[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. A jeśli Snow znowu cię dopadnie?  pyta Gale. Nawet nie masz broni. Będę musiał zaryzykować  mówi Peeta. Jak reszta z was.Długo patrzą na siebie, aż w końcu Gale sięga do kieszeni na piersi.Podaje Peeciekapsułkę z uściskiem nocy.Peeta pozwala jej leżeć na swojej dłoni, ani jej nie odrzucając, aninie przyjmując. A co z tobą? Nie martw się.Beetee pokazał mi jak ręcznie zdetonować moje wybuchowe strzały.Jeśli to zawiedzie, mam nóż.I Katniss  mówi z uśmiechem Gale. Nie pozwoli im pojmaćmnie żywego, nie da im tej satysfakcji.Myśl o Strażnikach Pokoju ciągnących ze sobą Gale e sprawia, że znowu odtwarzam wmyślach piosenkę.Czy ty, czy tyPrzy drzewie się pojawisz& Wez to, Peeta  mówię napiętym głosem.Wyciągam rękę i zaciskam jego palce na pigułce. Nie będzie nikogo, kto przyjdzie ci z pomocą.Ta noc jest niespokojna, budzą nas koszmary innych, umysły mamy zajęte planami nanastępny dzień.Czuję ulgę, kiedy wybija piąta i cokolwiek ten dzień ma nam przynieść możesię wreszcie rozpocząć.Zjadamy mieszaninę pozostałego nam jeszcze jedzenia  brzoskwiniez puszki, krakersy i ślimaki  pozostawiając puszkę łososia dla Tigris jako skromnepodziękowanie za wszystko, co zrobiła.Wydaje się, że ten gest w jakiś sposób ją wzruszył.Jejtwarz przyjmuje dziwny wyraz i bierze się do roboty.Spędza następną godzinę przerabiającnaszą piątkę.Przebiera nas tak, że zwykłe ubrania przykrywają nasze mundury nawet zanimjeszcze zdążyliśmy założyć nasze płaszcze i peleryny.Ukrywa nasze wojskowe buty w pewnegorodzaju futrzanych kapciach.Przymocowuje nasze peruki szpilkami.Zmywa pozostałości pomakijażu, który tak pospiesznie nałożyliśmy na nasze twarze, i maluje nas na nowo.Układanasze ubrania wierzchnie tak, by ukryć naszą broń.Pózniej daje nam torebki i mnóstwoświecidełek do noszenia.Po tym wszystkim, wyglądamy dokładnie tak, jak wysiedleńcyuciekający przed rebeliantami. Nigdy nie lekceważ siły genialnego stylisty  mówi Peeta.Ciężko powiedzieć, ale wydaje misię, że Tigris mogła się zarumienić pod swoimi prążkami.W telewizji nie pojawiają się żadne przydatne wiadomości, ale ulica wydaje się równie przepełniona uciekinierami co poprzedniego ranka.Nasz plan polega na wmieszaniu się w tłumw trzech grupach.Najpierw Cressida i Pollux, którzy będą robić za przewodników w bezpiecznejodległości od nas.Pózniej Gale i ja postaramy się dołączyć do uciekinierów, którzy zostanąskierowani do rezydencji.Na końcu Peeta, który będzie szedł za nami, gotów odwrócić uwagęw razie potrzeby.Tigris wygląda przez okiennice w oczekiwaniu na odpowiedni moment, otwiera drzwi i dajeznak Cressidzie i Polluxowi. Trzymajcie się  mówi Cressida i znikają.Pójdziemy za nimi już za moment.Wyjmuję klucz, zdejmuję Peecie kajdanki i wkładam je dokieszeni.Pociera nadgarstki.Rozciąga je.Czuję wzrastające we mnie uczucie rozpaczy.Zupełnie jakbym znów była na wierćwieczu Poskromienia, a Beetee dawałby mnie i Johannieten zwój drutu. Posłuchaj  mówię. Nie rób nic głupiego. Nie.To tylko ostateczność.Absolutnie  odpowiada.Zarzucam mu ręce na szyję i czuję jego wahanie zanim mnie obejmuje.Jego ramiona nie sątak stabilne jak kiedyś, ale wciąż pozostają ciepłe i silne.Tysiące chwil przepływają przezemnie.Te ramiona zawsze były moim jedynym schronieniem przed światem.Być możewcześniej niedocenione, ale tak słodkie w moich wspomnieniach, teraz wydarte z mojego życia. W porządku więc. Uwalniam go. Już czas  mówi Tigris.Całuję ją w policzek zarzucam moją pelerynę z czerwonym kapturem, podciągam szalikna nos i wychodzę za Gale em w lodowate powietrze.Ostre, lodowe płatki śniegu szczypią moją odkrytą skórę.Wschodzące słońce bezpowodzenia próbuje przebić się przez mrok.Zwiatła wystarcza, by dostrzec niewiele więcejpoza opatulone kształty tuż obok nas.Warunki są idealne, naprawdę, tylko że nie mogęzlokalizować Cressidy i Polluxa.Teraz mogę usłyszeć to, co umknęło mi wczoraj podczaswyglądania przez okiennice.Płacz, jęki, ciężkie oddechy.I, wcale nie tak daleko, strzelaninę. Dokąd idziemy, wujku?  pyta mały trzęsący się chłopiec mężczyznę dzwigającegomały sejf. Do rezydencji prezydenta.Przyznają nam nowe mieszkanie  sapie mężczyzna.Wychodzimy z ulicy i wysypujemy się na jedną z głównych dróg. Trzymać się prawej strony!  słychać rozkaz i dostrzegam Strażników Pokojurozsianych w tłumie, kierujących przepływem ludzi.Przerażone twarze wyglądają zza szklanychwitryn sklepów, które już zaczynają być przepełnione uciekinierami.Jak tak dalej pójdzie, Tigris może mieć nowych gości przed obiadem.Dla wszystkich dobrze, że już się stamtądwydostaliśmy.Robi się jaśniej, nawet pomimo padającego śniegu.Dostrzegam Cressidę i Polluxa jakieśtrzydzieści metrów przed nami, z trudem idących wraz z tłumem.Obracam głowę, by zobaczyćczy uda mi się zlokalizować Peetę.Nie udaje się, ale napotkałam wzrok wyglądającej naciekawską małej dziewczynki w cytrynowo żółtym płaszczu.Szturcham Gale a i delikatniezwalniam, pozwalając, by odgrodziła nas ściana ludzi. Być może będziemy musieli się rozdzielić  mówię pod nosem. Tam jestdziewczyna&Strzelanina przedziera się przez tłum i niektórzy ludzie blisko mnie padają na ziemię.Krzyki przeszywają powietrze kiedy druga seria wybija inną grupę za nami.Gale i ja rzucamysię na ulicę, uciekamy dziesięć metrów w kierunku sklepów i kryjemy się za wystawą butów naszpilkach na zewnątrz sklepu obuwniczego.Rząd pierzastego obuwia zasłania Gale owi widok. Kto to? Widzisz?  pyta mnie.To, co ja widzę pomiędzy kolejnymi parami lawendowych i miętowo zielonych butów, toulica pełna ciał.Mała dziewczynka, która mnie obserwowała, klęczy przy nieruchomej kobiecie,piszczy i próbuje ją podnieść.Kolejna fala kul dziurawi jej klatkę piersiową i jej żółty płaszczpokrywa się czerwienią, a dziewczynka upada na plecy.Przez chwilę, patrząc na jej małepowyginane kształty, nie potrafię wypowiedzieć słowa.Gale dzga mnie łokciem. Katniss? Strzelają z dachu nad nami  mówię Gale owi.Obserwuję kilka kolejnych rund,widzę białe mundury upadające na zaśnieżone ulice. Próbują zdjąć Strażników Pokoju, alenie są dobrymi strzelcami.To muszą być rebelianci.Nie czuję przypływu radości, chociaż, teoretycznie, moim sojusznikom udało sięprzedrzeć przez miasto.Paraliżuje mnie widok tego żółtego płaszcza. Jeśli zaczniemy strzelać, będzie po wszystkim  mówi Gale. Wszyscy dowiedząsię, że to my.To prawda.Jesteśmy uzbrojeni jedynie w nasze cudowne łuki.Wypuszczenie strzałybędzie równoznaczne z ujawnieniem się obu stronom. Nie  mówię stanowczo. Musimy dotrzeć do Snowa. Więc lepiej ruszmy się zanim wysadzą całą przecznicę  mówi Gale.Przylegając do ścian idziemy dalej wzdłuż ulicy.Tyle że ściana to głównie wystawysklepowe.Spocone dłonie i rozdziawione usta napierają na szkło.Naciągam mój szalik jeszcze wyżej, przykrywając kości policzkowe, kiedy pędzimy pomiędzy zewnętrznymi wystawami.Zastojakiem z oprawionymi zdjęciami Snowa natykamy się na rannego Strażnika Pokoju,opartego o pas ceglanej ściany.Prosi nas o pomoc.Gale uderza go kolanem w głowę i zabieramu broń.Na skrzyżowaniu zastrzela drugiego Strażnika Pokoju i teraz oboje mamy broń palną. Więc kim teraz jesteśmy?  pytam. Zdesperowanymi obywatelami Kapitolu  mówi Gale. Strażnicy Pokoju będąmyśleć, że jesteśmy po ich stronie i miejmy nadzieję, że rebelianci mają ciekawsze cele [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •