[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Do dzieła!Dwaj żołnierze przesunęli dzwignię.Nastąpiło przeciągłe mlaśnięcie.Kołozamachowe zadygotało, po czym ruszyło z donośnym łoskotem.Rozległo sięrytmiczne dudnienie.Kilkanaście par oczu z napięciem spoglądało na płaskikształt węża, łączącego pompę z wnętrzem jaskini.Po kilku minutach ciszy, przerywanej jedynie jednostajnym odgłosempracującego silnika, niektórzy z obecnych poczęli zerkać w stronę inżyniera. Spokojnie.Wszystko w porządku. Mackenzie popatrzył na Munga.Proszę im powiedzieć, że moja wiedza oparta jest na nauce, nie magii.Wśród ludzi stojących w pobliżu węża rozległy się krzyki.Z lufy armatkiprzeciwpożarowej popłynęło kilka kropel. Zamknąć przepływ!  krzyknął Mackenzie w stronę Mur- phy'ego iKrazuskiego.Szarpnęli dzwignię.Wąż zaczął podskakiwać.Niczym olbrzymi szary pytonwił się po ziemi.Inżynier kontrolował pomiar ciśnienia.Gdy patrzącym zdawałosię, że wąż za chwilę pęknie, Mackenzie opuścił rękę.Jeden z żołnierzy chwyciłkoło regulujące obrót działka, drugi zasiadł przy celowniku.Z lufy trysnął w góręsilny strumień wody.Odłamki skał, ziemia i mniejsze głazy zostały wyrwane z od-wiecznych legowisk.Mackenzie polecił kanonierom odciąć wskazaną przezMunga krawędz zbocza. Błotnista woda spłynęła w głąb wąwozu.Gdy szeroki i silny strumień porwałze sobą piach i kamienie, Mackenzie klepnął Kreta w ramię i obaj popędzili wstronę rynny.Pozostali górnicy podążyli za nimi.Czekoladowobrązowa woda pluskała po drewnianych stopniach.Mężczyznizajęli wyznaczone miejsca.Zanurzyli dłonie po łokcie, szukając wzrokiempierwszego żółtego błysku.Mung spojrzał na Johna.Razem zeskoczyli ze skały i rzucili się w dół zbocza,aby dołączyć do innych.Biegnąc, wrzasnęli na modłę wielorybników: Town-hoooo! Town-hoooo!Chwilę pózniej ich ubrania mokre były od wody i błota.Silnik pompy huczałmiarowo.Strumień ściekał wzdłuż rynny, wciąż przybywało piasku.Co chwilaktóryś z mężczyzn unosił głowę, aby sprawdzić, czy towarzyszom udało sięznalezć ślad kruszcu.Pracowano w milczeniu.Mokre dłonie przeszukiwałybrunatną breję.Zaciśnięte usta wyrażały ponurą determinację.Z każdymstuknięciem silnika wzrastało napięcie. Yeeeehhhhiiiii!  zawył górnik, stojący przy najniżej położonym końcurynny.W wyciągniętej dłoni trzymał bryłkę.Kret pośpieszył w tamtą stronę.Wsunął samorodek do ust i ścisnął zębami.Błogi uśmiech, jaki zawitał na jego pomarszczonej twarzy, świadczył, że próbkajest najwyższej jakości.Mackenzie zgryzł bryłkę, po czym wypluł ją na dłoń. Yahoooo!  wrzasnął.Serdecznie uściskał starego poszukiwacza i pochwili obaj wykrzykiwali coś po swojemu, tańczyli i poklepywali się po plecach.John i Mung zeszli niżej. Tyle hałasu z powodu jednego złotego kamyka?  spytał John.Mung roześmiał się. Gdzie jest jeden, tam będzie i więcej.Jakby na potwierdzenie tych słów rozległy się dalsze okrzyki.Złotaprzybywało.Kret chwycił inżyniera za ramię i pociągnął go w dół zbocza. Dokąd się wybierają?  mruknął John. Do filtra.Skoro w rynnie znaleziono bryłki, osad powinien zawieraćznaczną ilość złotego pyłu.Chodzmy zobaczyć.Zastali obu mężczyzn pochylonych nad umieszczonym poniżej rynnydrewnianym naczyniem.Kret mruknął coś i wskazał w głąb wody. Co on mówi?  spytał Mackenzie. %7łe znalazł kolor  odpowiedział Mung.  W ten sam sposób określamy to po angielsku! Ja też widzę garśćmigoczącego pyłu. Czy nie ma obawy, że utracimy sporą część złota, skoro używamy tylkojednej rynny?  spytał John. Nie  odparł Mackenzie. Złoto pozostanie w wąwozie lub zgromadzi sięw zbiorniku, który wykopiemy poniżej.Odnajdziemy każdą grudkę! Terazpowinienem wrócić do działka i pokazać żołnierzom, gdzie dalej płukać.Pięć godzin pózniej, gdy zużyli już tysiące litrów wody, Kret wspiął się naszczyt płaskiego głazu i położył przed Mungiem stos złota o wadze czterech i półkilograma [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •