[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obejrzał się i powiedział: - Cóż, panie generale, droga nie została jeszcze oczyszczona.Mamy tam plutonczołgów, które się tym teraz zajmują.Czekamy na sygnał, aby ruszyć dalej.Tymczasemznalezliśmy się pod ciężkim ostrzałem ze strony wzgórza górującego nad naszą pozycją.-Wskazał Nate'owi kierunek.Nate spróbował powściągnąć zdenerwowanie.Cicho, żeby nie usłyszeli pozostalioficerowie, zwrócił się do dowódcy:- Pułkowniku, mamy wojnę do wygrania.Jeśli przed wami są jakieś przeszkody,proponuję, żeby skierował pan tam swoich ludzi i zniszczył je.Pułkownik zesztywniał.- Tak jest, panie generale! - odpowiedział.- A co do ostrzału z tego wzgórza.wysłałbym kompanię żołnierzy prosto na nich.Jeślinie będą mogli biec, niech się czołgają, złapią ich za nos i wymanewrują na bok.Strzelać imanewrować, pułkowniku.Podatnicy płaca panu za wykonywanie tej roboty.- Tak jest, panie generale - wymamrotał wyraznie nieszczęśliwy pułkownik.Odwróciłsię i wydał odpowiednie rozkazy.Nate szedł dalej.Poziom hałasu wzrastał.%7łołnierze leżący napoboczach drogi nie porzucali osłony dawanej im przez plecaki nawet po to, żeby powstać ipotwierdzić salutem przejście generała.Kapitan, który dowodził oddziałem A Sił Specjalnych, podszedł do Nate`a.- Panie generale.- odezwał się.Nie musiał mówić nic więcej.- W porządku - odpowiedział Clark.Zszedł ze środka drogi i podążył lewym poboczem.%7łołnierze flankujący drogę strzelali krótkimi seriami do nieprzyjaciela.W miarę jak Natezbliżał się do celu, poruszał się coraz krótszymi skokami, za każdym razem chowając się zajakąś osłoną.Jeszcze dalej z przodu czołgi M-1A1 ostrzeliwały zestudwudziestomilimetrowych dział zbocze wzgórza.Ogień z ich luf i wybuchy na wzgórzuwydawały się prawie jednoczesne.Cele czołgów znajdowały się w odległości tylko kilkusetmetrów.Dowódca innego batalionu natknął się na Clarka przy tylnej klapie czołgu.Ani on, anioficerowie z jego oddziału nie zasalutowali.Było to zbędne w tak małej odległości od wroga.- Co was powstrzymuje? - Nate musiał krzyczeć, by przebić hałas toczącej się bitwy.Najbliższy czołg wystrzelił.Wszyscy uskoczyli, a z drogi podniósł się kurz.Clarkowi dzwoniłow uszach.- Jesteśmy pod ostrzałem kilkunastu karabinów maszynowych okopanych na szczycietego wzgórza przed nami - odpowiedział w końcu pułkownik.- Nie strzelali, dopóki czołgi nieminęły zakrętu.Dopiero wtedy ujawnili się i zaczęli ostrzał drogi.Całą moją kompanię przycisnęli do ziemi kilkaset metrów stąd - dodał, wskazując kierunek na południe, w kierunkudoliny Tangyuan.Nate poprosił pułkownika o lornetkę.Na wzgórzu stojącym na drodze kolumny widaćbyło równomiernie rozmieszczony łańcuszek punktów.Z niektórych wydobywały się smugidymu - ale nie ze wszystkich.Skały dookoła chińskich pozycji eksplodowały od dużych imałych wybuchów.Na drodze poniżej leżeli nieruchomo ludzie.Nie dało się odróżnić zabitychod żywych, którzy tkwili bez ruchu, bezradni wobec ostrzału.Chińskie kule wzbijały wpowietrze kurz i ziemię wokół leżących żołnierzy.Ogień karabinów maszynowych przesuwałsię wzdłuż i w poprzek drogi.Nate odjął lornetkę od oczu.- Co, do cholery, ma pan zamiar z tym zrobić, pułkowniku? - zapytał z wściekłością.Potrafiłby zrozumieć, gdyby ktoś zignorował jego rozkazy o posuwaniu się do przodu, bo niechciał poświęcać życia swoich ludzi, narażając ich na wędrówkę nie oczyszczoną drogą.Aleludzie pułkownika leżeli przyciśnięci do ziemi na tej właśnie drodze.Ci ludzie potrzebowaliwsparcia.- Poprosiliśmy o wsparcie lotnicze, ale ktoś coś spieprzył.Z jakiegoś powodu wszystkozostało odłożone.Clark gotował się ze złości.Rozejrzał się dookoła.Pozostali oficerowie byli w stopniuco najmniej kapitana.Nate odwrócił się i zauważył, że Reed - podpułkownik Reed - patrzy naniego z uwagą.Zanim zdążył otworzyć usta, w ułamku sekundy rozważył wszystkie możliwekonsekwencje swojego rozkazu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •