[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nareszcie wieść owyjezdzie żony na wieś, którą dostał od szpiega, uradowała go; klasnął w dłoniewołając:  Teraz się pomszczę! I zwoławszy wszystkich znajomych Nuchima,puścił się z nimi przodem drogą, którą Starosta jechać miał, spodziewającłatwiej przydybać gdzie w nocy, wśród lasu.Tuśmy zastali Malepartę, ale jak widzimy, i tu jeszcze tak długo obmyślana,miała go ominąć zemsta, porywać się na zgraję otaczającą podróżnych, z garstkąludzi, było niepodobna.Widział to Maleparta, rzucił z rozpaczy strzelbę oziemię, puścił konia i siadł u ognia.Dumał długo, ale z niecierpliwiony porwałsię nareszcie obłąkany prawie: Nie! nie! nie!  zakrzyczał  dłużej czekać nie mogę.Niech się co chcedzieje, niech zginę, ale dłużej nie wytrzymam.To powiedziawszy porwał znowu strzelbę i przyrządziwszy ją drżącymi rękoma,wyciągnął jednę szukając konia. Panie Starosto!  rzekł Nuchim, nie gubcie się! Daj mi pokój! A jeśli się gubić chcecie, zapłaćcież nam.Odpasał trzos Maleparta i wysypał na śnieg pieniądze. Bierzcie z lichem co mam, niczego nie potrzebuję, tylko się pomścić. Byleście się tylko mogli pomścić. Muszę!Zawołał i dosiadł konia, a nie pożegnawszy i skinieniem głowy nikogo, puściłsię czwałem ku wielkiej drodze.Im bardziej do niej się zbliżał, tym sercemocniej mu biło.Stanął za sosną i rzucił okiem po gościńcu.Nikogo.Szukał śladów na śniegu, ale tyle ich tam było! Może przejechali już, pomyślał.A! to być nie może! Wszak ja ją muszę zabić!I stał, stał godzinę i drugą, a za każdym szelestem odwracał się, za każdymiprzesuwającymi się sankami chwytał strzelbę, i zawiedziony zwieszał głowę,bił, męczył konia ze złości.Ku wieczorowi już się miało, gdy od strony, z których się podróżnychspodziewał, postrzegł nareszcie chciwymi oczyma czerniejący długi szereg sanii konnych.Zatrzymał duch, zębami nabił skałkę u fuzji, opatrzył ją i stał zwlepionymi oczyma usiłując rozpoznać powóz, w którym jechała żona.Powoli przesuwać się zaczęły sanie z kuchnią, czeladzią, dworem, nareszcie ukazała siękareta, ciągniona sześcią końmi w nie jakiem oddaleniu od innych powozów.Gwałtowniej uderzyło mu serce.W jednej chwili spiął konia, przeskoczył izmierzywszy, wystrzelił.Konie rzuciły się w bok, ludzie krzyczeć poczęli,Maleparta zawrócił się chcąc uciekać, ale koń grzebiąc się w śniegu na zawrociezwiązał i upadł.Na huk wystrzału nadbiegli dworacy i leżącego na ziemi tłucpoczęli. Co to jest? kto to? Co?Wołano zewsząd, z karety bojazliwie ukazała się głowa kobiety i starca.Koniesię zatrzymały. Zbójca! zbójca!  wołano.Wtem sługa, który pilnował Maleparty, gdy go pod pozorem obłąkania więziono zakrzyczał: To pan!Na te słowa, drzwiczki się otwarły i Zuzanna wychylając się, rozkazała: Związać! związać! To pan!  powtórzył sługa! Wsadzić go do drugich sań związanego!  zawołała głośniej Zuzanna. Kto ranny?  spytał Starosta tchórzliwie. Nikt dzięki Bogu i mamy go w ręku  odpowiedziała córka. Niepuszczajcie go  krzyknęła do ludzi  związanego prowadzcie na saniach znami, a pierwszy co się o tym piśnie, służbę utraci, jeśli nie gorzej.Ruszaj: dodała do furmana, zamykając drzwiczki i spuszczając firanki. Ruszaj.Strzał Maleparty pospieszny i niewprawną ręką kierowany, przebił tylko deskęw karecie, i nikogo nietknąwszy, kula na wylot przeszła i utkwiła w śniegu okilkadziesiąt kroków.Na próżno rozpaczliwie się broniąc, bił i szablą i ręką irusznicą z kolei schwytany; ludzie porwawszy go z tyłu związali i w milczeniurzucili na sanie.Koń wychwycił się i pobiegł w las wierzgając, a dwór wmilczeniu popędził doganiając wyprzedzającą go karetę.Przez cały las w czwałlecieli wszyscy, lękając się nowej zasadzki.Na noclegu, w osobnej izbie umieszczono z rozkazu żony Malepartę, któryryczał z gniewu i złości całą noc.Nazajutrz rano nim słońce weszło, upakowanosię do drogi i z widocznym ruszono pośpiechem: ludzie szeptali między sobą:Starosta i Zuzanna ponuro milczeli. Mamy go więc znowu w swoim ręku  odezwała się ku południowiZuzanna. Pan Bóg ocalił nas.Co teraz z nim poczniemy? Daj mi pokój  odpowiedział Starosta:  samaś po większej części temuwinna, myśl co masz zrobić, ja od wszystkiego ręce umywam. Potrzeba go zamknąć znowu  po wiedziała Zuzanna  inaczej z życiemnawet bezpieczni być nie możemy. To się wymknie znowu!  rzekł z westchnieniem Starosta. O! teraz ja sama będę go pilnować! szepnęła Zuzanna.Ojciec wzruszył tylko ramionami. Im więcej do Porajowa się zbliżali, tym pomimo pozornej swej obojętności,niespokojniejszą była Zuzanna.Tysiące myśli krążyło jej po głowie: wymyślałajakby się zapewnić, że drugi raz nie wymknie się już Maleparta i stanęło na tym,aby go zamknąć w osobnej warownej baszcie, dotąd nie zamieszkanej oddawna.Nim przyjechali do domu, już rozkazy względem tego były wydane iposłaniec pobiegł przodem, aby przygotować więzienie Maleparty [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •