[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chlebatakiego jak dawniej.Najpierw chleb i wino obcują ze sobą, adopiero potem my obcujemy z nimi.Zdradzę wam pewnątajemnicę.Stoję przy drzwiach do piwnicy, kiedy wieczorem,przed snem, moja żona znosi do niej miskę z ciastem.Nie wie,że jestem obok i czekam, gdy ona zajmuje się swoimisprawami, przykrywa miskę starym prześcieradłem albokocem.Nie ma pojęcia, że słucham, jak żegna się z ciastem nadobranoc, przemawia do niego jak do otulanego dziecka.Mówimu, jakie będzie cudowne, kiedy dorośnie i upiecze się w piekarniku.Kiedyś mnie to bawiło, ale po latach dojrzałem ipolubiłem tę jej drobną ceremonię.Ale nie chodzi tylko o to, żeją lubię.Wierzcie mi, nigdzie na świecie nie ma lepszegochleba niż ten, który robi moja żona.Nigdzie.I tak przejąłem jej zwyczaje i traktuję moje ptaki jak onaswój chleb.Odwiedzamje codziennie, rozmawiam z nimi imówię im, że dzięki mnie staną się zupełnie wyjątkowymdaniem.Nawet kiedy robię co innego, rozmyślam o tychbażantach, które tam wiszą, zastanawiam się nad tym, jak zdnia na dzień ich mięso staje cię coraz bardziej skruszałe.Akiedy nadchodzi dzień, w którym schodzę do piwnicy i ledwiemogę oddychać w ich smrodzie, wówczas wiem, że są dla mniegotowe.Oskubuję je, patroszę, myję w grappie i nadziewamgarścią roztłuczonych jagód jałowca.Potem ubijam smalec zrozmarynem i szałwią, aby powstała przyjemna, gładka masa.Podgrzewam ją w rondlu, aż zacznie skwierczeć, a następniesmażę w niej ptaki do czasu, gdy staną się ciemne jak orzechy.Wtedy je wyjmuję, owijam cienkimi plastramipancetta,układam w coccio, kamionkowym garnku, polewamczerwonym winem, przykrywam naczynie i stawiam je nażarze przygasającego ognia.Potem idę spać, wysłuchawszy,jak moja żona gawędzi z chlebem.Następnego ranka cały dom wypełniają aromaty ziół, wina,dymu, tłuszczu i rozpływającego się mięsa.Nie dotykamyjednak garnka.Zostawiamy go do ostygnięcia, żeby odpoczął przed obiadem.Dopiero wtedyzjadamy te ptaki, z naszym własnym chlebem i winem, prosto zgarnka.Dwa widelce, dwa noże, serwetki, chleb i wino.Tak sięprzyrządza bażanta i tak się go zjada.Przy dobrej pogodzie towarzystwo sadowi się na tarasie, amiejsce grappy zajmuje czerwone wino w dzbanach.Zgromadzeniu przewodniczy mężczyzna o imieniu Fausto,samozwańczy lider, podobnie jak Barlozzo w San Casciano.Któregoś dnia otwiera spotkanie skrzekliwym wrzaskiem a laMussolini. Come siamo ridotti  zaczyna. Jak nisko upadliśmy.Milknie i składa ręce jak do modlitwy, unosząc je w górę i wdół.Wzniesione spojrzenie i piskliwy lament podkreślają wagęjego słów, choć w pierwszej chwili chyba nikt się nie orientuje,do jakiej duchowej, politycznej czy też kulturalnejdegrengolady nawiązuje mówca.Zapada pełna wyczekiwaniacisza. Całe Włochy powinny się wstydzić  szepczechrapliwie, niczym dogorywający franciszkanin. Piłkanożna stała się sportemfemminucce.Femminucce oznacza tyle, co  zniewieściały" i dotyczymężczyzn, którzy prowadzą się w sposób tradycyjnieuznawany za kobiecy.To słowo jest nacechowane bardzonieprzychylnie, bez względu na to, do kogo się odnosi. Tak jest, powtarzam, nasza harodowa świętość, naszeigrzyska wywodzące się od Rzymian, czy wręcz od Greków, sprowadzono do poziomu damskich zapasów.Nie ma już włoskich mężczyzn grających w futbol, anijednego.To, co nam zostało, to same prime donn.Opowiemwam, jak teraz wygląda dzień z życia tych poveńni, biedaków.Wstaje taki rano i idzie na godzinny masaż oraz sesję wsolarium.Potem przychodzi fryzjer i rozjaśnia mu włosy,przycina je, zaplata, układa, a w tym czasie ktoś inny polerujenieszczęśnikowi paznokcie.Następnie nadchodzi czas nawizytę U sarto, krawca, który mierzy i drapuje jego ubranie jakdla samego Króla Słońce.Gdy skończą się te rytuały, trzebaruszać do studia na próbne zdjęcia, żeby sprawdzić, jakwygląda na ekranie złamany nos, skutek zabawy w dyskotece.To ważne, bo fotografować go będą dla  GQ" i  Vogue'a".Nie mam bladego pojęcia, skąd umbryjski rolnik wiecokolwiek na temat  GQ" oraz  Vogue'a", ale szybko sobieuświadamiam, że wiadomości telewizyjne przybliżają iukazują tym ludziom świat znacznie większy niż ich własny.Fausto bierze głęboki oddech, raczy się porannym czerwonymwinem i czeka, aż tłum donośnie wyrazi aprobatę dla jegosłów.Teraz trzyma przy uchu wyimaginowany telefonkomórkowy i zmienia głos, aby dać do zrozumienia, że to jedenz femminucce rozmawia z matką. Jestem wyczerpany, Mamma, padam z nóg, a mimo tooni chcą, abym chodził na treningi.Jestem gwiazdą i oczekują,że będę tam łaził i grał.To po prostu niemożliwe.Natychmiastdzwonię do agenta, chirurga i aromaterapeuty.Na dodatek bolimnie głowa. Mamma, potrzebuję odpoczynku.O której przyniesiesz mikolację? Nie zapomnij o deserze.Ciao, ciao.Dew scappare.Muszę pędzić, pedikiurzystka puka do drzwi.Ciao, ciao,mammina.Salwy śmiechu powoli milkną, piano, piano, aż zapadacisza, kiedy wszyscy, jak na ukryty znak, składają ręce domodlitwy, wstają i idą na plac.Spacerują nierównym szykiem,ramię w ramię, czwórkami.Jeden zwrot.Wędrują z powrotem,jakby popychani kojącym wiatrem, ich ciała się pochylają [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •