[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Czyż doprawdy mógłbyś się zająć Hanną?  zapytała.Henryk ręką tylko machnął, a Julek dłoń położył na piersiach i potwierdził. Choćby ci się zaparł, nie wierz; kocha się.szaleje.Przysunął się jej do ucha. Taki śmieszny, że wieczorami konie zajeżdża, het, aż pod Błotków, żeby niepannę, ale choć kominy dworu z daleka ujrzeć i westchnąć do nich.Julek się począł śmiać; wejrzenie na Henryka, wielce zmieszanego i trochęgniewnego, mogło dać pannie Cecylii do myślenia, że Julek miał słuszność.Ażeby tę przykrą rozmowę przerwać, Cesia zakręciła się do odwrotu. Trzeba iść do babci, powiedzieć jej dzień dobry  rzekła. Pójdzmy! Zastali staruszkę w fotelu przy kawie i na przybycie wnuczki ubraną w starąsuknię czarną, która, choć połatana, pokazniej wyglądała od szlafroka.Nagłowie miała też czepek świeży.Twarz zwykle jakby zdrętwiała, była niecoożywioną i uśmieszek smutny błąkał się po jej ustach.Wiadomość o przybyciu panny Cecylii zaraz z poczty rozeszła się po całymmiasteczku.Była to na parafii ważna nowina.Z tego powodu można się byłonatrętów i odwiedzin spodziewać.Jakoż nadszedł zaraz stary Szmul, panienkępowitać.I on stanął zdziwiony jej nadzwyczajną pięknością, zmieszany prawie.W chwili, gdy bracia z siostrą nieco się oddalili od fotelu staruszki, podniosłaoczy na Szmula i spytała po cichu: No, jakże ją znajdujesz? Ona jest piękna.aż strach!  zawołał Szmul.I zamilkłszy na chwilę,szepnął ciszej:  Ja nie wiem: albo to jest wielkie szczęście, albo to jest.I nie dokończył.Staruszka potrząsła głową. To, czegoś ty nie dopowiedział, jam wczoraj, ujrzawszy ją, rzekła sobie wduszy.Dla ubogiego dziecka mojego ta piękność to prawie dar fatalny.Na co jejto?I ręce załamała. Pan Bóg łaskaw  odezwał się Szmul. Jego za wszystko chwalić trzeba.Pójdzie to na dobre i na błogosławieństwo; bo tam i dusza musi być taka pięknajak twarz.Po Szmulu do południa jakoś nikogo nie było.Ci, co w pałacu nie bywalidawniej, nie śmieli teraz się zjawić, błądzili tylko pod rozmaitymi pozoramiokoło dziedzińca i ogrodu.Chłopcy, z godzinę jeszcze straciwszy na rozmowie, wysunęli się do swych konii do miasteczka, a panna Cecylia do swego pokoju, aby się w nimzagospodarować.Starościna włożyła okulary i zaczęła się modlić, a Piotruska ta oś, na której obracało się tu życie codzienne, na której barkach spoczywałozadanie alimentacji całego dworu  walczyła w kuchni z zagadnieniemobiadowym, niełatwym do rozwiązania.Wprawdzie bulion i sztuka mięsa już zgóry zostały obmyślone, ale wstyd jej było pierwszego dnia nie dać pieczystego,acz prejudykat ten mógł być groznym na przyszłość.Stara kura, która się nieśćnie chciała i była Piotrusi niesympatyczną od dawna, padła ofiarą.Do mięsa były ćwikła i chrzan.więcej nikt na świecie nie mógł wymagać.Szparagi,które mogły były przyjęcie uświetnić, tegoż rana za trzy złote zostały sprzedanedo miasteczka.Sumie tak znacznej, przy zwiększonych wydatkach domowych,oprzeć się nie miała siły Piotruska.Marszałek mógł nie nadesłać pieniędzy,Szmula nadużywać nie godziło się, bo to był ostatni ratunek.a co się tyczypanny Cecylii, choć ją mocno posądzała klucznica, iż ogromne z sobą musiałaprzywiezć pieniądze, nie wypadało ich od niej żądać tak obcesowo na samymwstępie.Piotrusia układała sobie w poufałej rozmowie dać jej uczuć dobitnie potrzebę tejofiary. Zresztą, to poczciwe dziecko  mówiła do siebie. Panna najświętsza jąnatchnie.Ona to i sama zrozumie.a jeśli ma, to i nie pożałuje.Eh, jakoś tobędzie! Ale, co prawda, chłopcy tak jedzą, że ani nastarczyć, z mięsa tylkokości, a z chleba ledwie kruszynki.Nie wiem nawet, czy to zdrowo.I stara klucznica w głębokich zatonęła dumaniach.VNastępowała niedziela.Starościna, która się nigdzie nie ukazywała, w święta ina wielkie nabożeństwa bywała jednak zawsze w kościele.Prowadzili jąchłopcy, a jeżeli tych w domu nie było, co się bardzo często trafiało, szła z nią,okryta ogromną chustą, Piotruska.Staruszka potrzebowała kogoś, na kim by sięoprzeć mogła, a prócz tego, ponieważ szła zgięta i z głową spuszczoną, trzeba jąbyło strzec od jakiego wypadku w lipowej ulicy, wiodącej do kościoła, która wświęta i niedziele bywała dosyć ludną.Na te dnie starościna miała strój czarny, stary, kapelusz osłaniający twarz, zczarną, gęstą zasłoną, suknię jedwabną i ogromny szal dziurawy, połatany, aleprawdziwy wschodni.Czasem wybierała się na wotywę, ale częściej, dlaposłyszenia żywego słowa Bożego, na sumę, gdy właśnie natłok był największy.Zjeżdżało z sąsiedztwa osób mnóstwo, ławki bywały zajęte, honoratiores, cicisnęli się do najpierwszych; ale kanonik, wikary i służba kościelna strzegli, abypo staremu starościna w pierwszej ławce miejsce swe miała zawsze.Najczęściejpo odśpiewaniu pieśni, po Zwięty Boże, staruszka wysuwała się z kościoła, nikogo nie widząc i nie zaczepiana przez nikogo.Niekiedy któś w kruchcie jąpozdrowił, przemówił słów kilka, na co tylko zwykła była ukłonem odpowiadać.Z rana już pannie Cecylii zapowiedziała Piotruska, że towarzyszyć pewniebędzie starościnie, a Julek wpadł namawiając ją, aby się jak najpiękniej ubrała ipokazała zdziwionym parafianom w całym blasku. Ale, mój Julku  odezwała się Cecylia  ja właśnie rada bym, aby mnie jaknajmniej widziano.dajże mi pokój! A, to darmo  rozśmiał się Julek  już tak po miasteczku o tobie roztrąbili,że i tacy, co na mszę nie chodzą często, dziś pewnie przyjdą, bo okrutnieciekawi.Ksiądz wikary i Szmul rozgadali już, że takiej piękności jak światświatem nie widziano tutaj.Panna Cecylia mocno się zafrasowała.W istocie, być wystawioną na ciekawewejrzenia tłumu przyjemnym być nie może.Chciała tego dnia w domu pozostać,ale babka zaprotestowała.Któż wie? może się tą promieniejącą wnuczkąpochwalić chciała.Nie było sposobu uniknienia ekshibicji.Panna Cecylia ubrałasię, jak tylko mogła najskromniej, prawie po podróżnemu, bo znane ubóstwostarościny czyniło to obowiązkowym.Wprawdzie to, co miała, winna była pracywłasnej, ale teraz, gdy widziała stan Zawiechowa z bliska, niemal się wstydziławytwornych strojów swoich.Zakwefiona gęstym woalem niebieskim, w szarej sukience, podała pannaCecylia rękę staruszce; chłopcy szli za nimi.Dzień był piękny, ulicaprzepełniona, a przed kościołem stało mnóstwo osób.Ci jednak, co się tuspodziewali zobaczyć piękną pannę, omylili się mocno.Mogli tylko podziwiaćzręczną jej kibić i przekonać się, że strojów nie lubiła.Weszły do kościoła z babką i naturalnie zajęły miejsce w pierwszej ławce.Młodzież wybrała się cała pod ambonę i ołtarz świętego Antoniego, abypochwycić choć wejrzenie przybyłej.Niepłonnie spodziewano się, iż zasłonkaspadnie, gdy się na książce modlić zacznie.Tak się też stało.Niedowiarkowie,starzy i młodzi, przekonali się, że ani Szmul, ani ks.wikary nic a nic nieprzesadzili, że panna naprawdę cudownie była piękną.Nie była to jednakpiękność mogąca tu uczynić wrażenie, strzelająca oczyma, wyzywająca hołdy,panosząca się sobą; cóś surowego i odstręczającego niemal miała w sobie.Mimo skromność stroju, dostrzeżono, że miała nader wytworne drobne fraszkiprzy sobie, parasolik w kość słoniową oprawny, książkę do nabożeństwa w aksamitnych okładkach itp [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •