[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pochodnie oświetlałykomnatę, utrudniając ocenę pory dnia.Jonmarc siedział przyogromnym stole między Yestinem a Vigulfem, podczas gdy vyrkinyobmyślały strategię bitwy.- Musimy powstrzymać Malesha, dopóki dzwony nie wybiją siódmej- powiedział Jonmarc.- Jesteśmy to winni Carinie.Musimy dać jejszansę.Potem on jest mój.Szaman uśmiechnął się zimno.- Ustaliliśmy, że powstrzymamy Malesha od wejścia do ZwiątyniPani, nie zabijając go.Jednak ci, którzy walczą u jego boku - Vigulfodsłonił swoje wydłużone zęby -mogą zginąć w każdej chwili i niebędzie to miało wpływu na Carinę.Będzie to dla nich kosztowna lekcja.Jonmarc spojrzał na Yestina.- Milczałeś do tej pory.Co myślisz? Yestin uśmiechnął się drapieżnie.- Myślę, że dziś jest dobry dzień, by umrzeć.Jonmarc prychnął.- A ja sobie pomyślałem, że to dobry dzień, żeby zabić tegocholernego skurwysyna, który to wszystko zapoczątkował.Vyrkiny mogły się przemieszczać przed zachodem słońca, więcprzygotowały się do wyruszenia, zanim wstali vayash moru.NawetGabriel nie miał pojęcia, gdzie ukrył się Malesh, a Jonmarc i Yestinchcieli zająć pozycje przy świątyni, zanim Malesh dotrze na miejsce. Tuż przed czwartą, służba przyniosła dzbany koziej krwi dlabudzących się vayash moru.Jonmarc poszedł do pokoju zabrać resztęswojej broni.Dotknął wiszącego na szyi amuletu, który dała mu Carinai zamknął oczy.Nigdy nie miał zwyczaju modlić się przed bitwą.Dopóki nie spotkał Trisa, wierzył, że Pani jest jedynie mitem, o którymopowiadają ludzie zbyt zdesperowani, by zaakceptować fakt, że sąsami.Rok spędzony z Przywoływaczem przekonał go, że Pani istnieje,jednak uwierzenie, że taka istota mogła się przejmować prośbamizwykłych śmiertelników, przychodziło mu z trudem.Zawarł Pakt Istrywiedziony desperacją i mimo tego, co powiedział Gabriel, miałpoważne wątpliwości, czy ktokolwiek słuchał tych próśb.Jednak miałjeszcze jedną prośbę, ostatnią.- Jeśli musisz zabrać Carinę, to niech jej przejście będzie łagodne -wyszeptał.Wziął głęboki oddech i otworzył oczy.Nic wokół niego niewskazywało na to, że słowa te zostały usłyszane przez kogoś poza nimsamym.Podniósł płaszcz i zarzucił go sobie na ramiona.Nadszedł czaswalki.***Kiedy opuścili Wolvenskorn, bezchmurne niebo miało delikatniebłękitną barwę, a słońce wisiało nisko na niebie.Jonmarc jako jedynypotrzebował światła.Vyrkiny, które sadziły lekko susami obok jegokonia, widziały w nocy równie dobrze jak wilki.Kiedy zrobi sięciemno, wyostrzone zmysły vayash moru rozpoznają zagrożenie nadługo, zanim wzrok czy słuch Jonmarca ostrzegą go przedniebezpieczeństwem.Jednocześnie nieprzyjaciele też zostanązawczasu ostrzeżeni, że jego grupa się zbliża.Dotarli do Zwiątyni Pani na długo przed zachodem słońca.Nieboprzybrało głęboki złoto-czerwony odcień, a cienie się wydłużyły.Jonmarc i Yestin zajęli pozycje przy wejściu do świątyni.Vigulf rozstawił pozostałych wokółbudynku, a zwiadowcy trzymali straż.Kilka chwil pózniej, słońceschowało się za horyzont i Jonmarc zobaczył, jak ruszyły ku nimmroczne postacie.- Nadciągają.Grupa vayash moru pojawiła się w mgnieniu oka.Stanęło przed nimitrzydziestu nieumarłych wojowników, ich ubrania i włosy szarpałwiatr.Z przodu stał wysoki, jasnowłosy mężczyzna w czarnympłaszczu.Miał około trzydziestu lat, kiedy jeszcze był śmiertelnikiem.Wiatr odsłaniał paskudnie wyglądający miecz u jego pasa.- Gdzie jest Malesh? A może stchórzył przed walką? -krzyknąłJonmarc.Oczy jasnowłosego mężczyzny zwęziły się.- Będzie tu.Nie może się doczekać ponownego spotkania.- Ja również.Mężczyzna przesunął spojrzeniem po szeregu vyrkinów w wilczejpostaci otaczających świątynię.Ogromne wilki stały ze zjeżonąsierścią i obnażonymi zębami, ostrzegając ich, by się nie zbliżali.- Czy tylko na tyle was stać? Czyżby Gabriel cię zostawił?- Chciałbyś, by tak się stało.- Głos Gabriela niósł się ponadzaśnieżoną równiną, a Laisren z pozostałymi vayash moru zajęlipozycje w kordonie wokół świątyni.W tej samej chwili kolejni vayashmoru wychynęli z półmroku, by dołączyć do szeregu za jasnowłosymmężczyzną.Było ich mniej więcej tyle samo, co obrońców świątyni.Niczym nagły podmuch wiatru siły Malesha zaatakowały, poruszającsię tak szybko, że śnieg zawirował wokół nich.Połowa vayash moruwzbiła się w górę, zamierzając zaatakować z powietrza, lecz tamczekali na nich wojownicy Gabriela i zmusili do powrotu na zaśnieżoną równinę.Jonmarc stał z obnażonym mieczem w każdej z dłoni.Laisren stanął ujego boku.Zaatakowało ich pięciu vayash moru.Wszędzie wokółrozgorzała bitwa.Yestin zawarczał i rzucił się na jednego znapastników, unikając klingi vayash moru i skręcając mu kark.Dwóchwojowników napadło na Jonmarca, a pozostali zaatakowali Laisrena,miecze błysnęły w blasku księżyca.W zimnym, nocnym powietrzu rozległ się szczęk broni i gardłowewycie vyrkinów.Jonmarc był wdzięczny za naukę z Laisrenem, gdynapastnicy rzucili się na niego z całą szybkością i siłą vayash moru.Nieznał żadnego z nich, nie miał pojęcia, z którego z rodu Rady Krwipochodzili ani czy byli dziećmi Malesha, czy Starszymi.Jasnowłosymężczyzna, który ich powitał, zaczął krążyć wokół Jonmarca.Błysk wjego niebieskich oczach świadczył, że przyjmie walkę z przyjemnością.Vahanian sparował potężny cios drugiego vayash moru i prawie udałomu się trafić go w ramię.Od siły uderzenia ręka Jonmarca drżała, lecznie wypuścił miecza i obrócił się, by skrzyżowanymi klingamiodeprzeć atak jasnowłosego vayash moru.Znowu na niego natarli i Jonmarc zrobił obrót, by się bronić.Zaklął,gdy jedno z ostrzy rozcięło mu ramię.Rzucił się z okrzykiem nadrugiego mężczyznę, wyprowadził zaciekły kontratak i odrzucił vayashmoru do tyłu.Pamiętając nauki Laisrena, Jonmarc wykorzystał swojąprzewagę, wiedząc, że jasnowłosy zaraz zaatakuje.Jego klingaześliznęła się po ostrzu napastnika, po czym wbiła głęboko w pierśvayash moru.Ten otworzył szeroko oczy, w chwilę pózniej osunął sięna ziemię, a jego ciało zaczęło się rozpadać. - Zdrajcy dobrze cię wyuczyli.- Jasnowłosy natarł na Jonmarca zogromną szybkością, zmuszając do cofnięcia się.Jonmarc zdążyłodzyskać równowagę w ostatniej chwili, by powstrzymać zamach natyle potężny, że mógł odrąbać kończynę.- To Malesh złamał rozejm i to wy jesteście zdrajcami.Jasnowłosyroześmiał się.Jego reakcja sprawiła, że fala gniewu zalała Vahaniana idodała mu sił.Pobiegł przez śnieg, żeby ukrócić arogancjęprzeciwnika.Mężczyzna próbował zrobić unik, lecz Jonmarcspodziewał się tego i zablokował cios nieprzyjaciela, pozostawiającgłębokie rozcięcie na jego ramieniu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •