[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I nagle, cała krew odpłynęła z jego twarzy, a Argernon powoli osunął się napodłogę.Casey rzuciła się do przodu próbując go złapać.Ale był cholernie duży i za ciężki dla niej, nie zdołała go utrzymać.Udało jej się tylko opóźnić jego upadek.Na szczęście mężczyzna stojący obok nich ruszył z pomocą, przechwycił go od niej, i delikatniepołożył na podłodze.Casey klęczała obok niego, ściskając jego dłoń.Argernon miałzamknięte oczy, wciąż był przerażająco blady, ale oddychał, chociaż wciąż byłnieprzytomny.Sobowtór Argernona warknął głośno na ludzi stojących wokół nich.Złapał Casey za ramię i odsunął ją od Argernona.Krzyknęła w proteście, ale onporuszał się zbyt szybko dla niej.Wsunął ręce pod ciało Argernona i podniósł go.Mężczyzna jęknął nieznacznie.Obajmężczyźni byli mniej więcej tej samej postury, ale wstał z nim, w swoich ramionach,bez żadnego problemu.Warknął coś, wskazując głową na Casey, a następniepobiegł gdzieś z Argernonem.Jeden z mężczyzn Zorn wysunął się z grupy i chwycił ją za rękę.Cicho na niąwarknął i pociągnął na nogi.Mocniej ją przytrzymał i zaczął ciągnąć korytarzem, pochwili chwycił ją za rękę, ciągnąc ją w dół korytarza.Zrozumiała, że chce, by podążyli za mężczyzną, który zabrał Argernona.Szła najszybciej jak tylko mogła, podbiegającczasami, aż w końcu dogonili mężczyznę niosącego Argernona.Wyrwała wówczasrękę z uścisku obcego i szybko do nich podbiegła.Nie zamierzała pozwolić imzniknąć z pola widzenia.Doszli do czegoś, co przypominało jej pokój medyczny.Casey zobaczyła starszegomężczyznę Zorn czekającego na nich.Argernon został delikatnie położony napłaskim stole.A lekarz, jak zakładała Casey, zaczął go dokładnie oglądać.Przezchwilę mężczyzna spojrzał na nią zaciekawiony, ale zaraz ją zignorował i zajął siępracą.Mężczyzna, który przyniósł tutaj Argernona podszedł i stanął obok Casey.Spojrzała na niego."Czy jesteś bratem Argernona?"Odwrócił głowę, i spojrzał na nią z góry.Po czym skinął głową."Czy to jest lekarz?"Mężczyzna zawahał, ale pokręcił przecząco głową."Gdzie jest lekarz?" Strach ogarnął Casey."On potrzebuje lekarza.Czy wy nie macie takiego na statku?"96Mężczyzna spojrzał na nią ponuro i znowu coś warknął, kręcąc głową, patrząc wkurzony na brata i mężczyznę obok niego.Teraz właśnie, ten którego uważała zalekarza, zaczął zmywać krew z Argernona.Casey podeszła do łóżka.Chwyciła kilkaz małych ręczników, które mężczyzna położył obok siebie na stole.Obeszła łóżkodookoła i stanęła po jego drugiej stronie.Chciała pomóc, więc zaczęła oczyszczaćArgernona z krwi, od drugiej strony.Jego brat też ruszył do pomocy.Ściągnął jego spodnie, tak by mieli lepszy dostęp do jego ran.Conis w dalszym ciągu nie działał, więc nie mogli ze sobą rozmawiać, alezarówno mężczyźni ją, tak jak i ona ich, świetnie rozumieli się bez słów.ChociażCasey wciąż była bardzo sfrustrowana.Na głowie Argernona znaleźli duży krwawiący guz.Miał też dużą ranę po nożu naudzie, w miejscu, gdzie jego spodnie były rozdarte.Musiał go dźgnąć jeden z tychdrani, Collisów.Miał dużo skaleczeń, siniaków i otarć, ale nic tak groźnego jak ten guz na głowie.To o to obawiała się najbardziej.Urazy głowy nigdy nie były dobre, i mogły przynieść różne kłopoty."Czy masz tutaj lód? Powinniśmy położyć na to stłuczenie coś zimnego, tak byzmniejszyć obrzęk."Starszy Zorn wyjął jakieś opakowanie, i zrozumiała, że to właśnie lód.Tak właściwie, to przy takich urazach nie można było zrobić nic więcej.Casey i starszy Zornoczyścili i zabandażowali wszystkie rany.A później Casey pomagała mu przypozostałych rannych Zorn.Zrozumiała, że chociaż nie był on lekarzem, to jednakmiał przeszkolenie medyczne.97*****Minęły trzy dni.Statek został dość poważnie zniszczony, na szczęście silniki wciążdziałały.Conis został uszkodzony i nie byli w stanie go naprawić.A zatem na statku w ogóle nie było żadnej komunikacji.Nie mogli nawet nawiązać kontaktu ze swojąrodowitą planetą.Bowiem conis, był nie tylko tłumaczem, ale służył także dokontaktów z innymi jednostkami i planetami.Brat Argernon odwiedzał Casey i jego brata, tak często, jak tylko mógł.Argernon nie obudził się.I coraz bardziej martwiła się o jego uraz głowy.Nawet bez zadawaniapytań, wiedziała, że mieli wiele kłopotów na statku.Elektryczność szwankowała,pokład trzeci wciąż nie nadawał się do zamieszkania.Wszyscy z tego rejonu zostaliprzeniesieni na drugi pokład mieszkalny.Mieli też duże problemy z wodą, systemy jej produkcji i oczyszczania nie działały, więc nie mogli korzystać z pryszniców.Caseywiedziała też, że zaczęły się problemy z żywnością.Zaczęli dostawać ją w małychporcjach, a później przeszli na paski suszonego mięsa.Casey opiekowała się mężczyznami Zorn, którzy zostali poszkodowani podczaswalki.Argernon wciąż pozostawał nieprzytomny.Ponad dwudziestu z Collisówzostało zabitych, kiedy usiłowali wedrzeć się na pokład, a tylko czterech, ze strony Zorn, licząc w tym i Rachael.A teraz, co najmniej trzydziestu mężczyźni Zorn żyło w tym samym obszarze co ona.Podczas drugiego dnia podróży, po ataku, zaczęli mieć problemy z wodą ipowietrzem, które stawało się coraz gorsze i bardziej zanieczyszczone.Co prawdazostała zapewniona, dość obrazowo, że się nie udusi, to jednak, za każdym razem,gdy jej się źle oddychało, prosiła kogoś, by to sprawdził [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •