[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Cały regiment był pod Ticonderogą - odparł ponuro.- Byłem sier-żantem.To sierżanci dowodzą bitwą.- Kto był na wzgórzu?- Onondagowie.Potem zobaczyliśmy Huronów na skalnej półce nadnimi, skąd w pięć minut mogli ogniem z muszkietów załatwić starego iinnych Irokezów.- Tashguę? Byli tam jego ludzie?Szkot skinął głową.- Chcesz powiedzieć, że Huroni szykowali się do ataku na oddziałTashgui?- Tak sądziliśmy, że po to tam weszli.Jednak oni nie atakowali, tylkoczekali.- Jeśli Tashgua nie przybył tam walczyć, to po co?Szkot wykrzywił cienkie wargi.- Nie zrozumiałbyś tego.Nikt z nas nie rozumiał przez wiele miesięcy.- Spróbujmy.- Nowe twarze bogów.- Nie mów zagadkami o takich ważnych sprawach.Muszę to wiedzieć!Odpowiedział mu wielebny Zettlemeyer z ciemnego kąta, w którym sie-dział.- Tak właśnie robi Tashgua - rzekł strapionym głosem.- Stoi międzyswym ludem a ich bogami i wyjaśnia ziomkom, czego chcą duchy.Jeśli309 zawiedzie, duchy ich opuszczą i jego lud zginie.On jednak wie, że duchymogą się zmieniać, tak jak ludzie.Duncan powiódł wzrokiem po twarzach zebranych.- Nadal nie rozumiem.- Wszyscy mówią, że bitwę wygrali Francuzi - rzekł z goryczą dezerter -ponieważ prawie dwa tysiące Brytyjczyków zostało zabitych lub rannych, apo stronie generała Montcalma nie więcej niż jedna dziesiąta tego.Jednaknie dla starego Tashgui i nie dla irokeskich wodzów, którzy z nim przyszli.Dla nich na tym polu bitwy walczyli brytyjscy i francuscy bogowie, a oninigdy nie widzieli czegoś takiego, co robili bogowie Brytyjczyków.Bo jakinaczej wyjaśnić to, że tysiące ludzi dobrowolnie szło pod armatni ogień?Tashgua nigdy nie sądził, że może istnieć tak potężny bóg.Był tak wstrzą-śnięty, że córka musiała go stamtąd odprowadzić.- I wtedy zaczął wątpić w siebie - rzekł Duncan.- Wtedy.Jezu Chryste! - jęknął mężczyzna, znów chwytając za nóż.-Spójrz na siebie!Duncan spojrzał, stropiony.Nic się nie zmieniło poza tym, że stał bliżejokna, przez które wpadał słoneczny blask.Kiedy wyniesiono go z chłodni,mężczyzna miał zasłonięte oczy.Teraz po raz pierwszy zobaczył twarz Dun-cana w dziennym świetle.- Podejdz do światła! - zażądał.- Zrób to albo przysięgam, że wyrwętwoje szwy z nogi!Duncan z wahaniem zrobił krok naprzód, stając przy oknie.- Mówił, że ma brata - oznajmił Szkot nagle znów gniewnym głosem.-Angielskiego lekarza, który sprzedał swój klan, zdradził starego wuja, żebyprzypodobać się swoim odzianym w koronki lordom.Duncanowi zaschło w ustach.- Gdzie on jest? Gdzie jest Jamie?Mężczyzna jakby zapomniał o swym cierpieniu.Z zimnym uśmieszkiemprzyglądał się Duncanowi.- Przez wiele nocy siedziałem i słuchałem, jak mówił, co należy robić zezdrajcami.Ostatnio powiedział, że jego brat lekarz na pewno ma torbę zchirurgicznymi narzędziami.Poprzysiągł, że wypróbuje je wszystkie natobie, zanim wydasz ostatnie tchnienie.Duncan już czuł się tak, jakby ktoś wbił mu skalpel w serce- To nie tak.Szli tropem mojego wuja i dotarli do mnie.Ja nigdy nie.310 Mężczyzna poderwał się i machnął ręką, uderzając Duncana w pierś,zanim znów z jękiem opadł na posłanie.Mimo bólu Duncan spostrzegł, że tamten zerwał mu zawieszony podkoszulą zwitek tartanu.- Nie będziesz tym zwodził i oszukiwał prawdziwych Szkotów.- Jestem najstarszym z McCallumów i.- Nie ma tu Anglików, którym mógłbyś lizać buty.Zachowaj tę śpiewkęna czas, kiedy przywiąże cię do pala.Nauczył się paru rzeczy od tubylców,wie, jak sprawić, żeby ktoś zaczął śpiewać.- Dezerter wepchnął tartan zapazuchę i rozpromienił się.- Moja pielęgniarka powiedziała mi dziś popołudniu, że jesteś niewolnikiem Ramseya.Wody w rzece jest tyle, że jegokanu mogą tu przypłynąć za dzień lub dwa, a tuż za nimi major Pike.Niemasz dokąd uciec, tylko w objęcia twojego brata.Mimo bólu, jaki najwyrazniej mu to sprawiało, mężczyzna wybuchnąłochrypłym, rzężącym śmiechem.Nagle ktoś położył dłoń na ramieniu Duncana.Stanął przy nim wie-lebny Zettlemeyer.Duncan pozwolił się wyprowadzić z chłodni, idąc jakżywy trup. Rozdział 13Kozlę przywiązane do drzewa.Słowa wypowiedziane przez Woolfordatamtej nocy nad rzeką Hudson odbijały się echem w głowie Duncana, gdysiedział na ławie, do której zaprowadził go Zettlemeyer.Sądził, że zdołaujść przed swoim losem, a przy tym jeszcze uratować Listera i Sarah.Terazjednak jego brat nie przyjdzie do niego dlatego, że wojsko użyło Duncanana przynętę.Przyjdzie, ponieważ nienawidzi Duncana równie gorąco, jakDuncan nienawidzi angielskich arystokratów.Tak czy inaczej, jego bratumrze, a on nie zdoła ocalić swoich przyjaciół.Dezerter w chłodni miałrację.Duncan nie zasługiwał na ten kawałek tartanu.Był aroganckim głup-cem, udając wodza klanu.Ramseyom i Pike om tego świata jest i będzieprzeznaczone zawsze wygrywać.Latami będzie nosił żelazną obrożę na szyii ilekroć jej dotknie, będzie myślał o Listerze i swoim bracie, gnijących wgrobach przez niego.Cichy, gardłowy ryk zakłócił wieczorną ciszę.Ryk rozgniewanego muła.Duncan zerwał się na równe nogi, zanim jeszcze usłyszał drugi dzwięk,świst kija przecinającego powietrze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •