[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Tata da spokój, tata truje  ledwie wypowiadał słowa pijany w sztok brylantowy królewicz. Ty pójdziesz do domu!  stróż wycedził pod wąsem  Panu porucznikowi dzień dobry niełaska?! Tata wie, co mnie porucznik może, mnie major.rozumie tata  młodziak odpowiadał tak,jak wyglądał, bezczelnie i beztrosko.Jerzy przeszedł obok awantury na schodach, całypoświęcił się swojej porażce.Jedyne o czym marzył, to zgrzyt zamka i trzask drzwi powłaściwej stronie. Drugi dzień, drugie dno  rzucił na powitanie zatrzaskując za sobą drzwi.Nawet nie sięgnąłpo wódkę, miał w głowie nokaut.Legł, nie zdejmując czapki, odbiła się od ściany i spadła zatapczan.Nie było jeszcze wpół do piątej, wiosenne popołudnie i tylko pochmurne nieboratowało, dając powód, aby skończyć dzień.Korzystał z pretekstu i leżał nieruchomo, udawał,o prawdziwym śnie nie było mowy.94  Wstań i zapierdalaj po mleko!  żołnierskim słowem stawiał się na nogi, musztrą zwalczałpoczucie porażki i upokorzenia, adrenalinę mieszał z narkozą.Pobudzał się złością, znieczulałbezsilnością.Skutek terapii? Nadal leżał.Czapka na podłodze, pomięty mundur rozłożony jakdługi i wystające za tapczan oficerki.Obraz z dzisiejszego dnia.Bez mleka, bez wódki i tylkoniewielki ślad po wczorajszym:  Trzeba wygrać!.Ale jak w takim stanie i po dwóch dniachodbić się z tego dna, by sięgnąć po to, co wydawało się tak łatwe, jak łatwo przychodziłoponiewieranie ogonów i ich śmiesznego zajęcia.Słabość i brak szczęścia, stałe przyczynyporażki, spadły na tapczan, nie dbając czy przygnieciony zdoła się wygrzebać.Z ledwie odnotowanej rozmowy dozorcy i tego drugiego zostały pojedyncze słowa,które nie wiedzieć czemu teraz tłukły się bezładnie, jakby chciały z litości coś podpowiedzieć. Major  wymuskany brylantyną powiedział:  major ?! Powróciło echo ze schodów, małyprzebłysk, który zaraz zgasł.Rozpaczliwe skojarzenie majorów Jerzy uznał za pocieszenieniegodne nawet upokorzonego.Szukanie pokrewieństwa pomiędzy tym, co ledwie usłyszał napiętrze, a tym, co musiał wykonać, mogło dobić.Niemoc rozciągnięta na łóżku i najgorszaw tym stanie podła myśl:  jutro trzeba będzie zrobić dokładnie to samo.Zacisnął palcei w najskrytszej myśli wyszeptał wers modlitwy: Boże niech się stanie tak, żeby wreszcie wrócić godnie.Błagam cię! Pomóż!Zawstydził się, ale jeszcze raz powtórzył błaganie.Ciężko przerażony i okaleczonybył gotów przyjąć każdą pomoc, byle nikt się o tym nie dowiedział.Do kogo innego mógł sięz takim błaganiem zwrócić? Rozmowa z dzieckiem skaleczyła najboleśniej.Nie rozumiał,dlaczego musiał spotkać tego smarkacza i usłyszeć tyle niepotrzebnych słów.Dotądszczęśliwie nie widział drugiej strony działań, zajmował się celem, zamykał oczy na środki.Teraz zobaczył, w czuprynie i zawiedzionych oczach.Mały mówił dorosłym wyrzutem,o wielkiej krzywdzie ojca i własną pokazał oczami.Pamiętał podobnego chłopca, wtedy byławojna i działy się krzywdy nieludzko większe, jednak tamten chłopiec nie miał odwagi, niemiał siły wykrzyczeć swojej krzywdy, milczał i spuszczał wzrok.Tego samego żądał odwszystkich dzieci, których ojcowie nie potrafili o siebie zadbać.Oczekiwał bezwzględnejciszy, gdy człowiek, dbając o siebie, realizuje marzenia i usiłuje zdobywać cele.Wpadł na tęsprawiedliwą myśl niespodziewanie i trzymał najmocniej, na plecach zaciskając ramiona.Doszukał się uczciwego postawiania sprawy.W ten sposób zrzucił przynajmniej jeden balast,który zwykło się nazwać  niepokojem sumienia. Tyle mnie obchodzi ten gówniarz! Tyle mojego bólu w jego głupio zdziwionych oczach.Nie będę płakał nad jego ojcem, nie płakałem nad własnym!  nie pierwszy raz wściekłemyśli nie pomieściły się w głowie.Utrata obrazu wyznaczonego celu, z krzykiem nazewnątrz, wydobyła ukryte i oburzone brakiem nadziei myśli. Nie idzie? Musi pójść, obokbram i zasmarkanych żalów! %7ładnej wódy, więcej mleka!Motywacje wygłosił rutynowo, bez najmniejszych zewnętrznych objawów, które byzdradzały, że rozmawia sam ze sobą.Myśli oburzone wyrzucał z siebie, myśli najwyższejwagi pozostawały nieme; przez to wymagały większego skupienia i troski.Podnosił się,najpierw na duchu, powtarzając pacierz:  Sprawę Kapisa trzeba skończyć.Jutro pojutrze i zatydzień też pójdzie, zawsze tak samo, o 15.30 i dojdzie na parę minut przed szesnastą, tylkoinną znajdzie bramę, gdzie nie łkają płaczliwe historie.Za którymś razem musi się staći w tych dniach, które zostały.Inaczej się nie da, już od wczoraj jest jasne.Reanimował sięskutecznie, znów znalazł racjonalny początek jedynie słusznego podejścia do rzeczy i trzymałsię go, obrabiał na wszelkie możliwe i tylko pozytywne strony.Po szczęśliwym początku,kolejny krok  z wódą przerwa.Dalej trzeba iść  po mleko, poruszać się między ludzmi,oswoić z nimi, obserwować reakcje, uczyć się kroków w tłumie i czytania intencji w bramie.Wstał, wydobył zza tapczanu czapkę i wyszedł z pokoju, poszukać skuteczności działań,treningu, który miał nadzieję spożytkować w następnym podejściu do Kapisa, a prób obiecałsobie do skutku.95 Na klatce i podwórzu było pusto, żadnego śladu po awanturze i, co bardziejprzyjemne, zabrakło wiecznie obecnego dozorcy.Gdula zauważył nietypową scenerię, jednaknie zatrzymał się przy krajobrazie na dłużej, nie zapierał widok tchu, przeciwnie, dawał ulgę.Miał swój ulubiony sklep z mydłem i powidłem, gdzie chodził zawsze, można tam kupićwszystko, czego potrzeba.Irytowały ogonki, rozmowy starszych kobiet i stetryczałychdziadków, ale radził sobie z tym, bo czasami pojawiały się niebrzydkie, zagonione młodematki, podrywał je potem w myślach i zaciągał pod kołdrę, kochał się z nimi, a one prosiłyo więcej.W snach był wielkim kochankiem, na jawie jeszcze nie poczuł smaku kochanki, niebyło okazji i bał się ich szukać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •