[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz przypominał oficerajazdy księcia Syriusa.Broń, którą znalazł u boku tamtego, równieżsobie przypasał.Regularna bitwa, jaka od kilku dni toczyła się w zamku, powolisłabła.Obie strony zaczynały odczuwać zmęczenie.Mutanty, któreginęły pod murami całymi tysiącami, straciły większość swoichdowódców.Brak rąk do grzebania zwłok zabitych w każdej chwiligroził zarazą.Nad okolicą zaczynał unosić się mdły odórrozkładających się ciał.Szczurom nie pomogło nawet nagłe wsparcieod morza.Barbarzyńcy, którzy zaatakowali o świcie kilkudziesięcio-ma łodziami, rozbili się o gąszcz płonących strzał i kamieni.Początkowa liczebna przewaga atakujących wyrównała się, kiedyzabici w walce ludzie Syriusa odzyskiwali życie.Tantra z dzieckiemna ręku nie próżnowała.Pojawiała się zawsze, ilekroć była wzywana.Mieszkańcy zamku przyzwyczaili się do jej obecności i tajemniczejsiły dziecka.Początkowo omijali oboje w milczeniu, stopniowo jednakuznawali ich poświęcenie i odmienność za normalne.Czasamicałowali matkę w rękę i dotykali czołami jej butów.Mimo walki iniedostatku czuli się bezpieczni.%7łycia nie odzyskiwali tylko nieliczni.Ci, którzy zostali rozrąbani lub ściągnięci z murów i rozdarci hakamina kawałki.Waldo nie wiedział, że od strony Kreporu uderzyły w tyły wojskmutantów zebrane oddziały królestwa.Szczury musiały wycofaćwiększą część swoich żołnierzy i ponownie odzyskiwać Krepor.Tymrazem nie było to łatwe.Zdrada nie skutkowała, a nagłe ataki niewchodziły w grę, ponieważ wszystko znajdowało się w ich rękach.Teraz żołnierze Kreporu znienacka odzyskiwali stracone osady izamki.Waldo wszedł na mury z wielkim kamieniem i udawał, że zamierzago zrzucić na wspinających się barbarzyńców.Podstępnie zepchnąłw dół dwóch żołnierzy księcia, a trzeciego zranił nożem w plecy.Kiedy obrońcy zorientowali się, że mają przy sobie zdrajcę, rzucili sięw jego stronę.Handlarz nie mógł dłużej czekać.Odbił się i skoczył wmorze.Zetknięcie z wodą o mało go nie zabiło.Zimne fale przeniknęły go aż do kości i prawie natychmiast wywołały dreszcze.Przeklinał w duszy tę drogę ucieczki, ale nic lepszego nie wymyślił.Wynurzył się tuż przed dziobem podpływającej pod mur łodzi.Znówzanurkował i po chwili chwycił się za burtę.- Gdzie, psie Syriusa! - Usłyszał ryk brodatego barbarzyńcy zustamiprzypominającymi rozdeptany placek.Zanim ostrze miecza odcięłomu dłonie, cofnął się, po czym błyskawicznie uderzył przedramieniemw opadające na burtę ostrze.Pękło jak drzazga nadepnięta butem.- Stój, jestem Waldo! - ryknął, widząc kolejny zamach barbarzyńcy.- A ja jestem Janos i odrąbię ci łeb! - odpowiedział mu z pogardąbarbarzyńca i wykonał drugie cięcie.Handlarz odpłynął od łodzi i próbował dostrzec sylwetkę Abotta.Król barbarzyńców stał na największej łodzi i klął, miotając się zwściekłości we wszystkie strony.Wymachiwał przy tym toporem i razpo raz nakazywał swoim ludziom wspinać się na mury.Nieobchodziło go to, że już przeszło połowa z nich leżała martwa na dniemorza.Waldo płynął w jego stronę i modlił się, aby nikt go niezauważył.Kilkakrotnie omal nie zginął od kamieni ciskanych z góry.Kiedy podpłynął pod łódz i chwycił za drabinkę prowadzącą napokład, zobaczył wychylającego się Abotta z toporem gotowym dorzutu.- To ja, Waldo! - okrzyk przypominał spazm w chwili agonii.Ręka barbarzyńskiego króla znieruchomiała w ostatnim momencie.Poznał handlarza i na jego twarzy pojawił się wredny uśmiech.Waldowspiął się na pokład i opadł przed tamtym na kolana.- Gdzieś się podziewał, wszawy kundlu? - warknął Abott.Jegoludzie spode łba przyglądali się przybyszowi.- Co to za parszywełachy masz na karku? Z Syriusem teraz trzymasz?- Panie, uciekłem od niego - tłumaczył pospiesznie Waldo.Wiedział, że w każdej chwili cierpliwość barbarzyńcy może sięskończyć i nastąpi wówczas wybuch szału.- Miałeś mi przywlec dzieciaka.- przypomniał ponuro Abott.-Może stary Syrius cię przepłacił, co?- Panie, on nie żyje - zawołał histerycznie Waldo.Był sprytny ipotrafił udawać.- Kto? - zainteresował się barbarzyńca.- Książę Syrius.Ubiłem go toporem.Na łodzi zapanowała cisza.Barbarzyńcy z ciekawością zaczęliprzyglądać się handlarzowi.Nie ufali mu. - Powiadasz, żeś ubił Syriusa.- powiedział głośno Abott.-Toporem.A coś tam robił, śmierdzielu?- W ciemnicy byłem - odparł nieco pewniejszym tonem handlarz.-Na chlebie i wodzie.Nie przykuli mnie, to i strażnika obaliłem.Aebmu wywichnąłem i zadeptałem na miazgę.- Dziecko w zamku? - zapytał podejrzliwie Abott.- Podobno - odparł ostrożnie Waldo.- Nie widziałem.Kopniak, który otrzymał od króla barbarzyńców, odjął mu mowę.Jego krocze zafalowało z bólu, a w ustach pojawiła się gwałtownasuchość.Upadł na deski łodzi, nie wydając z siebie głosu.Tylkoprzyspieszony, świszczący oddech zdradzał, że jeszcze żył.Czuł podpalcami, że moszna zaczyna mu nabrzmiewać.- Ty padlino! Ty ścierwi pomiocie! Ty gadzie oślizły.- charczał zpianą na ustach Abott.- Miałeś mi przywlec dzieciaka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •