[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odwrócił się zobaczył Nauczyciela.Z tego, co pamiętał, miałchyba a imię Tumael i był ongiś członkiem chóru Księstw, jego oczach widniały dzikość iszaleństwo, tak jak w oczach innych, którzy go otaczali.- Czy wiesz, dokąd on się udał - ten chłopiec? - spytał nerwowo Tumael, zaciskając zezdenerwowania dłoń na ramieniu Kamaela.- Musimy go odzyskać.Nie możemy.pozwolić.mu odejść.Czy rozumiesz powagę sytuacji, Kamaelu?Kamael zdawał sobie doskonale sprawę ze stawki, o jaką toczy się gra, ale nie mógłzaofiarować tym ludziom żadnej otuchy, dopóki sam nie dowie się czegoś więcej.- Gdzie znajdę Belfegora? - spytał.- Muszę z nim porozmawiać.Anioł wskazał dom naprzeciwko, niedaleko miejsca, w którym się znajdowali. - Chodz, Gabrielu - Kamael zwrócił się do psa, który cierpliwie czekał u jego boku.Idąc w stronę domu, zobaczyli Lorelei, która zniknęła w ogrodzie na tyłach budynku.Gdy podeszli jeszcze bliżej, usłyszeli odgłosy gwałtownej kłótni, a potem ujrzeli Lehahiasza ijego córkę, którzy zaciekle się o coś spierali, żywo przy tym gestykulując.Po drugiej stronieogrodu stał Belfegor, który - najwyrazniej nieporuszony odbywającą się tuż obok awanturą -przyglądał się młodym gałązkom jakiegoś krzewu.- Idz i porozmawiaj z Belfegorem - Kamael zwrócił się do Gabriela.- Może powie ci,dokąd udał się Aaron.Gabriel, machając ogonem, pobiegł w stronę Założyciela Aerie.Kamael tymczasempostanowił sprawdzić, co jest przedmiotem kłótni szeryfa i jego córki.- Hej, ty! - Widząc zbliżającego się Kamaela Lehahiasz oskarżycielsko wskazał gopalcem.- To wszystko twoja wina!- Lehahiaszu, przestań - poprosiła Lorelei.- Czy ktoś może mi powiedzieć, co się tutaj stało? - spytał Kamael, śledząc baczniekażdy ruch Lehahiasza, na wypadek, gdyby tamtemu przyszło do głowy wyciągnąć złotecolty.- Twój Nefilim sprowadzi na nas wszystkich śmierć! - rzucił mu w twarz szeryf,zaciskając kurczowo pięści.- Najpierw nakładł im do głowy tych swoich bzdur.a teraz sobie poszedł.Zobaczymy, czy ten, którego mają za Mesjasza, ocali ich przed hordami zabójców Werchiela,którzy niechybnie się tu zjawią i skręcą im karki.- Tato, proszę.- Lorelei po raz kolejny spróbowała uspokoić wzburzonegoLehahiasza.Dotknęła delikatnie rękawa jego płaszcza, ale on brutalnie zrzucił z siebie jejdłoń.- O co tak naprawdę ci chodzi, Lehahiaszu? - spytał Kamael - O twój brak wiary, czymoże jednak o coś innego?Lehahiasz pogardliwie wydął wargi.- To, w co wierzę, nie ma znaczenia.- Potrząsnął smutno głową, po czym spojrzał naBelfegora i Gabriela, którzy rozmawiali w pobliżu.- Werchiel dostanie w swoje łapy to, naczym tak mu zależy - ten sukinsyn przyjdzie tu i zrówna Aerie z ziemią.- Dokąd poszedł Aaron?- Ratować swoją przyjaciółkę, jakąś dziewczynę.- Lehahiasz uśmiechnął się, ale wtym uśmiechu nie było nic śmiesznego ani zabawnego.- Cały osnuty zapachem, któryprzylgnął do niego w ciągu ostatnich trzech tygodni jak tanie perfumy.Zapach Aerie.Równie dobrze mógł zanieść Potęgom mapę z zaznaczeniem tego miejsca - sprowadzi ich tu, a wtedyzacznie się rzez.To zdrajca, a nie żaden wybawca!Kamael odepchnął Lehahiasza, minął go i poszedł w stronę Belfegora.Loreleipobiegła za nim.- Przepraszam - powiedziała, kiedy ich oczy na moment się spotkały.Kamael nie byłjednak pewien, czy przeprasza go za swojego ojca, czy też może jest towyraz współczucia zato, co niebawem ma się stać z Aerie.Kamael podszedł do Belfegora, który nachylał się śnie, żeby pogłaskać Gabriela.- Aaron poszedł odnalezć Vilmę - wyjaśnił pies, podnosząc łeb, tak żeby anioł mógłgo podrapać w szyję.- z nią rozmawia czasem przez komputer.- Myślę, że ona także jest Nefilimem - odezwał się w końcu Belfegor, nie przestającpieścić psa.- Kiedy Aaron odkrywał swoją drugą naturę, natrafił na jej ślad, a ona wezwałago, błagając o pomoc.- Po tych słowach przestał drapać rozczarowanego Gabriela i zwróciłsię do Kamaela.- Dziewczyna została uwięziona przez Werchiela - powiedział, rozglądającsię wokół.- To naprawdę niezwykłe, jak wszystko szybko się zmienia, Kamaelu - aniołuśmiechnął się z nostalgią.- Nagle okazuje się, że stoisz u wyjścia z tunelu i wprost na ciebiesunie wielka, rozpędzona lokomotywa.- Mogłeś go powstrzymać - zareagował Kamael.- Albo znalezć mnie i ja zrobiłbym toza ciebie.Belfegor po raz kolejny uśmiechnął się smutno.- To, że on odszedł, nie ma większego znaczenia.- To mówiąc, Belfegor ruszył przeztrawę, kierując się w stronę domu.Kamael i Gabriel podążyli za nim.- Aerie czeka zmiana.Ibez względu na to, czy ma to związek z przepowiednią, czy też jest to po prostu ślepy los, niemamy nią żadnego wpływu.Mieszkańcy Aerie wciąż kłębili się na ulicach, a w ich oczach nadal było widać strach.- Oni też to wyczuwają, tak samo jak ty czy ja.- Belfegor wskazał na tłumek gapiówprzed domem.Zatrzymał się na środku ulicy i zamknął oczy.A potem, stęknąwszy lekko z wysiłku,sprawił, że z jego pleców wyrosły szare, mizerne i przerzedzone skrzydła.- Chodz ze mną, Kamaelu - powiedział, wzbijając się w powietrze.O dziwo, skrzydłauniosły go bez problemu.- Zaczekaj tu na mnie - polecił Gabrielowi Kamael, po czym rozwinął własne, potężneskrzydła i również wzbił się w niebo.- Tak jakbym miał jakiś wybór - wymamrotał w odpowiedzi pies. Był wczesny poranek, słońce dopiero zaczęło wznosić się nad horyzontem,oświetlając zrujnowaną okolicę.- Przyjrzyj się dobrze, Kamaelu.- Belfegor, młócąc powietrze skrzydłami, wskazał należące pod nimi Aerie.- Wkrótce to wszystko się zmieni.Kamael spojrzał w dół na zniszczone, opuszczone domostwa, popękane i zaniedbaneulice, ogrodzone siatką z drutu kolczastego - i poczuł coś, czego nie doświadczył od chwili, wktórej opuścił niebiański raj, aby rozpocząć swoją krwawą misję.Od tysięcy lat Kamael niemiał domu - miejsca, do którego naprawdę mógłby należeć.Poczucie tej straty napełniło gowielkim smutkiem.I teraz, unosząc się nad okolicą, były dowódca Potęg zdał sobie sprawę, czego się odniego oczekuje.Mógł okazać wdzięczność tym, którzy przyjęli go do swego grona, nie baczącna jego mroczną przeszłość.Kamael musiał zrobić wszystko, co w jego mocy, żeby Aerie przetrwało.I niech Bógma w swojej opiece każdego, kto spróbuje mu w tym zadaniu przeszkodzić.Aaron niemal natychmiast zlokalizował miejsce, w którym była więziona Vilma.Czerwone metalowe szafki, otynkowane na kremowo popękane ściany i ręcznie namalowanyplakat, zachęcający do zbiórki pieniędzy dla potrzebujących z okazji święta Dziękczynienia.Aaron rozpostarł skrzydła.Znajdował się na pustym parkingu, było wcześnie rano, a przednim wznosił się gmach liceum Kena Curtisa.Zalała go fala niewyobrażalnej wręcz nostalgii -w jednej chwili przypomniał sobie wszystkie wspomnienia, te dobre i te złe.Kiedy opuścił parking, kierując się w stronę ceglanego budynku, przerażające znaki najego ciele zniknęły, podobnie jak skrzydła na plecach.Aaron pozostał jednak niewidzialny -nie chciał, by ktokolwiek nakrył go, wchodzącego do budynku, co zapewne skończyłoby sięwezwaniem policji [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •