[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Chodz, złotko.Zostawmy te wszystkie narzędziai idzmy się umyć.- Reid dał Callie lekkiego klapsa ipociągnął ją w stronę domu.- Trzymaj ręce przy sobie.- Calie zrobiła groznąminę.- Naprawdę tego chcesz? - Roześmiał się zaczep- 130nie.- No dobrze, dobrze - dodał szybko, próbujączałagodzić sprawę.Dzięki Bogu, robota skończona, pomyślał z zado-woleniem.Zaraz ureguluje rachunki z Callie i będą moglizająć się znacznie przyjemniejszymi rzeczami.Weszli do domu.- Przykro mi, ale tego czeku przyjąć nie mogę- oświadczyła Callie, kiedy po dziesięciu minutachznalezli się w kuchni.- A dlaczego? - zapytał Reid.- Bo to za du\o pieniędzy.- Jeszcze raz rzuciła okiemna czek, który trzymała w ręku.Reid wypisał go na dwatysiące dolarów.- Słuchaj, tysiąc pięćset to wszystko, comogę przyjąć.A poza tym przecie\ nie pracowałam sama.Bardzo mi pomagałeś.A tak\e jezdziłeś i kupowałeś farbę,kiedy jej zabrakło.Nie, nie mogę przyjąć więcej ni\ tysiącdolarów za tę pracę.- Callie najchętniej nie wzięłaby od Reida ani centa.Ale pieniądze były jej bardzo potrzebne.- Callie Jean, wez, proszę, te pieniądze.Zarobiłaśna nie.Wierz mi, jesteś warta dwa tysiące dolarów.- Odchrząknął głośno.- Och, do diabła, nie bierz tegodosłownie.Nie tak chciałem powiedzieć.- Podniósł rękędo góry, jakby chciał zasłonić się przed ciosem.- Wiem, co sobie teraz pomyślałaś, złotko.Po prostu zlesię wyraziłem, ale przecie\ wiesz, co miałem na myśli.- A skąd ty, u licha, mo\esz wiedzieć, co sobiemyślę? - krzyknęła Callie.Podarła czek na małekawałki i rzuciła je na podłogę.Odskoczyła od Reida.Zrobiła się czerwona jak burak.Była bardzo zdener-wowana.- Przyślę rachunek na tysiąc dolarów, panieDillon.To moje ostatnie słowo. 131Reid spuścił wzrok i popatrzył na swoje ręce.Zobaczył, jak dr\ą.Zacisnął pięści.Do diabła z tądziwaczką! Do diabła z tym wszystkim! Co ona z nimwyczynia? Dlaczego sam daje się tak traktować?- Jesteś najbardziej denerwującą kobietą, jaką kie-dykolwiek spotkałem - warknął nie ukrywając złości.Zrobił krok w stronę Callie.Zło\yła ramiona na piersiach, ale się nie cofnęła.- Posłuchaj mnie uwa\nie, Reidzie Dillon.To,o czym mówimy, jest sprawą zasad i osobistej godno-ści.- Callie wskazała siebie palcem.- Powtarzam.Chodzi o etykę.Moją.Zatrzymał się tu\ przed nią.- Mógłbym przysiąc, \e mówiliśmy wyłącznieo pieniądzach - powiedział drwiącym głosem.- Zde-sperowanym gestem przesunął dłonią po włosach.- Ju\ nic nie rozumiem.Callie.Czy mo\esz wyjaśnić,czego właściwie chcesz?Przełknęła nerwowo ślinę i rozło\yła ramiona wbezradnym geście.- Chcę wiedzieć, czy.czy ci na mnie zale\y.Niezbyt przytomnym wzrokiem Reid obrzucił wnę-trze kuchni.Był zdezorientowany.- A có\ to za pytanie!- Czy ci na mnie zale\y? - powtórzyła łamiącym sięgłosem.- Och, Callie, złotko, wiesz przecie\, \e tak! - zapewniłszybko.Przysunął się jeszcze bli\ej.W oczach Reida dojrzała znajome błyski.Bała się, \eznów nie oprze się temu mę\czyznie i podda jego urokowi.Zaczęła mówić szybko i nerwowo:- A więc jeśli zale\y ci na mnie, to nie traktuj mnie 132tak, jakbyś płacił za  wykonane usługi", oferując du\ąsumę pieniędzy.Uwierz mi.Tysiąc dolarów w zupełno-ści wystarczy.To przyzwoita zapłata.Postępuj więc zemną uczciwie.Niczego więcej od ciebie nie chcę.Wzruszył ramionami.- W porządku.Niech będzie tysiąc - przystał pochwili namysłu.Wiedziała, \e nie jest zadowolony.Takie rozwiąza-nie wcale mu się nie podobało.Wolałby postawić naswoim.- Dziękuję - odrzekła spokojnie.To idiotyczne dziękować za to, \e płaci jej mniej, ni\chciał.Ale chodzi przecie\ o zasady i godność osobistą.To mu powiedziała.Musi przecie\ \yć w zgodzie zwłasnym sumieniem.Reid oparł dłonie na karku Callie i zaczął lekkomasować jej napięte, obolałe mięśnie.Zawsze robił toświetnie.Za ka\dym razem wyczuwał dokładnie, gdziedotyk jego ręki jest najbardziej potrzebny.Ten mę\-czyzna zawsze wiedział, kiedy i czego Callie potrzebu-je.Było to cudowne odczucie, lecz czasami trochęirytujące.- Callie, od tygodni harowaliśmy oboje jak woły.To zrozumiałe, \e jesteśmy teraz wykończeni ner-wowo.- Czuła ciepłe dłonie Reida na plecach.Jegogłos brzmiał niezwykle łagodnie.- Dziś jest wielkidzień.Na tę okazję trzymam specjalnie butelkę szampana.Musimy oblać zakończenie prac malarskich.Tylko we dwoje.Zawahała się na chwilę.- A czy nie byłoby lepiej wznieść toast mlecznymkoktajlem? Lekarz zabronił ci przecie\ picia alkoholu.- Zanim skończyła mówić, wiedziała, \e popełniła błąd [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •