[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.No i lecęza nim i lecę, silnik mi się już grzeje, trochę go dopędzam, ale wolno, psiakrew, i widzę,że jak tak dalej pójdzie, to mi nie starczy benzyny i bez pomocy boskiej nic z tego niebędzie.A emocję mam jak cholera, sam rozumiesz.Więc w końcu postanowiłem jakiśpobożny ślub zrobić i mówię:  Panie Boże, jak mi pozwolisz tego Focke-Wulfa zestrzelić,to już, było nie było, do końca życia kropli piwa do ust nie wezmę.Ledwie towypowiedziałem, patrzę, mój Niemiec jakby zwolnił, a ja coraz bliżej, coraz bliżej! Aż miw gardle zaschło z przejęcia.I to mnie, uważasz, uratowało, bo znów pomyślałem, że właśnie.no, że piwa bym się napił.Więc się opamiętałem i mówię: Coś ty, człowieku, najlepszego zrobił?! Przecież ślubowałeś na całe życie! A Focke-Wulfcoraz bliżej, rozumiesz.Co tu robić? Myślę sobie:  Z Panem Bogiem żartów nie ma,przecież nie będę teraz odejmował gazu, żeby tego Niemca umyślnie żywcem puścić!I przeżywam tę tragedię losu, ale dalej lecę, bo jeszcze za duża odległość, żeby goostrzelać.A zły jestem, że sam sobie dałbym w pysk.No i strach: jak to bez tego piwacałe życie?.Ale los się nade mną zlitował.Jak zawsze przed atakiem, obejrzałem się, rozumiesz, w tył: leci za mną jeden z moich fresherów! W dodatku leci wyżej ode mnie.No to mówię do niego przez radio:  Szczeniaku jeden, kto ci kazał za mną lecieć?! Jużja z tobą pogadam na lotnisku! Ale jak cię tu diabli przynieśli, żebyś nie mówił, że ci twójdowódca głupiego szwaba żałuje, grzej do tego Focke-Wulfa! Tylko - mówię - podejdzbliżej i spokojnie! A w niego od razu lew wstąpił: jak nie przypikuje! Wyprzedził mnie,dopadł tego Niemca i dawaj prać! Rozharatał go naturalnie w drobną kaszkę, bo tamtenteż widać był fresherem bez żadnego doświadczenia, no i po nieszczęściu.Masz pojęcie?Pierwszy raz w życiu ucieszyłem się, że mi ktoś przed samym nosem szwabazdmuchnął!Pokiwałem głową nad  tragedią losu przyjaciela, po czym jednak zauważyłem, żeskoro tak się stało, to żaden ślub go nie wiąże i nie ma powodu, żeby nie pił piwa.- Owszem, jest powód - westchnął.- Widzisz, jak po tym wszystkim wróciłem nalotnisko, sumienie mnie gryzło, bo to przecież nie było fair play.Nie jestem bardzoreligijny, ale nie lubię nikomu robić kantów, więc i tej sprawy nie mogłem tak bezżadnych konsekwencji zostawić i za pokutę przez te trzy dni urlopu będę żłopał tostraszne zielone świństwo na zmianę z mlekiem.I od wczoraj żadnych ślubów, żeby tamnie wiem co!Koniec roku 1944 zastał 131 Skrzydło Myśliwskie na lotnisku Chent w Belgii, adowództwo Luftwaffe 1 stycznia 1945 podjęło próbę zniszczenia tej bardzo dokuczliwejbazy wysyłając w tym celu czterdzieści Focke-Wulfów.Dzięki zaufaniu, jakim od pewnego czasu darzą mnie w sztabie, przeczytałemszczegółowe ściśle tajne sprawozdanie dowódcy skrzydła, ale bardzo chciałem usłyszećrelacje naocznych świadków tej na szczęście nieudanej dla Niemców imprezy.Dało się tozałatwić bez większych trudności, bo właśnie ktoś miał lecieć do Chent i mogłemskorzystać z okazji.- Tylko jak będziesz o nich pisał, żadnych nazwisk, dat i nazw miejscowości!Obiecałem, że się zastosuję do tego zastrzeżenia.(Zresztą cenzura tak czy owak by toskreśliła.)Na lotnisku natknąłem się zaraz na Faraona i przy jego pomocy urządziliśmy coś wrodzaju bardzo nieoficjalnej konferencji prasowej.- To było tak - zaczął Faraon.- Niemcy wiedzieli, że oba nasze dywizjony poleciały nazadania z samego rana, wyliczyli sobie czas ich powrotu i chcieli zniszczyć całe skrzydło wchwili, kiedy samoloty będą już na ziemi z pustymi zbiornikami i bez amunicji albo jakpiloci będą lądowali.Właśnie odebrałem sygnał z grupy, że duża formacja Focke-Wulfówzbliża się do Chent, kiedy nadleciał Wojtek, zrobił rundę i wypuszcza podwozie dolądowania.Przyleciał, rozumiesz, wcześniej, bo mu nie odpadły nad celem bomby, więczawrócił prosto do domu, a tamci jeszcze coś rąbali po drodze.No i schodzi już nadrunway, a Niemcy za nim, bo ich z początku nie zauważył, jak szli wyżej.Pewnie przypuszczali, że to ostatni ląduje, bo rzucili się z góry jak jastrzębie.Ale Wojtek zobaczyłich w ostatniej chwili, wciągnął z powrotem podwozie, dodał gazu i sam jedenzaatakowałcałą chmarę.Zaraz jednego wykończył, ale tymczasem przyleciała druga fala i dawajgrzać po lotnisku.Byli pewni, że mogą używać bezkarnie: zeszli całkiem nisko, raz po raznawracali i prali do samolotów na postojach dispersalu.Widziałem, jak zapalili moją Darling , i krew mnie zalewała, bo co mogłem zrobić? Leżałem na płask w rowie imyślałem tylko o tym, żeby mnie nie dostrzegli i żeby nasi wrócili jak najprędzej, ma sięrozumieć z benzyną w zbiornikach i z amunicją.No i wrócili, na szczęście jeszcze w porę!Jak ich dopadli!.Tylko iskry szły! A potem, jak już Niemcy zrozumieli, że to naszeskrzydło, które chcieli zniszczyć, dopiero teraz dobiera im się do skóry, jak nie zacznąwiać! A nasi za nimi! Nad dachami, na lewo, na prawo, na wszystkie strony.- Szczęście, że wrócili z amunicją - powiedziałem - Z resztkami amunicji - poprawiłGruby.- Zobaczyłem te Focke-Wulfy już niedaleko lotniska, wracając z zadania.W paręminut po tym, jak kazałem Wojtkowi lecieć do domu.Właściwie to Fuks pierwszy jezauważył, jak przeszły pod nami, i zaraz narobiłgwałtu.Jedna ich trójka odłączyła, żeby zaatakować Wojtka, a my we czterechspłynęliśmy na nią z góry.Nawet nie próbowali związać się z nami w walce.Jak nasi dwajsierżanci zaczęli ich dochodzić, wywrócili swoje maszyny na plecy i chcieli uciec w tył, alebyli już za nisko i kolejno rąbnęli w ziemię.Tymczasem dwie pozostałe moje czwórkidoleciały nad lotnisko, a my z Fuksem za nimi.Jak zobaczyłem, co się tam dzieje, wołamprzez radio nasz Wileński Dywizjon, a Fuks też się wydziera, że Niemcy atakują bazę i ktożyw, na ratunek! Jakoś go powstrzymałem i mówię -  Kto ma benzynę i amunicję - pełnygaz, reszta - lądować gdzie indziej! Usłyszeli, bo w jakie trzy minuty już byli na miejscu.A z lotniska kurzy się jak z wulkanu: ogień, dym, eksplozje i w ogóle trzęsienie ziemi.Focke-Wulfy hulają; chyba żadnemu z ich pilotów nawet do głowy nie przyszło, że ich ktozaatakuje, więc my z góry, od strony słońca.Tak byli pewni siebie, że dochodziliśmy ichna odległość dwudziestu jardów.I jeszcze się nie opamiętali, jak już przylecieli nasi zTrzysta Siedemnastego.- Musieli dobrze poganiać - powiedział Stefan.- Ba! - przyświadczył któryś z tego dywizjonu.- Na pełnych boostach! Chociażniektórym i amunicja się już kończyła, i benzyna.- Na przykład Mikowi - wtrącił inny.- Ja się patrzę, a on ląduje w samym środku tejawantury na ogonie jakiegoś Focke-Wulffa, który dostał po zbiornikach.Obaj sięwystrzelali do ostatniego naboju, obaj bez kropli paliwa, ale Mikołaj jakoś go wyminął iusiadł obok runwayu, a ten Focke-Wulfa nawet się nie zapalił.- A znów naszego sierżanta mechanicy z ziemi ostrzegli przed Niemcem -powiedział oficer techniczny. - Jak to ostrzegli? Jakim sposobem?- Przez telepatię - wyjaśnił Gruby.- On atakuje Focke-Wulfa, już go dochodzi, a za niminny Niemiec, bardzo blisko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •