[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jaszczur wyciągnął swój gadzi łeb i zaczął szarpać zębami dolny panel drzwi.Wystarczyły mu trzy chapnięcia, by znaleźć się w kuchni Starego Doktora.Gary Soderson odnotował resztkami świadomości pojawienie się cuchnącego powiewu dmuchającego mu w twarz.Próbował odpędzić go machnięciem dłoni, ale odór jeszcze się wzmógł.Gary podniósł rękę, natrafił na coś w rodzaju buta z krokodylej skóry - bardzo dużego buta - i otworzył oczy.Ujrzał pochylonego tuż nad swoją twarzą stwora przyglądającego mu się z niemal ludzkim zaciekawieniem i tak groteskowego, że krzyk uwiązł Gary'emu w gardle.Oczy jaszczura były jaskrawopomarańczowe.No i jest - pomyślał Gary.- Mój pierwszy poważny atak delirium tremens.Żegnajcie kumple, AA na horyzoncie.Zamknął oczy.Usiłował przekonać sam siebie, że nie czuje bagiennego oddechu i nie słyszy bezdźwięcznego plaskania ogona o linoleum.Trzymając zimną dłoń swej martwej żony, powtarzał w kółko:- Niczego tu nie ma.Niczego tu nie ma.Nicze.Nim zdążył dopowiedzieć trzecie powtórzenie (a każdy przecież wie, że do trzech razy sztuka), potwór zatopił zęby w jego gardle i rozerwał je.3Przez otwarte drzwi spiżarni Johnny dostrzegł małe stopki i zajrzał do środka.Leżeli tam na poduszce z kanapy, obejmując się, Ellie i Ralphie pogrążeni - mimo strzałów za oknem - w głębokim śnie.Nawet sen nie dawał im jednak całkowitej ochrony przed tym, co się działo - twarze mieli pobladłe i napięte, ich oddechy przypominały stłumiony szloch, a Ralphie wierzgał nogami jakby śnił, że biegnie.Johnny domyślił się, że poduchę znalazła pewnie Ellie i przyciągnęła ją tu dla siebie i brata; z pewnością nie zrobiła tego Kim Geller.Kim wraz z córką zajęły swoje poprzednie miejsca pod ścianą, tyle że siedziały teraz na taboretach zamiast na podłodze.- Czy Jim naprawdę nie żyje? - zapytała Susi, spoglądając błyszczącymi od łez oczyma na Johnny'ego, gdy się ukazał za Belindą i Bradem.- Nie mogę w to po prostu uwierzyć; bawiliśmy się frisby, mieliśmy iść dzisiaj do kina.Johnny nie miał już do niej zupełnie cierpliwości.- No to przejdź się na tylną werandę i sama się przekonaj - odparł.- Dlaczego jesteś taki wredny? - spytała gniewnie Kim.- Moja córka może się już nigdy nie otrząsnąć z tak traumatycznego przeżycia.Jest w głębokim szoku!- Nie tylko ona - odrzekł Johnny.- A skoro już o tym.- Daj spokój, stary, nie walczmy ze sobą - wtrącił się Steve Ames.Było to bez wątpienia słuszne, lecz Johnny miał już dość.Wyciągnął rękę, wskazując palcem na Kim, która obrzuciła go ostrym, zawziętym spojrzeniem, i dokończył:- Skoro już o tym mowa, jeżeli jeszcze raz nazwiesz Belindę Josephson czarną suką, tak cię strzelę, że powybijam wszystkie zęby.- Ojejej! Nie strasz, nie strasz, bo się zesrasz - odparła Kim, przewracając teatralnie oczami.- Przestań, John.W tej chwili - odezwała się Belinda, biorąc go za ramię.- Mamy ważniejsze sprawy do.- Tłusta czarna suka - powiedziała Kim Geller.Nie patrzyła przy tym na Belindę, tylko na Johnny'ego.Oczy jej wciąż płonęły, lecz teraz się uśmiechała.Najbardziej jadowitym uśmiechem, jaki Johnny widział w życiu.- Tłusty czarnuch.- Pokazała palcem na własne usta i odsłonięte zęby, jakby przedstawiała "samobójstwo" w odgadywance.Jej córka patrzyła na nią zdumiona.- I co? Słyszałeś? No to już, powybijaj mi zęby.Spróbuj tylko.Johnny ruszył do niej, zamierzając spełnić swą groźbę.Brad chwycił go za ramię.Steve za drugie.- Ty idiotko - powiedział Stary Doktor oschłym, ochrypłym głosem.Dotarło to jakoś do Kim, gdyż obdarzyła go zaskoczonym, uważnym spojrzeniem.- Wynoś się stąd.Wynocha, ale już.Kim podniosła się z krzesła, pociągając za sobą Susi.Przez chwilę wydawało się, że pójdą do salonu razem, lecz dziewczyna wyrwała się matce.Kim wyciągnęła ku niej rękę, ale Susi się cofnęła.- Co ty wyprawiasz? - spytała Kim.- Przenosimy się do salonu! Nie będziemy tu siedzieć z tymi.- Ja nie idę - pokręciła szybko głową Susi.- Może ty, ale ja nie.Matka spojrzała na nią, potem na Johnny'ego.Twarz wykrzywiło jej pełne nienawiści zmieszanie.- Wyjdź stąd, Kim - powiedział Johnny.Nadal czuł, że jest w stanie walnąć ją pięścią w zęby, ale już nie był taki wściekły i głos mu się uspokoił.- Nie jesteś sobą.- Susi, proszę tu przyjść.Zostawmy tych nienawistnych ludzi.Susi, drżąc cała, odwróciła się do matki plecami.Nie zmieniło to opinii Johnny'ego o niej jako o płytkiej, kapryśnej istocie.ale przynajmniej umieściło o dwa, trzy ogniwa łańcucha wyżej od matki.Dave Reed powoli, niczym zardzewiały robot, podniósł ramiona i objął nimi Susi.Cammie już zamierzała zaprotestować, dała jednak spokój.- W porządku - rzekła Kim.Głos miała wyraźny i opanowany, jak ktoś, kto przemawia przez sen.- Jakbyś coś chciała, jestem w salonie.- Przeniosła spojrzenie na Johnny'ego, którego uważała chyba za sprawcę wszystkich swych nieszczęść.- A ty.- Przestańcie - rzuciła ostro Audrey.Wszyscy odwrócili się do niej zaskoczeni, tylko Kim usunęła się w ciemność salonu Carverów.- Nie mamy czasu na takie pierdoły.Może istnieje szansa, cień szansy, żebyśmy wyszli z tego cało, ale jeżeli będziecie stać tu i użerać się jak idioci, to lepiej umrzyjmy od razu.- A kim pani jest? - zapytał Steve.- Nazywam się Audrey Wyler.Stała tam, wysoka, długonoga, seksowna nawet w swych błękitnych szortach, lecz blada i wymizerowana.Patrząc na jej twarz, Johnny pomyślał o dzieciach Carverów tulących się do siebie we śnie i raptem odkrył, że usiłuje sobie przypomnieć, kiedy ostatnio widział Audrey, kiedy spędził w jej towarzystwie dłuższą chwilę.Nie pamiętał.Jakby w pewnym momencie całkowicie zniknęła z toczącego się z dnia na dzień życia ulicy Topolowej.Brzydki jesteś mój Kubusiu - wróciło do niego nagle.- Gryzłeś mamę po cycusiu.Przypomniał też sobie, jak któregoś popołudnia spędził trochę czasu z Sethem, oglądając z nim "Bonanzę" w pokoju telewizyjnym Wylerów, gdzie na podłodze leżało kilka samochodzików-furgonetek.To pociągnęło za sobą lawinę skojarzeń.Złoczyńcy o twarzach aktorów filmowych.Major Pike, dobry "kowsmita", który stał się zły.Sceneria jak z westernu - to najbardziej."On uwielbia stare westerny" - powiedziała wtedy Audrey.Zbierała przy tym zabawki z podłogi, w sposób charakterystyczny dla ludzi podenerwowanych.- "Najbardziej lubi »Bonanzę« i »Człowieka ze strzelbą«, ale ogląda wszystko, co puszczają w kablówkach.To znaczy, wszystko, w czym są konie".- To twój siostrzeniec, Aud? Prawda? To Seth to wszystko robi.- Nie.- Audrey przetarła ręką oczy.- To nie Seth.To coś w nim.4- Wyjaśnię wam, co będę w stanie, ale nie mamy za wiele czasu.Wozy Mocy niedługo wrócą - powiedziała Audrey.- Kim oni są? - zapytał Billingsley.- To regulatorzy, banici.A nasza ulica to częściowo Dziki Zachód taki, jaki znamy z telewizji, a po części miejsce zwane Korytarzem Energii, istniejące wyłącznie w rysunkowym serialu dla dzieci, w dwudziestym trzecim wieku z wyobraźni.- Odetchnęła głęboko i przeczesała dłonią włosy.- Nie wiem wszystkiego, ale.- Wprowadź nas na tyle, na ile się da - poprosił Johnny.Audrey spojrzała na zegarek i skrzywiła się kwaśno.- Stanął.- Mój też - oznajmił Steve.- Chyba wszystkie stanęły.- Przypuszczam, że mamy jeszcze czas - rzekła Audrey.- To znaczy, mam na myśli to, że jest jeszcze za wcześnie na jakąś.akcję.- Parsknęła nagle śmiechem, ku zaskoczeniu Johnny'ego.Ku zaskoczeniu wszystkich, sądząc po ich twarzach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •