[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odwrócił w bok głowę, nie znosił tej nonszalancji, wierzył, że nie jest jej w końcuzupełnie obojętnie, jaki chłopiec ją tuli do siebie.Wzrok jego padł na leżące w kącie paczkisportów.Agnes nie paliła.Czyje to były? Przypomniał sobie, na dole pod wieżą walało sięsporo niedopałków.Zaraz, zaraz, wczoraj go dopiero złapali w Gorzowie.Gdzieś kryć sięmusiał przez cały ten tydzień.Znał wieżę.Czyżby? I nagle przeszyła go całkowita pewność,że Stefan tkwił tu właśnie na wieży, u Agnes.W jednej chwili zbladł mu nagle smak ustdziewczyny, przestało kusić ponętne ciało. Po coś go tutaj przechowywała cały ten tydzień?  głos jego zabrzmiał inaczej,obcy był jakiś i nieznajomy.Patrzyła z trwogą, dłonie przycisnęła do piersi, rozkołysały się nagle wzmożonym odde-chem.W oczach wyraznie tkwił lęk. Czyś ty już zgłupiał, dzieciaku?  niezdarnie wyciągnęła ramiona, chciała go objąć,pocałunkiem, uściskiem zagłuszyć dalsze pytania, oddalić to, czego się bała od kilku dni. Wiem dobrze.Bandytę przechowywałaś, Agnes.Dlaczego? Nie.nie  zatrzepotały powieki, wargi poruszały się szybko, suche były, coraz toje zwilżała językiem. Dlaczego?  napierał.Już nie oponowała.Z dużych, wyciętych w kształt migdałów oczu zaczęły spływać łzy.Nie wzruszył się.To nie były łzy z kategorii tych, które budzą współczucie czy choćby zwy-czajną litość. Wczoraj stąd wyszedł? Tak. %7łe też się przedtem nie domyśliłem.Wcześniej siadłby drań za kratami  syknął izaraz dodał:  A ty.a ty razem z nim.I tak ci zresztą to grozi.  Więzienie?  powieki jej uniosły się w niepomiernym zdumieniu, strach odbił sięna obliczu.Azy sprawiły, że wyglądała teraz brzydko i znacznie starzej. Za współudział i przechowywanie bandyty. Ale ja nic. Wystarczy.Mówił brutalnie.Mścił się teraz na niej i za nią samą, i za siebie, za czas zmarnowany ztą złą dziewczyną, za głupie jej pocałunki, za żądze nie spełnione, jakie w nim wzbudzała.Milczenie.Długie, przerywane tylko chlipaniem Agnes.Wiatr silniej zaszumiał, za-trząsł wierzchołkami sosen.W budce robiło się parno.Heniek kopnięciem otworzył drzwi.Spojrzał na Agnes.Odczuł jakby cień żalu.Głupia, straszliwie głupia.Po co się wba-brała w to wszystko? Agnes, między nami.Powiedz prawdę, wiedziałaś, kim był Stefan i co zamierzał? Otym napadzie na pociąg? Nie.Wiem, że się z Jurkiem zmawiali, że Jurek wyjeżdżał gdzieś każdej nocy.Ale unas w domu o wielu rzeczach się nie mówiło.Myślałam, że może kłusują razem.Zdarzało się,że Jurek zaprzęgał nocami konia, wyjeżdżał po sarnę czy jelenia, które wpadły w żelaza. A potem? Dlaczego go ukrywałaś? Wiedziałaś przecież już wszystko? Wiedziałam.Więc czemu?Nagłym ruchem sięgnęła pod załamanie daszka, wyciągnęła paczkę owiniętą w gazetę.Heniek wziął ją do ręki, rozwinął.Zabłysło plikami pięćsetek i setek. Za forsę? Za taką cenę?  to było tak obrzydliwe, aż słowa przychodziły mu z tru-dem. Myślałam, że skoro Benek żyje, skończyło się tylko na tej kradzieży, nieudanej, towszystko już jedno.Ja chciałam jak najprędzej wyrwać się z domu.Nuda, harówka, ponuryojciec, brat, który mnie traktował jak ścierkę.Nie tak łatwo urządzić się w dużym mieściesamej dziewczynie, jeżeli zupełnie nie chce już zejść na psy.Ja nie chciałam.Co innego taksobie spotkać się z chłopcem, wycałować, nawet coś więcej.Ale nie za coś.Z ochoty, tak, nieza zapłatę, rozumiesz? Mów dalej, Agnes. On mi już kiedyś przyniósł taką dużą paczkę na przechowanie.Wtedy, jak kijem zła-mał nogę Lubusza.Bał się rewizji.W tej paczce były pieniądze, leżały schowane tu, w wieży.Tej nocy, jak Jurka zamknęli, też przyszedł, zapukał w okno, nawet ojciec się nie obudził.Powiedział, że muszę go ukryć, zaraz mam pójść z nim tutaj, na wieżę, zamknąć w niej, niktnawet się nie domyśli.Zrobiłam tak.Rano była u nas rewizja, ale nic nie znalezli. Dalej  warknął, aż sam się zdumiał, nie poznał w tym tonie własnego głosu. W nocy przynosiłam mu jeść.Przedwczoraj powiedział, żebym go już nie zamykała,tylko kłódkę zawiesiła dla niepoznaki.Rano go nie zastałam, nie wiem nawet, kiedy poszedł. Został aresztowany.W Gorzowie  powiedział sucho.Zbladła, zacisnęła wargi.Wskazał jej na paczkę pieniędzy. Na pewno powie i o tym.Ile ci dał? Dwadzieścia tysięcy.Gwizdnął.Dwadzieścia patyków, nie w kij dmuchał.Skąd ten facet miał tyle forsy.Przypomniał sobie opowieść Józka traktorzysty, że zdaniem ludzi wszystkie napady rabunko-we w okolicy to sprawka Stefana.Zgadza się, cóż wobec tego znaczyło dla niego dwadzieściatysięcy? Resztę forsy znalezli przy nim.Krąg zamknięty. Tych dwudziestu kafli zabraknie, będą go wypytywać, wygada [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •