[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Pani Stefania opowiadała mi ciekawe szczegóły o tej nowejbaronowej.- No, nie powtórzyłaby tego przy wszystkich - szepnęła barokowa.- Panna Mada Muller raczy nas lornetować, o!- Wygląda dzisiaj jak młoda, tłuściutka, oskubana z piórek gęś,okręcona w nać pietruszki.46ZIEMIA OBIECANA- Pani Stefania udaje dzisiaj złośliwą - szepnął Horn.- Albo tamta, Szajówna, cały magazyn jubilerski ma na sobie.- Przecież stać ją nawet na dwa sklepy jubilerskie - wtrącił Moryc,wpakował binokle na nos i patrzył na dół w lożę Mendelsohnów,gdzie siedziała z ojcem jego najmłodsza córka ubrana z niesłycha-nym przepychem z jakąś drugą panną.- Któraż kulawa?- Róża, ta po lewej stronie, ruda.- Wczoraj była u mnie w sklepie, przerzuciła wszystko, nic nie ku-piła i poszła, ale miałam czas się Jej przyjrzeć, jest zupełnie brzydka- mówiła pani Stefania.- Ona jest prześliczną, ona jest anioł, co to anioł, ona jest cztery albopiętnaście aniołów - wykrzykiwał Moryc przedrzezniając staregoSzaję.- Do widzenia paniom.Chodz, Moryc, pan Horn zostanie przypaniach.- Może panowie przyjdą do nas na herbatę po teatrze? - prosiławszystkich liliowa patrząc na Borowieckiego.- Dziękuję bardzo, ale przyjdę jutro, dzisiaj nie mogę.- Czy jesteś pan zamówiony do Mullerów? - szepnęła trochęcierpko.- Do Grand-Hotelu.Dzisiaj sobota, przyjeżdża Kurowski, jak zwy-kle, a ja mam z nim do obgadania niesłychanie ważne rzeczy.- To załatw się pan z nim w teatrze, musi przecież być.- On przecież nie bywa w teatrze, nie zna go pani? Ukłonił sięi wyszedł, przeprowadzany dziwnym spojrzeniem pani Stefanii.Akt dosyć dawno się już ciągnął, więc przesuwał się do swojego miejscai siadł, ale nie słuchał, bo naokoło szeptano coś nader tajemniczo.Zdziwił wszystkich fakt, ze w czasie sztuki wywołano z łoży Knolla,zięcia Bucholca, który siedział samotnie w loży na wprost Zukerów,a potem, że wyniósł się z teatru cichaczem Grosglik, największybankier łódzki.47Władysław Stanisław ReymontPrzynieśli mu depeszę, z którą poleciał do Szai.Szczegóły te podawanesobie szeptem, obleciały niby błyskawica teatr i wzbudziły jakiś ciemny,niewytłumaczony niepokój w przedstawicielach różnych firm.- Co się stało? - zapytywano nie znajdując odpowiedzi na razie.Kobiety słuchały sztuki, ale większość mężczyzn z parteru i z lóżprzypatrywała się z niepokojem królom i królikom łódzkim.Mendelsohn siedział zgarbiony, z okularami na czole, gładził chwi-lami brodę wspaniałym ruchem i szczerze zdawał się być pochło-nięty przedstawieniem.Knoll, wszechpotężny Knoll, zięć i następca Bucholca.także słuchałz uwagą.Muller istotnie musiał nie wiedzieć o niczym, bo śmiał się na całegardło z dowcipów mówionych na scenie, śmiał się tak szczerze, żechwilami Mada szeptała cicho:- Papo, tak nie można.- Zapłaciłem, to się bawię - rzucał jej w odpowiedzi i istotnie bawiłsię zupełnie.Zuker zniknął, w loży siedziała samotnie Lucy i znowu patrzyła naBorowieckiego.Mniejsi potentaci i przedstawiciele takich firm, jak: Ende-Griszpan,Wolkman, Bauvecel, Fitze, Bibersztein, Pinczowski, Prusak,Stojowsky, kręcili się na swoich miejscach coraz niespokojniej, szep-ty przelatywały z końca w koniec teatru, co chwila ktoś się wysuwałi nie powracał.Oczy badały naokoło, na ustach tkwiły zapytania, niepokój wszyst-kimi owładał coraz silniejszy.A nikt nie umiał sobie wytłomaczyć dlaczego, chociaż wszyscy bylipewni, że się coś stało ważnego.Z wolna to zdenerwowanie udzielało się tym nawet, którzy nie oba-wiali się żadnych złych wieści.Wszyscy poczuli to drżenie łódzkiego gruntu, tak często w ostat-nich czasach nawiedzanego kataklizmem.48ZIEMIA OBIECANATylko góra, tanie miejsca, nic nie odczuwała, bawiła się wciążwybornie, wybuchała śmiechem, biła oklaski, wołała brawo.Zmiech jakby falą buchał z drugiego piętra i rozpryskiwał się kaska-dą dzwięków na parter i na loże, na te wszystkie głowy i dusze taknagle zaniepokojone, na te miliony, rozparte na aksamicie, ubrylan-towane, pyszne swą władzą i wielkością.Ze wszystkich lóż tylko loża znajomych Borowieckiego pań brałaudział w zabawie i bawiła się doskonale.Potworzyły się pewne rafy na tym ruchomym morzu, które siedziałyspokojnie, wpatrzone w scenę: były to rodziny przeważnie polskie,których nic nie mogło zaniepokoić, bo nic nie miały do stracenia.- To bawełna - szepnął Leon do Borowieckiego.- Patrz pan, wełnai inni siedzą prawie spokojnie.są tylko ciekawi.Ja się na tym znam.- Frumkin w Białymstoku, Lichaczew w Rostowie, Ałpasow w Odessie- klapa! - szepnął Moryc, który skądciś dowiedział się tego.Wszyscy trzej byli to kupcy en gros, jedni z największych odbiorcówłódzkich.- Na ile Aódz zaangażowana? - pytał Borowiecki.Moryc znowu wy-szedł i powrócił po kilku minutach, był znacznie bledszy, usta miałskrzywione, oczy świeciły dziwnie; nie mógł ze wzruszenia trafićz binoklami na nos.- Jest jeszcze jeden: Rogopuło w Odessie.Murowane firmy, samemurowane!- Wysoko leżą?- Aódz traci ze dwa miliony! - szepnął bardzo poważnie i usiłowałwłożyć binokle.- Nie może być - wykrzyknął prawie głośno Borowiecki zrywającsię z miejsca, aż publiczność siedząca za nim zaczęła stukać i sykać,żeby nie zasłaniał sceny sobą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]