[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Taki sam koloroczu i podobny odcień włosów sprawiają, że wyglądają jakrodzeństwo.A postawa, swobodna i niewymuszona, mogłaby świadczyć, że znają się od lat.W pozie kobiety nie maśladu kokieterii czy fałszywej brawury, tak typowej dla zdjęćklientów z polowań.Jej spojrzenie cechuje spokój i szczerość.Wygląda jak ktoś, kogo ma się ochotę poznać.Sprawiasympatyczne wrażenie.Mara przymknęła powieki.Skurcz zazdrości zacisnął jejżołądek i boleśnie rozszedł się po ciele.A jednak wyjęłaspod spodu drugie zdjęcie.Tu była sama.Matilda.* Brytyjska uczona prowadząca badania nad szympansami w parku narodowym Gombe w Tanzanii.97Mara wymówiła to imię szeptem.Brzmiało tak wdzięcznie, ładnie, a jednocześnie miało w sobie pewną dostojnośći powagę.Matilda, przebrana do kolacji w długą, obcisłą suknię zesrebrnej lamy, z jasną etolą wokół ramion, stoi na stopniachschodów przed Muthaiga Club.Suknia skrzy się w świetleflesza, a ona wygląda jak bogini spowita w księżycową poświatę.Usta ma lekko pociągnięte ciemnoczerwoną pomad-ką, a włosy wysoko upięte.Tak upozowana i taka piękna,wygląda jak gwiazda filmowa - ktoś taki jak Lillian Lane.Mara wyciągnęła z koperty złożoną kartkę.Palce zawisływ powietrzu, gotowe ją rozłożyć.Nie było jednak takiej potrzeby, bo znała na pamięć każde słowo i kształt ręcznie pisanych pochyłych liter.Na tę kopertę natrafiła przypadkiem, szukając w szufladach Johna jakiejś starej koszuli dla siebie.Układanie i rozwieszanie jego wypranych rzeczy należało do kuchcikai kiedy znalazła starą, ciasno zwinięta kamizelkę, upchniętąza stosem krótkich spodni khaki, była gotowa go zawołać,żeby się wytłumaczył, dlaczego ją tam włożył, zamiast powiesić w szafie.I wtedy dostrzegła wystający z kieszenirożek koperty.Z początku nie przejęła się zdjęciami.Niebyło w tym nic nadzwyczajnego, że klienci je przysyłali -przez jakiś czas żyli jeszcze wspomnieniami z safari i wyobrażali sobie, że ich pobyt zapisał się w jakiś szczególnysposób w historii Raynor Lodge.Zazwyczaj takie zdjęciaprzypinało się do korkowej tablicy nad bufetem, aby moglije oglądać kolejni goście.Czasem któreś z nich się oprawiało, dodając do kolekcji na ścianie.Jednak te zdjęcia John trzymał schowane.A na koperciewidniały zaledwie dwa słowa: dla Johna".Nie było na niejadresu ani znaczka, więc nie przyszła pocztą.A potem zobaczyła list.Zanim jakiekolwiek skrupułyzdążyły zrodzić się w jej głowie, rozpostarła pojedyncząkartkę z nagłówkiem Raynor Lodge.98Słowa tańczyły jej przed oczami - układały się z klarowną jasnością i ginęły we mgle wywołanej szokiem.Wspomnienie tamtej nocy zostanie ze mną na zawsze.I chociaż więcej się nie spotkamy, nigdy nie zapomnę pieszczoty Twoich rąk i dotyku ust na mych włosach.Nie mówmy o miłości, przecież jesteśmy dwojgiem obcych sobie ludzi - jednak nigdy już nie wydarzy się coś tak cennego, takprawdziwego.Stała z listem w drżącej dłoni, a słowa nie chciały znieruchomieć; ich wymowa była tak jednoznaczna.Brakowało jejtchu.Nogi zmiękły w kolanach.Ból, niczym klinga miecza,wwiercał się w duszę.To się zdarzyło pięć miesięcy temu.Minęło pięć miesięcy, trzy dni i jedna noc.Mara niezliczenie wiele razy odtwarzała w myślach kolejne odczucia wynikające z tamtego koszmarnego odkrycia.Najpierw ucieczka w niedowierzanie.Niemożliwe, aby Johnzłamał najważniejszą z żelaznych zasad wpajanych przezRaynora: Można cię wynająć jako myśliwego, lecz prywatnie życie jest twoją własnością.Te dwie sprawy dzieli granica, której nigdy nie wolno przekroczyć.Ajednak przekroczył.Przekroczył.A potem, patrząc wstecz, przebiegała w myślach zapamiętane sceny, usiłując je zinterpretować w nowymświetle.Pamiętała przyjazd Matildy z ojcem do Lodge
[ Pobierz całość w formacie PDF ]