[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Prowadzę je po swojemu, Ben.A jeśli tak się składa, \e wierzę ludziom, tomoja sprawa. Ale pózniej mógłby z tego wyniknąć problem. Powinien milczeć.Nie mógłsię jednak powstrzymać. Mój problem, nie twój  rzuciła.Ben podniósł rękę do góry.Bez skutku. Dopóki to tylko zabawa i przeja\d\ki motocyklem, dogadujemy się wspaniale.Ale gdy przychodzi do czegoś powa\nego, po prostu nie mo\esz się ze mną zgodzić,czy tak? Wszystko w tobie aprobuję, Kaylo.Gdybyś chwilę pomyślała, wiedziałabyś, \eto, co jest wa\ne dla ciebie, jest wa\ne równie\ dla mnie.Poza tym  dodał zpółuśmiechem  prze\yliśmy chyba coś więcej ni\ tylko zabawę, prawda?Kayla uparcie milczała. Troszczę się o ciebie, Kaylo.Poniewa\ się troszczę, próbuję ci radzić. Benzdawał sobie sprawę, \e zajmuje obronną pozycję.Nie miał jednak wyboru.Zdawałasię go nie rozumieć. Nie prosiłam o radę, prawda?  Uśmiechnęła się słodko i ugryzła du\y kęsjabłka. Jesteś nierozsądna, Kaylo.Myślę, \e wiem dlaczego. Jestem pewna, \e mi powiesz. Zacisnęła usta. Tak, powiem.Zaczęłaś tę kłótnię, poniewa\ nie chcesz rozmawiać o niedzieli.Próbujesz stawiać przeszkody i znów ode mnie uciekasz.Kayla przez długą chwilę milczała, a potem odparła: A więc doszła jeszcze psychologia.Zadziwiasz mnie, Ben. Robisz uniki  stwierdził.Kayla z westchnieniem odchyliła się do tyłu i spojrzała na niego zamyślona. Gdybyś się zastanowił, zrozumiałbyś, \e chcę nam dać czas na przemyślenia.Kochanie się to wspaniała rzecz, ale są te\ inne sprawy. Wymień choć jedną  wyzwał ją Ben. W porządku.Spójrzmy prawdzie w oczy.Po pierwsze, zawsze oceniasz mojedecyzje bez wysłuchania moich racji.Chciał przerwać, ale zrezygnował.Słowo  po pierwsze wskazywało, \e to dopiero początek. To mnie rani i złości, odkąd się poznaliśmy.Myślę, \e posunęliśmy się zbytdaleko i zbyt szybko w naszej znajomości.Nie to chciał usłyszeć.Nie był jednak zaskoczony. Tak, niedziela była wspaniała, tak, chcę się z tobą widywać.Ale potrzebujętrochę przestrzeni i czasu, \eby się zastanowić.Ty te\, Ben. Ty mi mówisz, \ebym to przemyślał?  uśmiechnął się ponuro. Tak.Jesteś prawnikiem, a nie typem człowieka, który działa irracjonalnie,złości się i nie panuje nad sobą.Ja te\ zachowałam się irracjonalnie  przyznała. Nic podobnego  zaprzeczył Ben, chcąc uniknąć kolejnej utarczki. Zdajesz sobie sprawę, co jest powodem naszych kłótni, prawda?  Zanim zdą\yłodpowiedzieć, Kayla zrobiła to sama. Próbujesz rządzić moim \yciem. Chwileczkę  przerwał Ben. Czy mogę ci przypomnieć, \e to, co ty nazywaszrządzeniem, ja określam mianem przyjazni.Chcę się o ciebie troszczyć.Chcę dlaciebie wszystkiego, co najlepsze.Jak myślisz, jak się czuję, gdy ty odpowiadaszatakiem?  Nie mógł opanować narastającego gniewu. Tak samo jak ja się Czuję, gdy mnie osądzasz i mówisz, co mam robić odparła. Wtedy mam ochotę wysłać cię do wszystkich diabłów.Tak byłoby łatwiej. Kayla zamilkła na chwilę. To znów się zaczyna, prawda? Powinniśmy zbli\ać siędo siebie, a uderzamy na oślep.Coś złego pojawia się między nami. Niekoniecznie złego, ale z pewnością niezwykłego  powiedział Ben. śadnainna kobieta nie wyprowadziła mnie tak szybko z równowagi ani tak mocno mnie niepociągała.Pragnąłem cię od pierwszej chwili.To się nie zmieniło.Kayla westchnęła.Pojmowała jego namiętność, bo sama te\ ją odczuwała. Nawet, jak się złościmy, coś nas do siebie przyciąga, prawda? Wściekam się naciebie i emocje są prawdziwe.A kiedy zastanowię się nad tym pózniej. pokręciłagłową, niezdolna ubrać myśli w słowa.Wreszcie powiedziała w zamyśleniu: Gniew i namiętność są tak powiązane, a moje uczucia tak intensywne, \e niemogę uwierzyć, \e są moje. Wiem, co masz na myśli, bo ja czuję to samo.Wszystko przydarza się mnie, ajednak reakcje są jakby kogoś innego  potrząsnął głową Ben. Nie wiem, co o tymmyśleć.Odkąd cię spotkałem, zdaje mi się, \e jestem na przeja\d\ce kolejką górską.Kayla uśmiechnęła się. Ja te\ mam takie wra\enie. Dokąd zajedziemy?  spytał Ben. Czy będziemy zbli\ać się do siebie, a potemuderzać na oślep, a\ zdarzy się wybuch, którego skutków nie zdołamy naprawić? Czyw tej sytuacji mo\emy coś przedsięwziąć? Mo\emy, choć nie wiem co. Wyrwijmy się  zaproponował Ben. Z tego domu i tego miasta. Nie wiem, Ben.  Nie teraz.Za parę dni.Moglibyśmy pojechać do Gloucester albo Salem.Moglibyśmy pójść do kina, zjeść homara.To jest zdrowe  dodał \artobliwie. Rzeczywiście  zgodziła się z uśmiechem. A więc? Bardzo bym chciała.Porozmawiamy na ten temat za parę dni.Odprowadziła go do drzwi.Pocałował ją lekko w policzek i doradził: Nie zapomnij. Wiem.Zamknąć drzwi.Ben uśmiechnął się szeroko.Wszystko będzie w porządku, pomyślał. Jeszcze jedno, Kaylo  powiedział niemal surowym głosem. Tak, Ben?  czekała cierpliwie. Moje gratulacje z powodu sklepu.Jestem z ciebie dumny. ROZDZIAA 8Kayla otworzyła nagle oczy.Obróciła się i spojrzała na zegarek.Piąta trzydzieści nawet nie świt.Wtuliła się w pościel.Mogła jeszcze pospać przynajmniej godzinę,gdyby tylko zdołała zasnąć.Na pró\no.Gdy zamykała oczy, otwierały się znów.Nigdy nie miewała takichkłopotów.Zwykle natychmiast zasypiała kamiennym snem.Co stało się teraz? Toprzez Bena, pomyślała.Jeśli chciała zrzucić na kogoś winę za swoją bezsenność, onbył właściwym kandydatem.Mimo \e rozstali się w przyjazni, ubiegły wieczór nie zadowolił \adnego z nich.Znała powód.Wcią\ ich znajomość przypominała przeja\d\kę górską kolejką, w góręi w dół, ze szczytu w przepaść.Miała nadzieję, \e wspólny wyjazd im pomo\e.Alezastanawiała się, czy kiedykolwiek będą w stanie \yć ze sobą bez wstrząsów.Wcią\ go pragnęła.To się nie zmieniło.Nawet teraz pamiętała, co czuła, gdy goobejmowała, całowała, kochała się z nim.Doznawała wtedy czegoś nowego,nieznanego i wspaniałego.W takim razie dlaczego wszystko jest tak skomplikowane? Pytanie pozostawałobez odpowiedzi.Ben zaprzątał jej myśli.Teraz ju\ na pewno nie zaśnie.Wiec co robić? Z westchnieniem powzięła decyzję.Odrzuciła kołdrę i sięgnęła poubranie.Było tylko jedno wyjście.Wygodny dres był jej codziennym strojem w Kalifornii.Słu\ył do wszystkiego,od tenisa, przez zakupy, do odpoczynku w domu.Dziś spełni swą podstawowąfunkcję.Wło\yła skarpetki, tenisówki, związała włosy i zeszła na dół.Powietrze było krystaliczne i chłodne, doskonała pora na bieg.Rozpoczęła odrozgrzewki w dół stromego wzgórza.Wiedziała, \e u stóp wzgórza płynie strumień.Odetchnęła głęboko powietrzem przesyconym aromatem wiosny.W taki poranekmogła biec bez końca.Przedarła się przez drzewa rosnące nad strumieniem i pobiegławzdłu\ brzegu.Potem strumień gwałtownie skręcił, spłynął po kamieniach i zwęził się tak, \edrzewa nad nim niemal się stykały.Kayla zwolniła, szukając miejsca do przejścia izachwyciła się otaczającym ją pięknem.Słońce wynurzało się wolno zza horyzontu,pokrywając czerwienią szczyty drzew, powietrze stawało się cieplejsze, a niebieskawamgła podnosiła się znad strumienia.Wszystko wyglądało tajemniczo i jak z innegoświata.Zwolniła, zaczęła iść, wreszcie się zatrzymała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •