[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.? To długa historia i pewnie nie cała ci się spodoba. Masz jakiś plan, kapitanie? Idziemy w góry? Gdzie można bronić wąskich przejśćmałymi siłami? A widziałeś tu gdzieś jakieś góry?  spytał cierpko Ksin. Skądże, wszędzie płasko jak u podwiki pod koszuliną  parsknął Ronijczyk. To co ztym planem? Mam, tylko jeszcze dokładnie nie wiem jaki. A kto wie? Twój nadworny jasnowidz?  Mniej więcej. Aha. pokręcił głową Hamnisz. No to kończmy tę zupę, bo to zdaje się jest naszaostatnia przyjemność, nim nas wypatroszą! Powiem dla porządku, że to nie musi być twoja walka  powiedział Ksin. Jak to nie?  szczerze zdziwił się najemnik. Pieniądze wziąłem, przepiłem, resztętakiej jednej Helgenie zostawiłem, wbrew imieniu, całkiem miłe dziewczę, i przykro było jątak bez grosza z brzuchem zostawić.Bo widzisz, kapitanie, jeszcze jeden potomek się trafił,znaczy nie zginie ród wojowników fortuny.Krótko mówiąc, przyjdzie nam teraz trochęrazem popracować! No, ale nie ma co narzekać, bo miejsca tu dużo i umierać jest gdzie! Przy ludziach nazywaj mnie księciem  Ksin wyciągnął rękę. A niech ci będzie, książę-kapitanie!Uścisnęli sobie dłonie i znów zabrali do jedzenia.Musieli się pospieszyć, bo odgłosymaszerującej kolumny  skrzypienie wozów, nawoływania koczowników i krzyki dzieci  jużsię z nimi zrównały.Potem Hamnisz poszedł przywitać się ze starymi znajomymi.Na widok Saro zaczął odrazu ładować kuszę. Stań no, człowieczku, najlepiej bokiem do mnie  polecił rzeczowo. A po co?  spytał zdziwiony łotrzyk. Przestrzelę ci czaszkę za uszami, tak się najszybciej umiera. Kamienna twarz,poważny, iście katowski ton głosu oraz każdy ruch Hamnisza dowodziły, że wcale nie żartuje.Nawet stojący obok Ksin nie założyłby się o to, choćby o złamanego miedziaka. Dlaczego?!  wystraszony Saro cofnął się kilka kroków. Przecież mamy umowę. odparł spokojnie Hamnisz. Wolisz między oczy? Jaką umowę?!  zapiszczał przerażony łotrzyk. Nie chciałeś, by w tamtym mieście dostały cię żywe trupy, pamiętasz? Obiecałem ciwtedy szybką i lekką śmierć, że spadnie na ciebie ciemność.Teraz, gryząc szalej, już bezmała zrobiłeś z siebie żywego trupa, więc pora dopełnić umowy. w kuszy szczęknęłometalicznie i na górną prowadnicę wskoczył bełt.Aotrzyk rzucił się do ucieczki i w tym samym momencie warknęła cięciwa.Wrzasnąłprzerazliwie i stanął jak wryty.Po chwili, gdy dotarło do niego, że jednak jeszcze żyje,nerwowo obmacał sobie głowę i dopiero dostrzegł pocisk wbity głęboko w ziemię pod swyminogami.Wtedy posikał się w spodnie.Któryś ze świadków zderzenia parsknął śmiechem.Saro stał w rosnącej kałuży moczu, sprawiając wrażenie, jakby się właśnie budził ze snu. Chce żyć, więc jeszcze będą z niego ludzie  rzekł Hamnisz do Ksina. Nic tak dobrzenie leczy egzaltacji i egzystencjalnych kaprysów, jak odrobina szczerego strachu przedśmiercią.No, człowieczku  podszedł i poklepał łotrzyka po ramieniu. To jak będzie zszalejem? Będziesz żuł dalej to świństwo? N.Nie. szczęknął zębami świeżo uleczony pacjent.  Więc oddaj mi ten mieszek.Saro drżącymi rękami zdjął z szyi woreczek z ziarnami szaleju.Hamnisz rozwiązał go izamaszystym ruchem wysypał zawartość w krzaki.Pusty mieszek wetknął łotrzykowi wkieszeń kubraka i przyklepał starannie, wyrównując tkaninę. Człowieczku, czy wykonałeś już to, co nakazał ci nasz kapitan?Złodziejaszek pokręcił przecząco głową. Zatem idz zmień portki, a potem zrób szybko, co masz do zrobienia! I pamiętaj, żedrugiego takiego bełtu nie zmarnuję.Saro odszedł na sztywnych nogach. To co jeszcze mamy na dziś do załatwienia?  spytał Ronijczyk, oglądając się nakotołaka.Nie zdążył odpowiedzieć, bo właśnie rozległo się buczenie rogu obserwatora na WozieWieżowym.Pobiegli tam natychmiast. Inne plemię przed nami!  zawołał strażnik na widok kotołaka. Nie najemnicy Zwietlistego?!  upewnił się. Na pewno nie! Lud stepu, tak jak i my! Zejdziemy się za pół godziny marszu!* * *Przypadkowe spotkania koczowniczych plemion były rzeczą normalną, a ich przebieg itowarzyszące im ceremonie ustalały odwieczne stepowe zwyczaje.Tradycja nakazywałanajpierw wypytać się wzajemnie o drogę do Państwa.Podczas tej wstępnej, rytualnejrozmowy uzgadniano znaczenia słów, różniących się w różnych koczowniczych dialektachprzeważnie sposobem wymowy głosek.Temu służyły też dalsze pytania i odpowiedzi, mającena celu ustalenie, które ze spotykających się plemion zna lepszą drogę do Państwa i któreprzywiązuje do tego dążenia większą wagę.Równocześnie odbywała się demonstracjaliczebności i siły obu stron.Od tego zależało, czy zachowane zostaną stosunki równoprawne,czy plemię zdecydowanie słabsze będzie musiało się podporządkować woli silniejszego.Wrazie wątpliwości sprawę rozstrzygało kilka rytualnych pojedynków pomiędzy najlepszymiwojownikami z obu stron.W grę wchodziło zjednoczenie, wypłata haraczu za prawobezpiecznego rozstania lub podział na nowe plemiona, zależnie od zaszłości ideowych,religijnych i militarnych.Tak toczyło się życie na Bezkresnym Stepie Pierwszego Zwiata.Napotkane plemię było zdecydowanie mniej liczne i gorzej uzbrojone.Stało się tooczywiste wkrótce potem, gdy Najstarsi Umysłem z obu stron usiedli naprzeciw siebie izaczęli wstępną rozmowę.Za partnerem Ampekera zgromadziło się wtedy niecała setkapieszych wojowników; ich główną bronią były tarcze, pałki i oszczepy.Na widok trzech setekpancernej konnicy, które z łoskotem i chrzęstem zbroi ustawiły się w trójszeregu zaAmpekerem, jego rozmówca przybrał natychmiast pokorny ton i postawę, prosząc o wzięcie swych ludzi pod tak potężną opiekę.Obcy wojownicy  widząc, jak ich przedstawiciel dotykaczołem ziemi przed Ampekerem  wbili oszczepy ostrzami w ziemię, odłożyli tarcze iprzyklękli na jedno kolano.Wtedy Hakonóż, Hamnisz oraz Czaszkun uroczyście wnieślistojącego na tarczy kotołaka, aby ten mógł przyjąć hołd swych nowych poddanych [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •