[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Maddy zamarła.Podchodząca do niej dziewczyna była najpiękniejszą jaką kiedykolwiekwidziała.Madison patrzyła na Anielicę zbliżającą się w sukience w cekiny z czarnymłańcuchem od Channel i dopasowanymi butami tej samej firmy.Maddy nie wiedziałanawet, że można być tak.idealnym.Z nieskazitelną skórą i elegancką, imponującąfigurą, z włosami jak z reklamy szamponu, z intensywnymi zielonymi oczami,promieniującą tak, jakby prawie miała nadprzyrodzoną idealność.Nie mogła jejpomylić.To była Vivian Holycross.Nawet z policzkami pokrytymi łzami i maskarą, Viv wyglądała nanajpiękniejszą istotę jaką Maddy widziała.- Co ty tutaj robisz? - syknęła do Madison, gdy stanęła.- Hej, Viv.- zaczął Jacks, zaskoczony.Spojrzał na spuchnięte, wściekłe oczyAnielicy.- Pozwól, że przedstawię ci Maddy.Vivian zignorowała go.- Rozejrzyj się, Maddy, - warknęła.- Nie jesteś jedną znas, prawda? Nie pasujesz tutaj.Dlaczego nie oszczędzisz sobie zażenowania i nieodejdziesz?Maddy zamarła.Vivian przestraszyła ją, miksując jej uczucia z paniką, czegorezultatem był całkowity paraliż.- Hej, spokojnie, Vivian.- powiedział ze złością Jacks.- Zaprosiłem ją.Viv zrobiła krok do przodu i zadrwiła Maddy w twarz.- Masz jakiekolwiekpojęcie co się tutaj dzieje? Jakie to jest ważne? Jacks zacznie ratować życie, zacznie wpiątek.Jako Anioł Stróż.Ale nic o tym nie wiesz, prawda?Jacks ruszył, by przeszkodzić Vivian atakować Maddy, ale zatrzymał się gdyzobaczył minę dziewczyny.Madison miała spokojne spojrzenie pełne pewności siebie,gdy patrzyła na Viv, która instynktownie cofnęła się krok do tyłu.- No cóż, zobaczmy, - zaczęła Maddy, a gniew okręcił jej język.Słowa po prostunadeszły.- Wiem, że Jacks zabrał mnie tutaj dzisiaj, i to, że ciebie nie.Wiem również,że poznałam Jacksa zanim dowiedziałam się, że jest sławnym Aniołem, i teraz, gdy to wiem, nie dbam o to.A to dlatego, że lubię go za to jaki jest, nie dlatego, że jest sławnyi dlatego, że zrobi mi cudowną reklamę.Ale ty nic o tym nie wiesz, prawda, Viv?Jacks wyglądał tak, jakby starał się ukryć uśmiech.Wyraz twarzy Vivian byłskręcony przez nienawiść.Spojrzała na Anioła, a jej twarz złagodniała.- Wiesz co,Jacks? Rozumiem to też.Mały skandaliczny romans przed odpowiedzialnością, tak?Dobrze.Baw się dobrze.- zadrwiła.- Ale pamiętaj, kiedy dostaniesz Boski Pierścień,będziesz mój.- Następnie uśmiech wkradł się na jej usta, i odwróciła się do Madison.- I Maddy? Jeżeli masz nadzieję zostać jego Protegowaną kiedyś, zaufaj mi, - zaczęła,uśmiechając się szerzej, gdy przyjrzała się sukience Maddy.- nie stać cię na niego.-Mówiąc to odwróciła się na pięcie i odeszła.- Poszło całkiem niezle.- powiedział Mitch.Musiał słyszeć wszystko.-Upewnię się, że Vivian nikogo nie zabije.- dodał, i zniknął w tłumie.- Przykro mi.- zaczął Jacks, łapiąc Maddy za łokieć i potrząsając głową.-Vivian ma swój rodzaj zazdrości.Madison spojrzała na niego z niedowierzaniem.- Vivian jest zazdrosna omnie? - Spojrzała na swoje dłonie i ze zdziwieniem stwierdziła, że drżą.Kiedyzrozumiała, co się stało poczuła się tak, jakby tonęła.Vivian może być niezłą suką, aleMaddy wiedziała, że ma rację.- Nie powinnam przychodzić.- powiedziała w końcu.- Co? - Twarz Jacksa pociemniała z frustracji.- Posłuchaj mnie, Maddy.Pasujesz tutaj, ponieważ ja tak mówię, a jeżeli nie zauważyłaś, to m o j e przyjęcie.Proszę, - zaczął, delikatniej.- nie pozwól by ktoś zrujnował ci tą noc.Dopilnuje tego.Chodz.- Gdzie? - spytała Maddy, ale Jacks już złapał ją za dłoń i zaczął ciągnąć wstronę tłumu Aniołów w inną część pomieszczenia.DJ grał w jednym z rogów, a nagleszpilki Maddy zaczęły stukać o drewnianą podłogę.Spojrzała w dół.Parkiet dotańczenia.- Zatańcz ze mną.- zaproponował Jacks.Serce Maddy zabiło mocno.Ona nigdy, naprawdę, nie tańczyła z chłopakiem przedtem.W gimnazjum pozwoliła Tomowi Watsonowi obejmować ją delikatnie, gdykołysali się tam i z powrotem do ,,Total Eclipse of the Heart ', ale to się nie liczyło.- Jacks, nie mogę, - Opierała się.- Nie wiem jak.- To łatwe, - zapewnił ją.- Po prostu naśladuj mnie.Anioł wziął ją w ramiona.Poczuła jak jego dłonie śledzą jej talię, biodra ispotykają się przy jej lędzwiach.Następnie przyciągnął ją do swojego ciała, a onastraciła cały opór.Nie mogła go mieć.Jej oddech stał się płytki, łapała powietrze ztrudem, gdy ich ciała dotknęły się.Musiała unieść się na placach, by zarzucić ręce najego szyję i położyć palce wokół niej.Jacks zaczął ruszać się gładko i zaczął prowadzićją, i ku zdumieniu Maddy, zaczęła go naśladować.To było nic strasznego wporównaniu z tym, co sobie myślała.To było jakoś - niemożliwe - łatwe.Tańczyli.Nie czuła już podłogi, nie musiała.To było instynktowne, niemal niemożliwe,sposób, w jaki ruszała się z nim.Nawet inne Anioły zatrzymały się i patrzyły na nich.Nie dało się zaprzeczyć, Maddy i Jacks wyglądali niesamowicie.Jakby byliprzeznaczeni do obejmowania się.Jakby tak powinno być.Jacks odsunął się od niej, nieznacznie.- Wyglądasz tak pięknie.- powiedziałmiękko, a jego oczy błyszczały w świetle.Znów ją przyciągnął blisko do siebie.Maddy czuła jak ten sam prąd przechodzi przez nią, jak energia, którą czuła wtyłach jadłodajni, i gdy poszli latać.Z błyszczących oczu Jacksa, które nie odrywał odniej, mogła wyczytać, że czuje to samo.Jednak coś się zmieniło.Jakoś się zmieniło.Jak bardzo Maddy próbowała niemogła kompletnie zatracić się w tej chwili.Dlaczego słowa Vivian wciąż dzwoniły jej w uszach?Jeżeli miała być ze sobą szczera, to było coś więcej.To cały ten wieczór -zdemoralizowane przyjęcie, nieufny wyraz twarzy Mitcha, nawet rozmowa w drodzew samochodzie do tego miejsca.Coś było nie tak w tej całej sytuacji.Albo coś byłoinnego w niej.Słowa Vivian odbijały się echem w jej głowie. Nie pasujesz tutaj.Jak bardzo mogła siebie za to nienawidzić, nie mogła się nie zgodzić.Rozplotłaswoje palce z szyi Jacksa.- Coś się stało? - spytał, a jego oczy były zamroczone od energii, którawytwarzała się, gdy się dotykali.- Dlaczego mnie zaprosiłeś, Jacks? - spytała Maddy.- Powiedz mi prawdę.Anioł spojrzał na nią pytająco.- Nie pamiętasz? Powiedziałem ci, że pomogę ci rozerwać się.Wiesz, by żyć.-Wskazał na pomieszczenie, uśmiechając się do niej.- Jest niesamowicie, prawda? -Maddy przygryzła wargę.Sięgnął po nią, ale odsunęła się do niego.- Przepraszam, - zaczęła nagle.- Ja po prostu nie mogę tego zrobić.Odwróciła się, nie patrząc na niego, i zaczęła szybko odchodzić.Nie wiedziała gdzie idzie, i dlaczego.Musiała po prostu wyjść.Zobaczyłabłyszczące patio za tylnymi drzwiami z połyskującym, turkusowym basenem i ruszyław jego stronę.Wyszła na dwór, gdy Jacks ją dogonił.- Co się dzieje? - spytał, okrążając ją.- Chodzi o to co powiedziała Vivian?- To prawda, Jacks.- powiedziała z goryczą Maddy.- Nie obchodzi mnie to coona myśli.ale nie myli się, prawda? Jesteśmy inni.Nie widzimy rzeczy w ten samsposób.Oczy Jacksa przeszukiwały twarz Madison.- Co masz na myśli?- Cóż, pierwsze ze wszystkich, nie widzisz jakie to niesprawiedliwe jest? -wyrwało jej się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •