[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie załatwiamy tu w ten sposób żadnychspraw, to naprawdę niewyobrażalne.Podniósł się, aby przykryć dzbanek z kawą.W sklepie rozdzwonił siętelefon, ale wydawało się, że Roger tego nie słyszy.- Wiele osób miało tu bardzo pochlebną opinię o Ronię, dam sobiejednak rękę uciąć, że nie brakowało i takich, którzy nie myśleli o nim zbytdobrze - rzekł.- Tak czy inaczej, jestem przekonany, że nikt nie posunąłby siędo tego, aby rozbić mu głowę i wrzucić ciało do Oczka Simona.- To samo mogę powiedzieć o swoim zespole.Niektórych z nich nieznam tak dobrze jak pan swoich sąsiadów, ale archeolodzy nie mają zwyczajumordować ludzi z powodu nieporozumień o teren.- Kochasz swoją pracę.- Tak, we wszystkich jej aspektach i wymiarach.- Callie sięuśmiechnęła.- Kiedy kochasz to, co robisz, każdy dzień staje się przygodą.- I niektóre okazują się bardziej przygodowe od innych.Powinnam jużwracać do Antietam Creek - powiedziała, chociaż w gruncie rzeczy wcale niechciało jej się żegnać z Rogerem.- Mogę zadać panu pytanie? Zupełnieosobiste?- Oczywiście.- Co wydarzyło się między Suzanne i Jayem? Roger westchnął głęboko.- Wydaje mi się, że w życiu nazbyt często tragedia goni tragedię -zaczął.- Kiedy zniknęłaś, wszyscy straciliśmy głowę, byliśmy po prostunieprzytomni z rozpaczy.I przerażeni, tak, przerażeni w sposób, którego nawetnie umiem opisać.- Zdjął okulary, jakby nagle stały się za ciężkie, powolipotarł dłonią czoło.- Przez wiele tygodni myśleliśmy tylko o tobie, modliliśmysię o twoje odnalezienie, o ratunek.Bez przerwy dręczyły nas pytania - ktomógł zabrać rodzicom niewinne dziecko, co z tobą zrobił, jak to się mogłostać.Policjanci i agenci FBI wpadali na różne tropy, ale żaden z nich niedoprowadził do rozwiązania tej strasznej zagadki.- Roger przerwał na chwilę isplótł oparte na stole dłonie.- Byliśmy przeciętnymi ludzmi, prowadziliśmyzwyczajne życie. Nora Roberts 217Sądziliśmy, że tego rodzaju rzeczy nie przytrafiają się takim jak my, alecóż.Przytrafiło się i zupełnie nas to odmieniło.Odmieniło przede wszystkimSuzanne i Jay a.- W jaki sposób? Naturalnie, nie chodzi mi o sprawy oczywiste.- Odnalezienie ciebie stało się podstawowym, najważniejszym celemżycia Suzanne.Wszystko inne straciło dla niej znaczenie.Nie dawała spokojupolicji, udzielała wywiadów stacjom telewizyjnym, gazetom, magazynom.Zawsze była pogodną, zadowoloną z życia dziewczyną, nie tryskającąszczęściem, ale spokojną i pewną, że miejsce i rola, które sobie wybrała,przyniosą jej satysfakcję.Nie miała niezwykłych, wybujałych ambicji.Chciałapoślubić Jaya, urodzić dzieci, mieć dom.Tak, właściwie tylko tego pragnęła.- Przeciętne ambicje stanowią fundament społeczeństwa - odezwała sięCallie.- Bez domu, bez rodziny zaczyna nam brakować struktury, na którejmożna budować bardziej skomplikowane sfery życia.- Ciekawe ujęcie problemu.Można powiedzieć, że założenie rodzinybyło celem ich obojga.Jay to dobry człowiek, solidny, odpowiedzialny.Zwietny nauczyciel, który stara się rozwijać swoje umiejętności i dba ostudentów.Zakochał się w Suzanne, kiedy oboje mieli mniej więcej po sześćlat.- Niesamowite.- mruknęła Callie.- Nie wiedziałam, że razemdorastali.- Suze i Jay.Ludzie wypowiadali ich imiona tak, jakby były jednym.-Roger ściągnął brwi, jak zwykle z bólem uświadamiając sobie, że już nie sąjednym.- %7ładne z nich nie miało innych poważnych sympatii.Jay byłspokojnym domatorem, chyba w jeszcze większym stopniu niż Suzanne.Takwięc pobrali się, potem urodził się Doug, Jay uczył, Suzanne prowadziła dom.Trzy lata po Dougu urodziła im się córka.Obraz idealnej rodziny, prawda?Młodzi, zakochani w sobie rodzice, dwoje dzieci, przytulny mały domek wrodzinnym miasteczku.- I nagle cały ten idylliczny świat zwalił im się na głowy - szepnęłaCallie.- Tak.Roger nigdy nie zapomniał głosu Suzanne, kiedy zadzwoniła do niegotamtego dnia.Tato, tato, ktoś porwał Jessie.Ktoś porwał moje maleństwo.- Szok i cierpienie zniszczyły jakąś część jej osobowości, zerwały teżczęść łączącej ich więzi.Nie wiedzieli, jak to naprawić.Och, oczywiście,wcześniej, kiedy jeszcze nie byli małżeństwem, co jakiś czas się kłócili.-Roger znowu włożył okulary.- Pamiętam, jak Suzanne czasami wpadała dodomu po randce, zarzekając się, że nigdy więcej nie odezwie się do JayaCullena.Następnego dnia Jay pukał do drzwi z tym swoim nieśmiałym Więzy krwi 218uśmiechem i po chwili wszystko było już w porządku.- Ale to nie była zwyczajna kłótnia, tak?- Tak, tym razem chodziło o coś zupełnie innego.Sytuacja ich przerosła,oboje przeszli transformację.Jay zamknął się w sobie, Suzanne z dnia na dzieństała się aktywistką, kobietą z misją.Kiedy nie prowadziła poszukiwań, nieuczestniczyła w spotkaniach grup wsparcia lub nie doradzała innym, była wgłębokiej depresji.Jay nie potrafił dotrzymać jej kroku, bo narzuciła zbytwielkie tempo.Nie umiał jej wesprzeć, w każdym razie nie tak, jak tegopotrzebowała.- Musiało to być bardzo trudne, szczególnie dla Douga.- Masz rację.Doug znalazł się między nimi, a to była fatalna pozycja.Czasami udawało im się stworzyć iluzję normalnego życia, ale złudzenie nigdynie trwało długo, chociaż bardzo się starali.Roger dotknął jej wreszcie, nie zdołał się powstrzymać.Delikatniepogłaskał palcami wierzch jej dłoni.- Oboje są uczciwymi, dobrymi ludzmi, którzy uwielbiali i nadaluwielbiają swojego syna - powiedział.- Tak, rozumiem.- Ponieważ rzeczywiście rozumiała, co chciał jejprzekazać, odwróciła dłoń i zamknęła w niej palce Rogera.- Sęk w tym, że niebyli w stanie odbudować życia, którego jeden element przestał istnieć.- Trafiłaś w sedno.- Westchnął.- Co jakiś czas Suzanne wpadała nakolejny trop, ktoś podsuwał jej raport o innym zaginionym dziecku i wszystkozaczynało się od nowa.Ostatnie dwa lata przeżyli jak obcy sobie ludzie,podtrzymując małżeństwo wyłącznie ze względu na Douga.Nie wiem, cosprawiło, że przekroczyli tę granicę i wystąpili o rozwód.Nigdy nie pytałem.- On ją nadal kocha.Roger lekko wydął wargi.- Wiem - rzekł.- Ale skąd ty to wiesz?- Zwróciłam uwagę na coś, co powiedział, kiedy wyszła z pokoju, możeraczej na ton jego głosu.Bardzo im współczuję, panie Grogan, lecz zupełnienie wiem, co mogłabym zrobić.- Nikt nie może im pomóc, nawet ty.Mój Boże, nie znam ludzi, którzycię wychowali, ale nie ulega wątpliwości, że także są uczciwi i dobrzy.- Tacy właśnie są - przytaknęła.- Jestem im wdzięczny za wszystko, co ci dali.- Roger odchrząknął.-Muszę jednak powiedzieć, że dostałaś coś także od Suzanne i Jaya.Jeżelimożesz zaakceptować i właściwie ocenić ich dar, to chyba dosyć.Callie spojrzała na ich splecione palce.- Cieszę się, że tu dzisiaj przyszłam.- Mam nadzieję, że jeszcze wrócisz.Zastanawiam się. Nora Roberts 219Może oboje czulibyśmy się trochę swobodniej, gdybyś zwracała się domnie po imieniu, co ty na to?- Dobrze.- Podniosła się z krzesła.- Dobrze, Rogerze.Hmm [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •