[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A Paskal w wojsku.Na szczęściewszystko się uspokoiło. Gdy Paskal przy końcu roku przyjechał na urlop, zastał Iwonę w grubejżałobie.Matka jej, pani Berger, umarła po długiej, bolesnej chorobie wsanatorium, które pochłaniało ich skąpą rentę i gdzie rzadko pozwalano jąIwonie odwiedzać.Mój Boże, jak uroczo wyglądała Iwona w czerni! Nigdyoczy jej nie miały w sobie więcej tego rozproszonego błękitu, któryrozprzestrzeniał się na całe białko, nigdy włosy jej nie były bardziejpodobne do świeżej słomy.Ale mimo że widać było niemal bicie jej serca,mimo radości z widoku, z dotknięcia Paskala, uderzył go w niej jakiśsmutek.Pewne zdanie w ostatnim liście pani Mercadier brzmiało munatrętnie w uszach:.Wreszcie życie w domu stało się trochę znośniejsze, odkąd Iwona niegrywa już na fortepianie.!" Co to miało znaczyć?Iwona długo patrzyła na Paskala, potem zdjęła czarną rękawiczkę, którązachowała na lewej ręce. Widzisz. powiedziała.Ręka była martwa, skurczona, obciągnięta tą straszną połyskliwą skórąciężkich oparzeń, na zawsze kaleka.Wypadek.przewrócona lampa: przyAvenue du Maine nie ma światła elektrycznego.Cały dom o mało niespłonął.Jeszcze i tak mieli szczęście.Nigdy już Iwona nie zagra nafortepianie.Ale to, co Paskal zobaczył w jej oczach, ta pytająca rozpacz, nie miała zaprzyczynę wydartej muzyki, była to straszliwa trwoga, że jej biednaokaleczona dłoń wzbudzi w Paskalu wstręt.Dojrzał to, zrozumiał, aponieważ ona go kochała, Paskala ogarnęła wielka burza, porwała ipchnęła raz jeszcze do gestów, których wymazać nie można.Nie była tolitość, nie była sama czułość.On także chciał mieć swoją miłość, tymrazem miłość, jeszcze tym razem miłość, nie: tylko tym razem miłość.Zostali kochankami.To było wszystko, co miał jej przekonującego do powiedzenia, i jakszalony całował małą męczeńską rączkę, całował ją ze łzami.Iwona ponadjego głową śmiała się ku niebu: na zawsze odzyskała muzykę; byłaszczęśliwa.Dopiero po powrocie do Algieru dowiedział się, że Iwona jest wodmiennym stanie.Nigdy natomiast nie dowiedział się, jakie ohydne scenyrobiła z tego powodu swej młodej pensjonariuszce pani Mercadier.Paulinatym bardziej nie cierpiała Iwony, że jej potrzebowała; że bez niej nie miałaco do ust włożyć.Wszystko, nawet to, że Iwona własnoręcznie szyłasuknie dla Joanny, która chciała elegancko wyglądać na przyjęciach, jakiewydawali w Boulogne jej chlebodawcy, nawet to budziło w pani Mercadierwrogość przeciwko małej komediantce, jak ją nazywała.A przy tym jakieto wulgarne: szyć suknie jak krawcowa, znać się na kroju, modelowaniuetc.czy któraś prawdziwa dama umie takie rzeczy! I taką dziewczynęPaulina musi trzymać u siebie! Ma się rozumieć, że teraz już żadnychzwierzeń.I oto nagle ta pannica pozwala sobie zrobić dziecko.Któż totaki? Ach tak, teraz bawimy się w tajemnicę! Wszystko przybrało inny obrót, kiedy przyjechał Paskal, sierżant, ioznajmił, że ożeni się z tą nędznicą. Ona ci mówi, że to twoje dziecko, ale skąd wiesz, że to prawda? Tymusisz się czegoś dorobić, masz już na utrzymaniu matkę i siostrę.Niewezmiesz sobie chyba na kark tej dziewczyny i jej bękarta?Było dużo krzyku, Paskal wybuchnął straszliwym gniewem, Iwona jakobite dziecko chciała się rzucić do Sekwany.Pani Mercadier odmówiłaswego pozwolenia.Wreszcie uspokoiła się, aby nie tracić pensjonariuszki, izaczęła rozpaczać, że wobec stanu Iwony niepodobna urządzićprzyzwoitego ślubu, przy dzwięku organów, z lunchem.Kazała natomiastIwonie, aby uszyła jej skromną suknię brązowobeż na uroczystość wścisłym gronie.Tak więc Iwona w szczęściu i wstydzie została młodą panią Mercadier izanim Paskal odbył służbę wojskową, narodził się mały Jan, który miałoczy matki.Paskal znalazł się w cywilu bez żadnych widoków.Trzeba było chybawrócić do czarnej walizy i wędrówek po komisjonerach.Iwona sprzeciwiła się.Odziedziczyła po matce kilkadziesiąt tysięcyfranków.Za to, co niedawno płaciła za swoje utrzymanie i za sanatoriummatki, można było od biedy żyć we dwoje, ale z dzieckiem? A paniMercadier? A Joanna? Iwona uknuła spisek przed powrotem Paskala.Powiedziała mu o tym lekko przerażona, że mógłby się czuć urażony iodmówić.Oto jak się rzecz przedstawiała: koło placu Etoile, w dzielnicynadzwyczaj dogodnej dla cudzoziemców, znajomi jej matki mielipensjonat; pani umarła, wdowiec nie mógł podołać.chciał sprzedać.Mieli dość na przejęcie interesu, a na puszczenie w ruch zaciągnąpożyczkę, obecny właściciel rozmawiał już z bankiem, gdzie poprzednioudzielano mu pożyczki, którą teraz trzeba będzie spłacać.więc bank, abyodzyskać swoje pieniądze, rozumiesz, mój drogi.W dodatku zapewni topracę Joannie i Iwonie, Paskal będzie prowadził księgowość, paniMercadier, nie pracując w dosłownym znaczeniu tego słowa, nadazakładowi zarazem poloru i szacowności.Pogniewał się.Odmówił.Błagała go.Nie chciał zabierać jej tych biednychpieniędzy, wystawiać ich na ryzyko i żyć właściwie na jej koszt, wyłączniena jej koszt, dzięki niej.On sam chce utrzymać rodzinę.Ależ właśnie,będziesz pracował, będziesz głową tego domu.Nie, nie i nie! Mówił ztaką gwałtownością, że zbladła jak ściana.Co ci się stało? Nic, nic [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •