[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie śmiałeś? - krzyczał już Eustachy - nie śmiałeś? Może ci mój sekretarz powiedział, że nie przyj-muję? Nie śmiałeś? Słuchaj, on nie śmiał!- Ty już dla mnie tyle.- Co ja dla ciebie? Bredzisz czy co? To ja mam jeść, kiedyś ty nie jadł?.Toż ja się dziwię, żem sięnie udławił, kiedym jadł.Och, Szymek, Szymek!49 Dyszał ciężko Eustachy Szczygieł wzruszony do szpiku kości; wzruszyło go i to także, że wygłosiłnieprawdopodobnie długą mowę, z której pojedyncze słowa, użyte z rozumną oszczędnością, byłybymu wystarczyły na jakie trzy lata do utrzymywania stosunków z ludzmi.Oparł się o ścianę i patrzył tona Chrząszcza, to na mnie, z czoła zaś lal mu się pot; widocznie ważył coś w duszy, bo się nagle pode-rwał, przystąpił do mnie i spojrzawszy mi w oczy rzekł cicho:- Ja wychodzę.- Dobrze! Jego mam nie wypuścić?- Jeśli go tu nie zastanę, to cię zabiję.- Bardzo słusznie - odrzekłem - kiedy wrócisz?- Za godzinę.- Niech cię Bóg prowadzi!Szczygieł bał się widocznie nowej rozprawy z Chrząszczem, bo zbierając się do wyjścia ciągle od-wracał głowę, potem już ubrany począł czynić jakieś niezrozumiałe strategiczne poruszenia koło drzwi,koło których niby czegoś szukał; nagle jednym skokiem znalazł się poza nimi.Nie byłem usposobionydo śmiechu, nie mogłem się jednak od niego powstrzymać obserwując tę cudownie prostą, poczciwą,kochaną naiwność naszego przyjaciela.Szło mu o to, aby Szymon nie spostrzegł, że on wychodzi, więcdlatego ten nieporównany dyplomata wałęsał się koło drzwi przez dziesięć minut z kapeluszem nagłowie i z parasolem w ręku.Chrząszcz naturalnie widział to wszystko, zdaje się jed-nak, że mu zabra-kło siły do protestu, spojrzał tylko boleśnie w stronę drzwi, kiedy Eustachy znikł za nimi.Zapytał cicho:- Dokąd on poszedł?- Zdaje mi się, że po naftę - zaraz wróci.Zbliżyłem się do Chrząszcza i położyłem mu lekko rękę nagłowie.- Szymek! - rzekłem - toś ty naprawdę nie jadł przez trzy dni? Jeśliś nie chciał do Szczygła, to czemuśnie przyszedł do mnie?- A ty sam wiele razy jadłeś przez ten czas?Nie mogłem na to odpowiedzieć zbyt dokładnie, toteż zamilkliśmy na dłuższą chwilę, po czym stara-łem się łagodnie poprzeć gwałtowne wywody Szczygła.Powiadam więc:- Wiesz, Szymonie, posłuchaj ty Szczygła.Po co będziesz marniał na tej swojej pustelni? Ja się tutakże sprowadzę i będzie nam dobrze jak dawniej, i wesoło będzie jak dawniej.- Wesoło nie będzie.- Będzie! słowo daję, że będzie! A cóż to, starcy jesteśmy czy co? Zobaczysz, że odżyjesz.Hę, hę!Szymonie, pamiętasz nasz bal?- Pamiętam.- Zrobimy teraz nowy, tylko wspanialszy, Szczygieł się od dwóch lat dopomina.Mówiłem z Chrząszczem jak z dzieckiem, któremu się obiecuje nowego drewnianego konika, abypłakać przestało.On mi jednak odpowiada wciąż dziwnym głosem i smutno:- Bal będzie, ale beze mnie.- Jak może być bez ciebie?- Będzie stypa.Zaśmiałem się, ale tak jakoś dziwnie, że mi się samemu uczyniło strasznie po tym śmiechu.Mówiłemwięc z tym humorem, który sobie ze smutku wyrywa włosy:- Ty, Szymek, jesteś zawsze wesoły, a to najlepszy znak, żeś zdrów.Toż ty byk jesteś, nie człowiek;co bym ja dał za twoje muskuły! Ej, Szymonie, pawianie jeden! Zobaczysz, co my tu z ciebie zrobimy.Goście co dnia, co dnia bal!.Bończa jest do takiego interesu doskonały - co? Jak ci się podobał tenstary histrion? Dobry chłop i wesoły.Potem, Szymciu, jak Pan Bóg da doczekać, ja sprzedaję powieść,wy ze Szczygłem sprzedajecie galerię i na wiosnę jedziemy do Włoch.Do wiosny napiszę, pomysł jużmam.- Napisz o moim małżeństwie - rzekł Chrząszcz.Jednym skokiem starałem się wydostać ze wspomnień, których się bałem jak śmierci; spojrzałemz trwogą na Szymona, on zaś, jakby cały czas tylko o tym jednym myślał, patrzył gdzieś przed siebiew przestrzeń i coś tam w niej widział jak na wielkiej, przyciemnionej scenie, gdzie genialny aktor, mrok- lepił z siebie widma i węglem rysował jakiś dramat, co się kłębił w powietrzu przy cichej muzycedeszczu, szklanymi palcami grającego na szybach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •