[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Oczywiście.Czy mam wysłać kogoś z panem?188- Słucham? - Sullivan spojrzał na swojego pracownika, a potemdotknął posiniaczonej szczęki.- Nie trzeba.Tamci zrobili to, po co ichwysłano.Już tu nie wrócą.Chyba że on znów postąpi w sposób, który nie spodoba się Oliverowi.- Muszę przyznać, Phillipie, że nie byłam zbyt zadowolona, kiedy wzeszłym miesiącu zaprosiłeś lorda Bramwella Johnsa na obiad, ale chyba gonie doceniłam - odezwała się lady Darshear znad robótki.- Gdyby wczorajnie poprosił Tibby do tańca, ten wieczór nie byłby dla nasnajprzyjemniejszy.- To śmieszne! - rzucił Douglas, odkładając książkę o hodowli koni,którą znalazł wśród lektur Isabel.- Dlaczego komukolwiek może się niepodobać, że zatrudniliśmy pana Waringa? Wszyscy chcą, by dla nichpracował!Isabel prychnęła.Miała nadzieję, że zabrzmiało to jak dezaprobata, anie przejaw paniki.- Nie o to chodzi.Znaleźli świetny temat do plotek.Jakby to, żeRSuściskałam pana Waringa, bo nauczył mnie jeździć konno, miało od razuoznaczać, że go uwodzę.- Mimo wszystko powinnaś być rozważniejsza- odrzekł Phillip.-Szczególnie w obecności Olivera Tildena.- Byłeś zadowolony jak kot w spiżarce, kiedy zatrudniłam panaWaringa - przypomniała mu siostra.- A przecież wiedziałeś, co łączy go zOliverem.- Oficjalnie nic.- Nie próbuj teraz zaprzeczać faktom.Sullivan jest synem Dunstona,bez względu na to, co ten mówi.Zauważyła spojrzenie, jakie wymienili między sobą rodzice, i dodała:189- Ta cała sprawa jest po prostu śmieszna.Jestem pewna, że za dzieńlub dwa pojawi się następna plotka i wszyscy zajmą się obmawianiem innejosoby, zapominając o moim.sama nie wiem, jak to nazwać.powiedzmy,wyrazie wdzięczności.- Masz rację - skinął głową ojciec - ale bardzo cię proszę, bądźuważniejsza.Nie ma sensu narażać się na takie nieprzyjemności.- Ludzie są jednak bardzo głupi.- Zgadzam się i dlatego, dla twojego dobra, proszę, pamiętaj o tym.- Oczywiście, ojcze.Na pewno nie zapomni tej nauczki, jednak czy zmieni ona wjakikolwiek sposób jej zachowanie względem Waringa, to już zupełnie innasprawa.Zeszły wieczór otworzył jej oczy na wiele spraw.Do pokoju wszedł kamerdyner.- Przyjechał pan Waring.Jaśnie pan prosił, by go o tym powiadomić -powiedział, kłaniając się.Markiz wstał.RS- Wybaczcie mi na chwilę.Serce Isabel gwałtownie zabiło.Tak że zerwała się z fotela.- O czym chcesz porozmawiać z panem Waringiem?Spojrzał na nią ze smutkiem.- Muszę zamienić z nim kilka słów.- Wynajęłam go w pewnym celu - powiedziała, wychodząc za ojcem zpokoju.- Chcę, by wywiązał się ze swoich zobowiązań.- Nawet kosztem twojej reputacji?- Więcej go nie uściskam - odrzekła, doskonale wiedząc, że kłamie.Kiedy chodziło o Sullivana Waringa, wszystko inne przestawało się liczyć.- Ojcze, proszę!190- Wiem, że lubisz robić wszystko po swojemu - kontynuował markiz,idąc korytarzem.- Ale powinnaś zachować zdrowy rozsądek.Znajdziemykogoś, by dokończył ujeżdżenie Zephyr.- Sam mówiłeś, że Sullivan Waring jest najlepszy.- Owszem, ale nie warto, byś przez niego przeżywała kolejny wieczórpodobny do wczorajszego.Byłaś zdruzgotana.- Wcale nie, byłam zła.I nadal jestem.Myślałam, że Eloise jest inna.A moje rzekome przyjaciółki słuchały jej z przyjemnością! Są żałosne!- Nie wiem, czy będziesz czuła się tak jak teraz, gdy następnym razemnikt nie pospieszy ci z pomocą.Z tym nie mogła się zgodzić.Istniały gorsze rzeczy, które mogły jąspotkać.Cała się trzęsła, brakowało jej tchu.Położyła drżącą dłoń naramieniu ojca.- Mam prawie dwadzieścia lat - powiedziała, starając się nadaćswojemu głosowi spokojne brzmienie.- Potrafię sobie poradzić z panemWaringiem.RS- Isabel.- Ojcze, proszę! Będę rozważniejsza.Przez długą chwilę spoglądał jej w oczy z poważnym wyrazem twarzy.- Niech tak będzie, Tibby.Przez to, kim jest, przyciąga uwagę.Bacz,jak zachowujesz się w jego obecności.Obiecujesz, że będziesz rozsądna?- Tak.Oczywiście.A teraz pozwól, że pójdę na lekcję.Z miny ojca wywnioskowała, że on nie uważa tego za najlepszypomysł.Logiczna część jej natury zgadzała się z nim.Za to ta druga,bardziej niesforna, pragnęła jak najszybciej pobiec do stajni.Tym razemIsabel zdecydowała się jednak posłuchać głosu rozsądku.Wygładziła suknięi powolnym krokiem wyszła z domu.191W stajni jak zwykle panował ruch, ale gdy tam zajrzała, ku swojemuzdziwieniu nie zobaczyła Sullivana.- Phipps! - zawołała - Myślałam, że pan Waring już przyjechał.- Jest w boksie z Zephyr - odpowiedział stajenny z dziwnym wyrazemtwarzy.- Dzisiaj chyba lepiej trzymać się od niego z daleka.- A to dlaczego?- Nie mogę powiedzieć, panienko.- W takim razie przekonam się sama.Znów poczuła niepokój podobny to tego, który nie odstępował jejwczoraj wieczorem, ale bez wahania weszła do budynku.Rozejrzała sięuważnie i w końcu dostrzegła głowę i ramiona Sullivana.- Widzę, że udało się panu przyjechać punktualnie - powiedziała,podchodząc do boksu Zephyr.Nie potrafiła powstrzymać się od uśmiechu.Sullivan nie odwrócił się, zajęty zakładaniem siodła i ogłowia.- Staram się, jak mogę.Jak minął wczorajszy wieczór?Zmarszczyła brwi.RS- Rozmawiał pan z lordem Bramwellem?- Nie.- Poprosił go pan, by ze mną zatańczył.Wsunął dłoń pod siodło, bypoprawić czaprak.- Porosiłem go, by miał cię na oku.Taniec był jego pomysłem -odrzekł, nie odwracając się.- Bram to uwodziciel, chyba o tym słyszałaś.- Nawet sam mi to powiedział.Isabel oparła dłonie o deski boksu.- Pewnie prędzej czy później się o tym dowiesz, dlatego sama cipowiem, że początek balu nie był dla mnie zbyt przyjemny, ale na szczęściewszystko dobrze się skończyło.- Miło mi to słyszeć.192Uderzyła dłonią o deskę.- Sullivanie Waring, spójrz na mnie, gdy do ciebie mówię!Odwrócił się, a ona zmartwiała z przerażenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •