[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz siedziałem przynim bezsilny i nie potrafiłem odpędzić demonów, które dręczyły jego.Chciałem, żeby czas się cofnął, żeby można było wrócić na pole bitwy iratować rannych, ale nie dane nam było znalezć pociechy i ukojenia.Po jakimś czasie wujek się odwrócił i otworzył oczy.Przez chwilępatrzył na drzewa i na słońce przeświecające przez gałęzie.- Byliśmy jeszcze dziećmi, Jack był starszy, a ja o rok młodszy odniego.Wracaliśmy skądś bardzo pózno, nie pa miętam już skąd, jadąccadillakiem taty.Jack prowadził, je chał za szybko, o wiele za szybko.Gdzieś tak koło setki.Jakiś parszywy stary pies, długouchy beagle,oślepiony światłami,348 postanowił przejść na drugą stronę.Pamiętam, że utykał, miał szarynos, kuśtykał przez drogę.Jack go potrącił, specjalnie zjechał z drogi,żeby go potrącić.Zrobił to brzegiem zderzaka, pies wyleciał w powietrzei wylądował w rowie.Leżał tam, skamląc.Znalazłem go pierwszy.Dziwne, ale miał tylko połamane nogi.Wziąłem go na ręce, żeby zanieśćdo samochodu.Jack pojawił się tuż za mną z pistoletem.Nawet niezapytał, przyłożył mu do głowy pistolet i strzelił.Czekał, aż go podniosę,żeby mieć lepszy, nieruchomy cel.Pies znieruchomiał z wielką dziurą wgłowie.Spojrzałem na Jacka, a on się uśmiechał.Bawiło go to.Zło siędokonało.Wujek na chwilę zamilkł.- Nie wiem, jak to się stało, że Jack był taki.Ta sama matka, ten samojciec, to samo życie.Zawsze myślałem, że może ja mam coś z tymwspólnego, że może uda mi się go zmienić, ale okazało się, że.niemogłem.Następnego dnia pochowałem psa i postanowiłem, że nigdy niezapomnę tej nocy.Nigdy nie zapomnę o tym beagleu - spojrzał na mnie -i za każdym razem, gdy grzebię tu kogoś, kogo kochałem, przypominamgo sobie.Godzinę pózniej ciocia Lorna przywitała nas na werandzie gorącąkawą i uśmiechem przez łzy.Wujek objął ją, przytulił, pocałował ipowiedział:- Skarbie, muszę jeszcze coś zrobić.Coś, z czym zwlekałemdostatecznie długo.Muszę jeszcze kogoś pochować.Skinęła głową.- Ale tylko jeśli się nie mylisz.Wujek wytarł twarz ręcznikiem i odpowiedział:- Przez całe życie stałem po właściwej stronie.Nie zamierzam teraztego zmieniać.Wsiedliśmy do Sally, by wycofać samochód.Na podjezdzie stalSketch z założonymi rękami i blokował nam drogę.349 Przestraszony i niemy.Wujek opuścił okno, starając się go zrozumieć.- Cóż, jeśli chcesz tutaj stać bardzo długo, to równie dobrze możeszteraz się dowiedzieć, w co się pakujesz.Jedziesz z nami?Potaknął.Wujek wskazał na blizny na jego rękach.- Ale może ci się nie spodobać to, co zobaczysz.Sketch schował ręcedo kieszeni i wzruszył ramionami.Wujek otworzył drzwi.- Nie będę cię powstrzymywał.Sketch wsiadł i zapiął pas.Pojechaliśmy do miasta, gdzie ulice - jak torano - były zakorkowane.Wujek objechał bank, zobaczył, że escaladeJacka stoi zaparkowany przed wejściem, a następnie wjechał na chodnik,przewracając automat z gazetami, i zaparkował obok.Strażnik podbiegłw naszym kierunku.- Nie może pan parkować.Wujek zignorował go, wszedł do banku i ruszył na piętro.Słyszałem,jak strażnik za moimi plecami wzywa policję przez radio.To miała byćkrótka wizyta.Wujek znalazł się na piętrze w tym samym momencie, wktórym Jack wyszedł ze swego biura.W jednej ręce trzymał plik gazet, aw drugiej kubek z kawą.Okulary miał spuszczone na koniec nosa.Wujeknigdy się nie poddawał.Zrobił jeszcze trzy kroki do przodu, sięgnąłpamięcią trzydzieści lat wstecz, złapał wujka Jacka za koszulę, podniósłgo ponad ziemię, tak że głowa opadła mu do tyłu, i wrzucił z powrotem dobiura.Sekretarka zaczęła krzyczeć i grzebać nerwowo przy telefonie.Zanim wujek Jack zdążył się zorientować, Willee był już nad nim.Złapałgo za krawat i rzucił nim po raz drugi tak, że tamten znalazł się nawielkim dębowym biurku.Uderzył w nie, tracąc kilka zębów, a z nosa iust zaczęła mu się lać krew.Podniósł rękę do twarzy, drugąprzytrzymując się biurka, ale wujek rzu-350 cił nim jeszcze raz, zanim tamten mógł się rozejrzeć wokół siebie.Ostatnie uderzenie w policzek sprawiło, że przeleciał przez biurko i spadłpo drugiej stronie.Wujek Willee obszedł biurko dookoła i wbił kolanomocno w żebra Jacka.- Bracie, dość to dość.Całe życie upłynęło mi na zamartwianiu się, cojeszcze możesz zrobić, zamiast na życiu.To się dzisiaj kończy.Ostatecznie.Wsunął głowę Jacka pod biurko, odsunął zasuwę i otworzył drzwi wpodłodze.Oczy Jacka zrobiły się okrągłe.Wujek usiadł i powiedział:- Wiem, bracie, wiem bardzo dużo.Nie wszystko potrafię udowodnić,ale trochę potrafię i zrobię to.Stan Georgia i ci, którzy pracują dla władz, zawsze żywiliprzekonanie, że uzbrojeni stróże prawa są gwarancją jego przestrzegania.I tym razem nie było inaczej.Nie mogłem drgnąć, gdy dwóchuzbrojonych mężczyzn wpadło do biura wujka Jacka i jeden z nichzatrzymał pistolet o stopę od mojej skroni.Drugi zaś wrzeszczał nawujka:- Ręce na biurko!Ten pierwszy zwrócił się do mnie.- Ty też, gazeciarzu.- Po co?Nie spodobała mu się moja odpowiedz, więc powalił mnie na podłogętwarzą do dywanu.Wujek był posłuszny i uśmiechał się, gdy przygnietlijego twarz do biurka i założyli plastikowe kajdanki z szybkością łapaczykoni.W pół sekundy pózniej związali mnie jak świnię i podnieśli z pod-łogi, odcinając krążenie w moich dłoniach.Mniej więcej wtedy do pokojuwpadła ciocia Lorna, by zabrać Sketcha.Wujek zatrzymał się ipowiedział:- Zadzwoń lepiej do Mandy.Aha, i przyślij mi colę i ciasteczka.Jestem głodny.351 - A ty nic nie chcesz? - Zwrócił się do mnie.Chciałem powiedzieć cośdla żartu, ale policjant podniósłmoje związane z tyłu nadgarstki do wysokości pachy, więc żartów misię odechciało.Próbowali nas przepchnąć przez drzwi, ale wujek byłwiększy i stał wciąż w miejscu.Zwrócił się do policjantów.- Panowie, wychodzę.Ale idę sam.- Odwrócił się do wujka Jacka,kręcąc głową.- Nie powinieneś był zastrzelić wtedy tego beagle'a.Wujek Jack kopnął drzwi w podłodze i zwrócił się do sekretarki.- Wezwij lekarza.Wujek Willee zaśmiał się i wyszedł.Sketch i Lorna zostali w biurzeJacka, oczy chłopca były okrągłe jak spodki.Jack wytarł krew z ust iwrzasnął do mnie.- Na co się gapisz?-To zabawne, ale nie brakowało nam ciebie na pogrzebie Tommye.Wziął z biurka przycisk do papieru i cisnął we mnie.Spudłował okilka stóp.Zeszliśmy po schodach, ręce wujka opadały wzdłuż pleców, związanena dole.Kostkę nadgarstka miał paskudnie rozciętą i krew spływała mupo palcach, ale nawet jeśli go to bolało, nie dał tego po sobie poznać.Policjant wepchnął nas na tylne siedzenie samochodu, ale potemspojrzał we wsteczne lusterko i kazał nam wysiąść, mówiąc, że ma lepszypomysł.Prowadził nas przez dwie przecznice do urzędu miasta jak paręsłoni z cyrku.Po drodze minęliśmy starszą panią, która wychodziławłaśnie z kościoła Jack First - coś tam - coś tam.Rozpoznała wujka,pokręciła głową i odwróciła się, mamrocząc coś pod nosem.Wujek zwrócił się w jej stronę, ukłonił i powiedział:- Witam panią, pani Baxter [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •