Podniosła dwa palce na znak przysięgi.- No chodz, Jake.Ale malec mocno wtulił się w Katie, popatrując ukradkiem na swego wujka.- Nie!Usiłowała go od siebie oderwać, ale okazało się, że mała pulchna rączkatrzyma ją kurczowo za włosy.Gdy Dylan, obejmując dziecko za brzuszek, niechcą-cy dotknął ręką jej piersi, poczuła ogień.Ich oczy się spotkały.Oderwał szybko rę-kę.- Nie ty! - poinformował go Jake, mocniej ściskając Katie za włosy.- Ona!- Jedziesz ze mną - stwierdził stanowczo dyrektor firmy wartej miliony.-Chodzmy.- Nie, nie, nie! - krzyczał Jake wniebogłosy.SR Jakiś przechodzień spojrzał na nich z zaciekawieniem.- Cicho, maleńki.W szorstkim głosie Dylana pobrzmiewała ujmująco czuła nuta, która przy-prawiła Katie o dreszcz.Ale na dziecku nie zrobiło to wrażenia.Otoczył rączką jejszyję, a kiedy Dylan pochylił się ku niemu, wyciągając ramiona, odwinął się i przy-łożył wujkowi w ucho.- Ejże, Jake, uspokój się! - Dylan, nie nadużywając siły, rozprostował małąpiąstkę.Katie była pod wrażeniem delikatności, z jaką Dylan traktował dziecko, zdrugiej zaś podziwiała niezwykłą odporność Jake'a na urok wujka.Malec zapisz-czał, przyciskając się do niej jeszcze mocniej, a kiedy Dylan próbował go od niejoderwać, zarobił w szczękę.- Poddaj się, mały - rzekła Katie, czując instynktowną sympatię do biednegodziecka - zanim zrobisz sobie krzywdę.- To raczej on mnie zrobi krzywdę - sprostował Dylan.Niechętnie odsunął się o krok.Jake spojrzał na niego ze złością i usadowił sięwygodnie w ramionach Katie.Po chwili włożył kciuk do ust, tłustymi paluszkamidrugiej ręki kurczowo trzymając ją za włosy, i zamknął oczy.- I pomyśleć, że ty nigdy nawet nie dałaś mu czekolady ani nie zabrałaś go doparku! - zauważył Dylan z ironią.A potem dodał z satysfakcją: - Zaślinił ci bluzkę.- Nie szkodzi.Wyciągnął koszulę ze spodni i jej rąbkiem wytarł buzię Jake'a.Przez chwilęKatie mogła podziwiać fragment jego twardego umięśnionego brzucha.Znów niebezpieczne myśli zakłębiły się w jej głowie - myśli, które desperac-ko pragnęła od siebie odsunąć.A gdyby to wszystko działo się w jej prawdziwym życiu? Gdyby Dylan byłjej mężem? Nie mogła się powstrzymać i zerknęła na jego usta.Przypomniała so-bie, jak smakują.Pomyślała o świętych i sekretnych rzeczach, które dzieją się po-SR między mężczyzną i kobietą, kiedy płodzą dziecko.- Spróbuj posadzić go w foteliku! - Dylan przywołał ją do rzeczywistości.Nie chciała oddać dziecka, ale zdawała sobie sprawę, że gra zaczyna się robićniebezpieczna.Odczepiła pulchną rączkę od swoich włosów.Jake otworzył oczy i zerknął na Dylana podejrzliwie.- Ejże, wielka imitacjo Chucky.- Kogo?- Chucky, obłąkanej laleczki, która wraca do życia.Z horroru.Na pewno by cisię nie spodobał.- A tobie się podobał? - zapytała.Dorosły facet lubi takie głupoty? Chętnie zobaczyłaby w nim choćby małąwadę.Cóż, jest kobietą zrozpaczoną.- Oczywiście, że lubię Chucky.Dziś to już klasyka.Jake się trochę uspokoił, więc Dylan znów wyciągnął rękę po siostrzeńca.Aleledwie go dotknął, chłopiec krzyknął.Dylan oderwał rękę, jakby się oparzył, ale pochwili ponowił wysiłki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •