[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Oto moja\ona! - zawołał głosem przepełnionym miłością i dumą.- Lady Whistledown!Przez chwilę panowała cisza.Wydawało się, \e ludzie boją się odetchnąć.A potem rozległy się pojedyncze oklaski.Klap, klap, klap.Powolne, lecztak pełne siły i determinacji, \e wszyscy musieli się obejrzeć i sprawdzić, ktoma odwagę przerwać to pełne zgrozy milczenie.Lady Danbury.Wcisnęła laskę w czyjeś ręce i podniosła wysoko ramiona, klaszczącgłośno i odwa\nie.Promieniała zachwytem i dumą. Ktoś jeszcze przyłączył się do oklasków.Penelope obejrzała się szybko.Anthony Bridgerton.A potem Simon Basset, diuk Hastings.A potem panie Bridgerton, Featherington, potem kolejni i kolejni goście,a\ wreszcie cała sala rozbrzmiała wiwatami.Penelope nie wierzyła własnym oczom.Jutro mo\e sobie przypomną, \e powinni być na nią wściekli, zagniewani,\e dra\niła się z nimi przez tyle lat, ale dzisiaj& Dziś tylko ją podziwiali iwiwatowali na jej cześć.Dla kobiety, która ukrywała swoją tajemnicę przez tyle lat, było tospełnienie marzeń.Prawie.Jej największe marzenie stało obok, z ramieniem wokół jej talii.A kiedypodniosła wzrok na ukochaną twarz, Colin uśmiechnął się do niej z takąmiłością i dumą, \e zabrakło jej tchu ze wzruszenia.- Gratuluję, lady Whistledown - szepnął.- Wolę panią Bridgerton - odparła.Zaśmiał się.- Doskonały wybór.- Mo\emy ju\ pójść? - zapytała.- Teraz?Skinęła głową.- O, tak - odparł z entuzjazmem.I nikt ich nie ujrzał przez najbli\sze kilka dni. EpilogBelford Square, Bloomsbury Londyn, 1825- Jest! Jest!Penelope podniosła wzrok znad papierów, które zaścielały jej biurko.Colin stał w drzwiach, podskakując jak dziecko.- Twoja ksią\ka! - wykrzyknęła, zrywając się na tyle szybko, na ilepozwalała jej na to mocno ju\ zaokrąglona figura.- Och, poka\, nie mogę siędoczekać!Colin nie mógł powstrzymać uśmiechu, kiedy wręczał \onie ksią\kę.- Och! - szepnęła z czcią, ujmując w dłonie cienki, oprawny w skórętomik.- Czy zapach nowych ksią\ek nie jest piękny?- Popatrz, popatrz tu - zawołał Colin niecierpliwie, wskazując swojenazwisko na okładce.Penelope rozpromieniła się.- Patrz, jakie to eleganckie - przesunęła pacami po literach, odczytując: -"Anglik w Italii", Colin Bridgerton.- Wydawało się, \e zaraz pęknie z dumy.- Zwietnie wygląda, prawda?- Lepiej ni\ świetnie, wspaniale! Kiedy wyjdzie "Anglik na Cyprze"?- Wydawca mówi, \e ksią\ki będą się ukazywać co pół roku.Potemwyjdzie "Anglik w Szkocji".- Jestem z ciebie taka dumna.Colin objął Penelope ramionami, opierając podbródek na czubku jejgłowy. - Nie dokonałbym tego bez ciebie.- Ale\ oczywiście, \e tak - zaprzeczyła.- Cicho siedz i przyjmuj wyrazy wdzięczności.- Doskonale - odparła z uśmiechem, choć nie mógł widzieć jej twarzy.-Niech ci będzie.Z pewnością nic byś nie wydal bez tak zdolnego redaktora.- Niestety, nie mogę się z tym nie zgodzić - rzekł łagodnie, całując \onę wczubek głowy.Powoli i niechętnie wypuścił ją z ramion.- Usiądz.Nie powinnaśtak długo stać.- Nic mi nie będzie - zapewniła Penelope, ale usiadła posłusznie.Byłnadopiekuńczy od pierwszej chwili, kiedy mu powiedziała o dziecku.A teraz,miesiąc przed terminem rozwiązania, stał się nie do zniesienia.- Co to za papiery? - zapytał, obrzucając wzrokiem biurko.- To? Nic takiego.- Penelope zaczęła składać je w stosiki.- Taki mójniewielki pomysł.- Naprawdę? - Colin usiadł naprzeciwko niej.- Co to takiego?- No có\& właściwie&- Co to jest, Penelope? - zapytał, wyraznie rozbawiony jejonieśmieleniem.- Od kiedy skończyłam pracę nad twoimi dziennikami, stwierdziłam, \ebrakuje mi pisania - wyjaśniła.Pochylił się ku niej z uśmiechem.- Nad czym pracujesz?Spłonęła rumieńcem, choć sama nie wiedziała dlaczego.- Nad powieścią.- Powieść? Penelope, to wspaniały pomysł!- Tak sądzisz?- Oczywiście.Masz ju\ tytuł? - Có\, napisałam dopiero dwanaście stron - wyznała - a wiele jeszczeprzede mną.Jeśli jednak nie zdecyduję się na większe zmiany, nazwę ją chyba"Pod ścianą sali balowej".- Naprawdę? - Spojrzenie Colina nagle wypełniła tkliwość.- To trochę autobiografia - przyznała Penelope.- Tylko trochę?- Tylko trochę.- Ale ze szczęśliwym zakończeniem?- Och, tak - odparła Penelope stanowczo.- Z całą pewnością.- Z całą pewnością?Wyciągnęła dłoń ponad blatem biurka i poło\yła na mę\owskiej dłoni.- Nie umiem pisać innych zakończeń - szepnęła.- Tylko szczęśliwe [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •