[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potraktuj to priorytetowo.Użyj wszystkich niezbędnychśrodków.- Stary położył dłonie na biurku i się podniósł.Miał bladą, niezdrową cerę.- Bo jeśli Dudżdża nas wykołowała, to znaczy, że jej nie powstrzymaliśmy.Wręczprzeciwnie; jest bliska przeprowadzenia ataku.Muta ibn Aziz przybył do Stambułu tuż po południu i natychmiast poszedł sięzobaczyć z Nesimem Hatunem, który prowadził w dzielnicy Sultanahmet muzułmańskąłaznię turecką, miraj hammam.Mieściła się w starym, wielkim, pełnym zakamarkówbudynku w bocznej ulicy niecałe pięć przecznic od Hagia Sophia, wspaniałej świątynizbudowanej w roku 532 n.e.przez Justyniana.Właśnie ze względu na lokalizację łazniazawsze miała dużą frekwencję i wyższe ceny niż inne hammamy w mniej uczęszczanychprzez turystów częściach miasta.Istniała od wielu lat, długo przed narodzinami Hatuna. Hatun szczycił się tym, że daje łapówki właściwym osobom, żeby o jego firmiedobrze pisano we wszystkich najlepszych przewodnikach turystycznych.Interes zapewniałmu wygodne życie, zwłaszcza jak na tureckie standardy.Ale miliony przynosiła praca dlaFadiego.Hatun, człowiek z niezaspokojonym apetytem, miał pulchne ciało i okrutną twarzszakala.W jego czarnych oczach można było wyraznie wyczytać, że hoduje w duszyjadowitego węża, którego Fadi rozpoznał, wywabił i karmił.Spośród wielu żon Hatuna częśćnie żyła, inne zostały wydalone na wieś.Ale jego dwanaścioro dzieci, które kochał i darzyłzaufaniem, z radością prowadziło dla niego hammam.Hatun, osobnik o sercu jak zaciśniętapięść, tak wolał.Fadi też.- Merhaba, habibi! - powitał Hatun Mutę ibn Aziza, kiedy ten przekroczył jego próg.Ucałował gościa w oba policzki i poprowadził przez ozdobione mozaikami publicznepomieszczenia łazni na tyły domu, gdzie na środku małego ogrodu rosła cenna palmadaktylowa.Hatun przywiózł ją z oazy na Saharze, choć wtedy była zaledwie sadzonką,niewiele większą od palca wskazującego.Poświęcał jej więcej uwagi niż którejkolwiek zeswoich żon.Usiedli na chłodnych kamiennych ławach w słońcu przenikającym do ogrodu.Dwiecórki Hatuna podały słodką herbatę i maleńkie ciasteczka.Potem jedna z nich przyniosłaozdobną nargile - tradycyjną fajkę wodną - którą się podzielili.Te rytuały i czas, jaki zajmowało ich odprawianie, były nieodzowną częścią życia naWschodzie.Służyły cementowaniu przyjazni poprzez okazywanie sobie stosownejuprzejmości i szacunku.Jeszcze dziś istnieli tacy mężczyzni jak Nesim Hatun, którzypielęgnowali dawne zwyczaje i dbali o to, by przez blask neonów wieku elektroniki przebijałoświatło płonącej lampy tradycji.W końcu Hatun odsunął nargile na bok.- Przebyłeś długą drogę, przyjacielu.- Czasami, jak dobrze wiesz, najstarsze sposoby komunikowania się sąnajbezpieczniejsze.Hatun skinął głową.- Doskonale to rozumiem.Sam używam co dzień nowego telefonu komórkowego, alemówię tylko ogólnikami.- Nie mamy żadnych wiadomości od Jewgienija Fejodowicza.Hatun ściągnął brwi.- Bourne przeżył wyprawę do Odessy?- Tego nie wiemy.Ale milczenie Fejodowicza jest niepokojące.Co zupełnie zrozumiałe, Fadi nie jest zadowolony.Hatun rozłożył ręce.Miał zaskakująco małe dłonie i palce delikatne jak dziewczynka.- Ja też nie.Możesz być pewien, że osobiście porozmawiam sobie z JewgienijemFejodowiczem.- Na razie musimy zakładać, że został zdemaskowany.Nesim Hatun się zastanowił.- Bourne to podobno kameleon.Jeśli żyje i trafi do mnie, jak go rozpoznam?- Fadi zranił go nożem w lewy bok.Ciężko.Będzie poturbowany.Jeśli się tu zjawi, toniedługo, może nawet jeszcze dziś.Nesim Hatun wyczuł nerwowość posłańca.Przypuszczał, że wielki finał planuFadiego jest bardzo blisko.Wstali i przeszli przez prywatne pokoje, ciche i luksusowe jak ogród na zewnątrz.- Zostanę tu do jutra.Jeśli do tego czasu Bourne się nie pokaże, to nie przyjdzie wcale.A jeśli nawet, to będzie już za pózno.Hatun skinął głową.Więc miał rację.Zbliża się chwila ataku Fadiego na StanyZjednoczone.Muta ibn Aziz wskazał na zewnątrz.- Na końcu ogrodu jest parawan.Zaczekam za nim.Jeśli Bourne przyjdzie, będziechciał się z tobą zobaczyć.Przyjmiesz go, ale w trakcie spotkania przyślę po ciebie któregoś ztwoich synów i porozmawiamy.- %7łeby Bourne mógł nas podsłuchać.Rozumiem.Muta ibn Aziz podszedł krok bliżej i zniżył głos do szeptu.- Chcę, żeby wiedział, kim jestem, i że wracam do Fadiego.Nesim Hatun przytaknął.- Będzie cię śledził.- Właśnie.Jon Mueller od razu się zorientował, dlaczego człowiek Lernera, Overton, wpadł wtarapaty.Zledząc Annę Held, bez trudu odkrył, że jest obserwowana.Istniała zasadniczaróżnica między śledzeniem a obserwacją.Skoncentrował się nie na tym, żeby być cieniemHeld, lecz na tym, żeby namierzyć ludzi chroniących ją przed inwigilacją.Dlatego trzymał siędaleko z tyłu i pozostawał czujny.Początkowo nie używał lornetki, bo chciał widziećbezpośrednie otoczenie Held w możliwie najszerszym zakresie.Lornetka znacznie zawężałapole widzenia.Ale przydawała się, kiedy zidentyfikował człowieka obserwującego Held.W rzeczywistości pilnowali jej trzej ludzie.Zmieniali się co osiem godzin.Niezaskoczyło go to, że są w pogotowiu przez całą dobę.Po partackiej inwigilacji w wykonaniuOvertona z pewnością byli bardziej ostrożni.Mueller spodziewał się tego wszystkiego i wiedział, jak sobie z tym poradzić.Przez dwadzieścia cztery godziny przyglądał się ochronie Held.Zapamiętywał ichzwyczaje, dziwactwa, upodobania, metody działania.Pod każdym względem różnili siętrochę od siebie.Ochroniarz na nocnej zmianie musiał stale pić kawę, żeby nie stracićczujności.Ten na przedpołudniowej ciągle używał komórki.A facet na popołudniowej paliłjak lokomotywa.Mueller wybrał ostatniego, bo wrodzona nerwowość mężczyzny czyniła gonajbardziej bezbronnym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •