[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pięknego konia dostałem w twierdzy.Ale teraz musimy myśleć odużo trudniejszej sprawie.O tym, jak dostać się do Almhult.Wrócili na polankę.Podróż nawet na koniach byłaby dostatecznie długa.A bez nich.?I z żądnymi krwi snapphanami dookoła?- Usiądzcie - powiedział Dominik.- Muszę zrobić coś ważnego.- Czy nie lepiej zbierać się stąd jak najszybciej? - wtrącił Kristoffer.- To jest ważniejsze.Wszyscy wiecie, dlaczego mamy dotrzeć do Almhult, prawda?- Owszem, z tą szkatułką.- Tak, z tajemnymi planami i dokumentami Jego Wysokości króla Karola.Ale terazznalezliśmy się w opałach.W każdej chwili możemy się dostać w łapy snapphanów.- Na taką okoliczność mamy strzelby i noże.85 - Tak, i bądz pewien, że ich użyjemy, jeżeli zajdzie potrzeba! Ale szkatułka! Szkatułka niemoże wpaść w ich ręce, bo wydalibyśmy szwedzkie tajemnice Duńczykom.Pomyślałemwięc, że.Polecił, by usiedli bliżej, i powiedział cicho:- Możemy być obserwowani.Jeśli tu zakopiemy szkatułkę, oni to zobaczą i zaraz po naszymodejściu odkopią.Zresztą i pózniej też to mogą zrobić.Kiwali głowami, że rozumieją.Dominik mówił dalej:- Lepiej jednak ukryć szkatułkę tutaj, niż nieść ją dalej.Uważam, że powinniśmy wyjąćdokumenty, a szkatułkę zakopać.W ten sposób na jakiś czas ich oszukamy.Pózniej ukryjędokumenty pod jakimś kamieniem.Pospiesznie, zanim te niewidzialne diabły nas dopadną.- Niegłupio - rzekła Villemo.Kristoffer podzielał jej zdanie.- Usiądzcie blisko siebie - powiedział Dominik.- %7łeby nie widzieli, co robię.Skupili się wokół niego.Dominik próbował otworzyć szkatułkę, lecz zamek nie puszczał.- Trzeba wyłamać - poradził Jons.Dominik skinął głową.Wsunął ostrze noża pod wieczko i nacisnął.Zamek ustąpił.Usłyszał jęk swoich towarzyszy, którzy siedzieli tak, że widzieli wnętrze skrzynki.Odwrócił jąku sobie.Szkatułka była pusta.Zrazu niczego nie pojmowali.Porażająca cisza zaległa nad leśną polanką.Powoli jednak do Dominika, a potem także do Kristoffera zaczęła docierać prawda.- Kapitan von Leven - szepnął Dominik.- Tak - potwierdził Kristoffer.- Dawno podejrzewaliśmy, że on sprzyja Duńczykom.I kiedyteraz się zastanawiam.Tych piętnastu ludzi, których dał panu lejtnantowi.Wszyscy onipopierali Szwedów.Villemo zaczynała rozumieć.- Więc on wysłał nas na śmierć?86 - Z pełną świadomością - potwierdził Dominik.- Czy pamiętacie ten duński oddział, który naszobaczył zaraz za bramą twierdzy i długo nas tropił?- Pamiętamy - powiedział Jons.- Zdenerwowali mnie okropnie.- Kapitan von Leven musiał ich dostrzec z twierdzy i wysłał nas w odpowiednim czasie.Udało nam się uratować dzięki temu, że do obory, w której się schroniliśmy, wszedł kuzynmój i Villemo.W przeciwnym razie bylibyśmy teraz martwi.- Gote jest martwy - przypomniała Villemo.- Tak.I w ostatecznym rachunku to kapitan von Leven winny jest jego śmierci.- Kapitan wiedział, że nawet jeśli ujdziemy duńskiej pogoni, to i tak będziemy musieli sięprzedzierać przez lasy Goinge.- Ten przebiegły diabeł! - krzyknął Jons.Widać było, że ogarnia go wściekłość.- Niechby onwpadł mi w łapy, to ja bym mu.Ja bym mu pokazał! Najpierw bym go wykastrował, a potemrozszarpał na strzępy, kawałek po kawałku!Nikt nie miał wątpliwości, że Jons myśli tak naprawdę.- Ale teraz spokojnie - uciszał go Dominik.- Nie możemy wpadać w gniew.Zatroszczymy sięw odpowiednim czasie, żeby otrzymał karę, na jaką zasłużył.To będzie teraz naszymzadaniem: dotrzeć do zamieszkanej przez Szwedów Smalandii i złożyć raport o jegopotwornej zdradzie.- Tak - zgodził się Kristoffer.- Tylko że musimy zachować życie do tego czasu.- Ja chcę do domu - szepnął Folke.Dominik wstał.- Ruszamy.Lepiej będzie zabrać szkatułkę, bo jeśli znajdą ją pustą, będą podejrzewać, żemieliśmy tam coś ważnego.Wkrótce uświadomili sobie ogromną różnicę pomiędzy wygodną podróżą na końskimgrzbiecie a samotnością, jaką się odczuwa wędrując na własnych nogach.Villemo uparcietrzymała Dominika za rękę, a on zabronił komukolwiek oddalać się od grupy.Zresztą niemusiał tego mówić.Chyba nigdy nie widziano równie zdyscyplinowanego oddziału! Wprostdeptali sobie po piętach, a Dominika irytowało to, że ciągle czuje na karku przyspieszonyoddech przestraszonego Jonsa.Wciąż więcej było jeszcze nocy niż dnia, gdy znowu zatrzymało ich coś nieprzewidzianego.Gwałtowne topnienie śniegu wiosną musiało spowodować, że woda zalewała ścieżkę imiejscami nie było żadnego szlaku, wszędzie leżało lepkie, gliniaste błoto,87 - Tędy nie przejdziemy - zawyrokował Dominik, co Folke przyjął nowymi łzami.- Ależ, Folke,uspokój się! Pójdziemy dalej, tylko musimy zejść w dół do rzeki i tam przedostać się nadrugą stronę.- Ale tu jest tak stromo!- Nie rezygnuj, zanim nie spróbujesz! W dół zejdziemy na pewno.Gorzej będzie pózniejpodchodzić znowu w górę.- Tamci chyba tędy jednak przeszli? - zastanawiał się Kristoffer.- A może górą?Spojrzeli tam, lecz zobaczyli jedynie strome skalne ściany.- O, nie! To niemożliwe - stwierdził Kristoffer.- A zatem dołem.Ruszajmy!Schodzenie w dół było niesłychanie męczące.Tu i ówdzie rosły nędzne sosenki, którychchwytali się rozpaczliwie i z największą niechęcią puszczali, gdy stawało się to konieczne.Jons skręcił sobie stopę między kamieniami, lecz nie zwracał na to uwagi.Albo jest taki dzielny, pomyślał Dominik, albo chce zrobić wrażenie na Villemo.Moja Villemo! O Boże! Jej nic nie może się stać, żaden prostak nie ma prawa jej tknąć,żaden diabelski snapphan nie dostanie jej w swoje łapy.Tak mocno ściskał jej rękę, że aż jęknęła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •