[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spojrzałem na Tristana. Dokładam za ciebie.Pula zamknięta.Grajcie do zwycięstwa.W tamtejchwili kochałem go bardziej niż kiedykolwiek, choć pózniej przyszło mi namyśl, że zrobił to na złość przyjacielowi.Stanowili watahę dzikich psów, którerozdarłyby się na strzępy przy pierwszej oznace słabości.Zostało nas dwóch.Jacques przesiadł się na drugą stronę ogniska, naprze-ciwko mnie.Połowa jego twarzy lśniła w blasku ognia, druga nikła w cieniu.Pozostali usiedli z boku i robili zakłady: z jakiej gromady będzie następna kar-ta, ile kolejek potrwa gra, czy odrzucona przeze mnie karta będzie wyższa odtej, którą odrzucił Jacques.Nie musieliśmy podbijać stawki, więc tury przebie-gały szybko.Nasze dłonie śmigały nad stołem niczym muchy nad mięsem.Wyciągaliśmy karty z talii i pozbywaliśmy się ich niemal jednym ruchem.semka z kwiatów.Poczułem bolesne kłucie w brzuchu; Bóg na niebiosachz pewnością drwił sobie ze mnie.Trzeci raz tej nocy trzymałem w dłoniachtrzy ósemki i nic nie mogłem z nimi zrobić.Odrzuciłem kartę na stół.Jacques podniósł ją zgodnie z moimi oczekiwaniami.Wsunął między inne izamaszystym ruchem wyciągnął następną kartę.Patrzyłem, jak spada na stół.Królowa siedziała na łące, podziwiając swoje odbicie w zwierciadle, a karło-waty jelonek skubał rąbek jej rozpostartej sukni.Dama z gromady jeleni.143 Wyciągnąłem po nią dłoń, lecz Jacques chwycił ją i ścisnął, aż zatrzeszczałymi knykcie.Drugą ręką wyłożył swoje karty na stół.Cztery ósemki.Z kwia-tów, dzikusów, ptaków.oraz z bestii.Tristan gniewnie kopnął nogę stołu.Jego dwaj kompani zaryczeli.Niepuszczając mojej ręki, Jacques zagarnął pulę. Chwileczkę.Moją rękę przeszywał ból, lecz ledwie na niego zważałem.Zacisnąwszy zę-by, położyłem swoje karty na stole figurami do góry.Cztery jelenie i ósemkabestii.Kolejna ósemka z bestii.Wyrwałem dłoń z uścisku Jacquesa i przysunąłem jedną kartę do drugiej.Były takie same.Nie podobne, lecz identyczne.Doskonałe kopie niczym dwiemonety wybite tą samą matrycą.Tristan zauważył pierwszy.Pozostali zareagowali wolniej, lecz w mgnieniuoka dotarło do nich, że byli oszukiwani.Rzucili się na Jacquesa i strącili go zestołka.Chcieli go przygwozdzić do ziemi, lecz okazał się silniejszy.Kopnąłjednego przeciwnika w krocze, aż ten się zatoczył, a drugiego rąbnął pogrzeba-czem i skoczył w stronę drzwi.Tristan rzucił się w pościg, a jego poturbowanitowarzysze, zataczając się, podążyli za nim.Wziąłem kartę ze stołu i pobiegłem za nimi.Zastałem całą czwórkę nadziedzińcu zamku.Przyjaciele trzymali Jacquesa, wymyślając mu od oszustówi %7łydów.Kopali go, okładali pięściami i gryzli.Szczególnie Tristan zapamiętałsię w szale.Bałem się, że zatłuką Jacquesa na śmierć.Nie mogłem na to pozwolić.Podbiegłem do kłębowiska wijących się posta-ci, uchylając się przed zadawanymi na oślep ciosami.Tamci pomyśleli, żeprzyłączam się do napaści, i zwietrzyli zabawę.Odciągnęli Tristana, wołając,że i sługa powinien dokonać zemsty.Jeden usiadł Jacquesowi na nogach, mimoiż było to zbyteczne.Oszust miał zakrwawioną koszulę i rozciętą wargę, a jed-no jego oko nie mogło się otworzyć.Palce lewej dłoni zostały zmiażdżonebutem.Usiadłem okrakiem na piersi Jacquesa i przysunąłem kartę do jego twarzy.W blasku księżyca widać było parę buchającą z moich ust. Gdzie to zdobyłeś?144 Jacques obrócił głowę i splunął krwią.Wybity ząb zaterkotał na kamie-niach. Od pewnego człowieka w Strasburgu. Jak miał na imię?Kompan Tristana pokręcił głową. Jak on to zrobił?Jacques nie zrozumiał mojego pytania. Sprzedał mi ją.Pozostałych nudziło to przesłuchanie. Ukatrup go!  krzyczeli.Nie zwracałem na nich uwagi. Gdzie mogę znalezć tego człowieka? Pod znakiem niedzwiedzia.Jacques zakrztusił się i zakaszlał krwią [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •