[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jagna! - ozwał się znowu z mgieł głos Józi - wiecie, a to jutro WalekJózefów śle z wódką do Marysi pociotkowej.- Taki skrzat! A ma to ona już lata? Widzi mi się, że jeszcze łonikrowy pasała!.- La chłopa to już lata ma, ale i morgów ma tyla, że się parobki śpie-szą.- Będą się i do ciebie śpieszyły, Józia, będą.- Jak się tatuś z trzecią nie ożenią! - zakrzyczała Jagustynka gdzieśz trzeciego zagona.- Co wam też w głowie, a toć dopiero na zwiesnę matkę pochowali- powiedziała przetrwożonym głosem Hanka.- Co ta chłopu szkodzi.Kużden chłop to jak ten wieprzak, żeby niewiem jak był nachlany, to do nowego koryta ryj wrazi.Ho, ho,jedna jeszcze nie dojdzie.nie ostygnie całkiem, a już za drugą sięogląda.pieski to naród.A jak to zrobił Sikora? W trzy tygodnie popochowku pierwszej z drugą się ożenił.- Prawda, ale i drobiazgu po nieboszczce ostało pięcioro.- Rzekliście! Ale ino głupie uwierzą, że la dzieci się pożenił.la sie-bie, bo mu markotno było samemu pod pierzyną '.- My byśwa ojcu nie dali, oho!.- zawołała energicznie Józia.- Młódka ty jeszcze, to i głupia.ojcowy grunt, to i ojcowa wola!- Dzieci też coś znaczą i prawo swoje mają - zaczęła Hanka.- Z cudzego woza to złaz choć i w pół morza - mruknęła głucho110 Chłopi - część 1 - JesieńJagustynka i zamilkła, bo Józka rozgniewana zaczęła nawoływaćWitka, co się był wałęsał gdzieś nad rzeką, a Jagna się nie wtrącałado tej rozmowy - uśmiechała się ino niekiedy, że się to jej jarmarkprzypomniał, i nosiła kapustę, a skoro wóz był już pełen, Szymek jąłwyjeżdżać ku drodze.- Ostajcie z Bogiem - rzuciła do sąsiadek.- Jedzta z Bogiem, my też zaraz.Jaguś, a przyjdziesz do nas obierać, co?- Powiedz ino, kiedy potrza, a przyjdę, Józia, przyjdę.- A w niedzielę chłopaki wyprawiają muzykę u Kłębów, wiecie to?- Wiem, Józia, wiem.- Spotkacie Antka, to powiedzcie, że czekamy, niech się pośpieszy- prosiła Hanka.- Dobrze, dobrze.Pobiegła prędzej, żeby dognać wóz, bo Szymek odjechał był już zestaję, że ino go słychać było, jak klął na konia; wóz grzęznął i zarzy-nał się aż po osie w rozmiękłym, torfiastym gruncie, że na dołkachi w gorszych miejscach oboje musieli pomagać koniowi, żeby wy-ciągnął z trzęsawiska.Milczeli oboje, Szymek wiódł konia i zważał, żeby nie wywrócić, bodołów wszędzie było pełno, a Jagna szła z drugiej strony, podpierałaramieniem wóz i rozmyślała, jak się to trzeba wystroić na to obiera-nie do Borynów.Mrok zapadał prędko, że ledwie konia widać było, deszcz jakbyprzestał, tylko mokra, ciężka mgła wisiała, że oddychać było ciężko,a górą szumiał głucho wiatr i bił w drzewa na grobli, do której do-jeżdżali właśnie.Podjazd na groblę był ciężki, bo stromy i śliski, koń utykał i co krokprzystawał odpoczywać, że ledwie zdzierżeli wóz, żeby nie uciekł.- Nie trza było tyle kłaść na jednego konia! - ozwał się jakiś głosz grobli.- To wy, Antoni?.- Juści.111 Władysław Stanisław Reymont- A pośpieszajcie, bo już tam Hanka was wypatruje.Pomóżcie nam.- Poczekajcie, niech ino zejdę, to pomogę.Pomroka taka, że nicnie widać.Wjechali zaraz na groblę, bo tak potężnie podparł, aż koń ruszyłz kopyta i zatrzymał się dopiero na wierzchu.- Bóg wam zapłać, ale też mocni jesteście, że laboga!- wyciągnęła doniego rękę.Zamilkli nagle, wóz ruszył, a oni szli koło siebie nie wiedząc, comówić, zmieszani dziwnie oboje.- Wracacie to? - szepnęła cicho.- Ino cię do młyna odprowadzę, Jaguś, bo tam w drodze woda wy-rwę zrobiła.- To dopiero ciemnica, co? - wykrzyknęła.- Boisz się, Jaguś? - szepnął przysuwając się bliżej.- Hale, bałabym się ta.Znowu zamilkli i szli tak przy sobie, że biodro w biodro, ramięw ramię.- A oczy to się wam świcą jak temu wilkowi.aże dziwno.- Będziesz w niedzielę na muzyce u Kłębów?- A bo to matka mi dadzą.- Przyjdz, Jaguś, przyjdz.- prosił cichym, przyduszonym głosem.- Chcecie to? - zapytała miękko, zaglądając mu w oczy.- Laboga, a dyć ino la ciebie zgodziłem skrzypka z Woli i la ciebienamówiłem Kłęba, żeby dał chałupy, la ciebie, Jaguś szeptał i takprzysuwał twarz do jej twarzy, i dyszał, aż się cofnęła nieco i zady-gotała ze wzruszenia.- Idzcie już.czekają na was.jeszcze kto nas obaczy.idzcie.- A przyjdziesz?- Przyjdę.przyjdę.- powtórzyła obzierając się za nim, ale jużzniknął w mgle, tylko odgłos jego kroków słychać było po błocie.Dreszcz nią wstrząsnął gwałtowny i coś jak płomień wichrem prze-leciał przez serce i głowę; aż się zatoczyła.Ani wiedziała, co się jej112 Chłopi - część 1 - Jesieństało, oczy ją paliły, jakby zasypane zarzewiem, tchu złapać nie mo-gła ni przyciszyć serca namiętnie bijącego; rozkładała ręce bezwied-nie, jak do obejmowania, rozprężała się w sobie, bo ją brały takieszalone ciągotki, że omal nie krzyczała.dopędziła wozu, chwyciłasię luśni i choć nie potrza było, tak potężnie pchała, aż wóz skrzy-piał, chwiał się i główki spadały w błoto.a przed oczami cięgiemwidziała jego twarz i oczy roziskrzone, pożądliwe.palące.- Smok, nie chłop.chyba takiego drugiego we świecie nie ma.-myślała bezładnie.Oprzytomniał ją turkot młyna, obok którego przejeżdżali, i szumwody płynącej na koła i spod stawideł otwartych, bo przybór byłogromny.Rzeka z rykiem głuchym spadała na dół i rozbita na białąmiazgę, kłębiła się i jaśniała w rzece rozlewającej się szeroko.W domu młynarza, stojącym zaraz przy drodze; już się świeciło i przezszyby przysłonięte firankami widać było lampę stojącą na stole.- Mają lampę kiej u dobrodzieja albo i we dworze jakim-Bo to nie bogacze?.Grontu to ma więcej od Boryny i na procentapieniądze daje, i na mieleniu to nie okpiwa, co: - ciągnął Szymek.- %7łyją kiej dziedzice.Takim to dobrze.Po pokoju chodzą.nakanapach się wylegują.w cieple siedzą.słodko jadają, a ludziena nich robią.- myślała, ale bez zazdrości, nie słuchając Szymka,któren o ile mrukliwy był o tyle kiej się rozgadał, to już bez nija-kiego końca.Dowlekli się wreszcie do chałupy.W izbie widno było i ciepło, ogień buzował się wesoło na trzonie;Jędrzych obierał ziemniaki, a stara nastawiała kolację.Jakiś stary, siwy człowiek grzał się przy kominie.- Skończyliście, Jaguś?A ino, telo że ta zdziebko, może ze trzy płachty, ostało na zagonie.Poszła do komory się przebrać i wkrótce już się zwijała po izbiei narządzała jedzenie pilnie poglądając i ciekawie na starego, którensiedział w głębokim milczeniu, patrzał w ogień, przebierał ziarna113 Władysław Stanisław Reymontróżańca i poruszał ustami.A gdy siadali do kolacji, stara położyłałyżkę dla niego i zapraszała.- Ostajcie z Bogiem.zajrzę tu jeszcze, bo może i w Lipcach ostanęna dłużej.Uklęknął na środku izby, pochylił się przed obrazami, przeżegnałi wyszedł.- Kto to? - zapytała Jagna zdziwiona.- Wędrownik ci to święty, od grobu Jezusowego idzie.Dawno goznam, już tu nieraz bywał i przynosił świętości różne.Jakoś ze trzyroki temu.Nie skończyła, bo wszedł Jambroży, pochwalił Boga i usiadł przedkominem.- Ziąb taki i plucha, że aże mi moja drewniana noga skostniała- Wam też po nocy i takim błocku łazić.nie siedzielibyście tow chałupie i pacierze se przepowiadali.mruczała Dominikowa.- Cniło mi się samemu, tom do dzieuch wyszedł i do ciebie, Jaguś,pierwszej wstąpiłem.- Kostucha waszej dziewusze na imię.- Z młodszymi hula, a o mnie całkiem zabaczyła!.- Ale? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •