[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jestem zbyt skupiona na nadchodzącym jak burza orgazmie.Na orgazmie,od którego mój świat zatrzęsie się w posadach.Wpadam w panikę, gdy trafiam w miejsce, z którego nie ma już powrotu, a mimo to nie jestem w stanie dojść na szczyt.Cała się spinam.Sztywnieję w ramionach Millera iporuszam się tylko dlatego, że Miller przejął kontrolę nad naszymi ciałami.Naciera namnie bez ustanku, przyciągając do siebie moje ciało, podczas gdy nasze ustaprzypuszczają na siebie brutalny atak.Ale nic z tego.Nie jestem w stanie dojść, więcdaję ujście swojej frustracji.- Mocniej, do cholery! - wrzeszczę zdesperowana.- Daj mi dojść! - Wyciągam rękę iszarpię go mocno za włosy.Miller ryczy i wbija się we mnie głębiej.Ale nagle nieruchomieje.Czuję jeszcze większą wściekłość, gdy uśmiecha się do mniez satysfakcją.Patrzy, jak dyszę ciężko, czuje, jak zaciskam się na nim od środka.Samzaraz też eksploduje.Widzę to mimo bezczelnego zadowolenia w jego oczach.Niejestem jednak pewna, czy jest taki zadowolony dlatego, że doprowadza mnie doobłędu, czy dlatego, że bierze mnie na biurku Williama.Błysk potu na jego czole odwraca na chwilę moją uwagę.Ale nagle Miller odzywasię i zmusza mnie, bym znów spojrzała mu w oczy.- Powiedz, że jestem twój - nakazuje cicho.Serce zaczyna mi walić jeszcze mocniej.- Jesteś mój - mówię ze stuprocentowym przekonaniem.- Doprecyzuj.Miller zawiesza mnie na granicy orgazmu.Trzyma nas mocno razem, a jego kroczeprzyciśnięte do mojej cipki to jedyna rzecz, która przytrzymuje mnie w miejscu.- Należysz.Do.Mnie - wypowiadam każde słowo wyraznie, zachwycona przebłyskiemszczęścia, które zajmuje miejsce zuchwałości.- Do mnie - powtarzam.- Nikt inny niemoże cię pieścić, nie może cię dotykać.- Obejmuję jego policzki obiema dłońmi iprzyciskam usta do jego warg, kąsając je lekko, a następnie liżąc pozostawiony ślad.-Ani cię kochać.Z ust mojego dżentelmena na niepełny etat wydobywa się przeciągły jęk.Jęk szczęścia.- Zgadza się - mruczy.- Połóż się, słodka dziewczyno.Spełniam z chęcią jego żądanie.Puszczam jego twarz i opadam na plecy, nieodrywając od niego wzroku.Miller uśmiecha się tym swoim wspaniałym,olśniewającym uśmiechem, a następnie okrężnymi ruchami bioder wbija się we mniegłęboko i powoli, doprowadzając mnie natychmiast do ekstazy.- Oooch - wzdycham i zamykam oczy.Zanurzam dłonie w swoich jasnych włosach iprzytrzymuję głowę, którą kręcę z boku na bok.- Zgadzam się - jęczy wstrząsany dreszczem Miller, a zaraz potem wycofuje się ze mniepospiesznie i kładzie swój członek na moim brzuchu.Dopiero wtedy dociera do mnie,że nie założył prezerwatywy.Miller ejakuluje na moim brzuchu, a jego członek pulsuje w spazmach rozkoszy.Przyglądamy się temu w milczeniu.Nie muszę mówić tego, z czego oboje zdajemy sobie sprawę.Kiedy Miller wpychał mnie do gabinetu Williama, nie był w stanie myśleć o zabezpieczeniu.Myślałwyłącznie o tym, by oznaczyć swoją własność w gabinecie jednego ze swoichwrogów.Perwersja? Owszem.Czy mi to przeszkadza? Nie.Miller opuszcza się powoli na mnie i przygniata mnie swoim ciałem do biurka.Szukaswojego ulubionego miejsca na mojej szyi i muska je z czułością nosem.- Przepraszam.Niewyrazny uśmiech, który wypływa na moje usta, jest pewnie równie perwersyjny coirracjonalne postępowanie Millera.- Nie.Urywam w pół słowa, bo w gabinecie trzaskają drzwi.Miller unosi powoli głowęznad mojej szyi i patrzy na mnie z góry.Widząc wyrachowany uśmiech wypływającypowoli na jego przepiękne usta, muszę aż zagryzć wargi, bo mam wielką ochotęodpowiedzieć tym samym.Niech Bóg ma nas w swojej opiece!- Ty gnoju.- Głęboki głos Williama ocieka jadem.- Ty cholerny degeneracie.Wytrzeszczam oczy, bo mimo niezdrowej satysfakcji, którą odczuwam, dociera do mniew końcu cała potworność sytuacji.Miller jednak w dalszym ciągu uśmiecha sięchytrze.Pochyla głowę i całuje mnie niewinnie.- To była prawdziwa przyjemność, słodka dziewczyno.- Podnosi się i odwróconyplecami do Williama, zasłania mnie swoim ciałem i zapina spodnie.Uśmiecha się domnie i wiem, że chce mi w ten sposób powiedzieć, abym się nie przejmowała.Poprawia mi majtki i obciąga sukienkę, i dobrze, bo jestem tak zestresowana, żepewnie nie byłabym w stanie doprowadzić się do porządku.Na koniec pomaga mipodnieść się z biurka i odsuwa się na bok, wystawiając mnie na gniew Williama, którywstrząsa jego potężną postacią.Cholera, William ma mord w oczach.Jego usta wykrzywiają się pogardliwie.Cały się trzęsie.Ja też zaczynam.Ale nieMiller.On ignoruje furię Williama, wysuwa spokojnie krzesło, odwraca mnie i sadzamoje bezwładne ciało.- Pani - mówi, a ja zaczynam się krztusić na tę arogancję.%7łycie mu chyba niemiłe.Napewno.Wpatruję się pustym wzrokiem przed siebie i zaczynam nerwowo okręcać diamentowypierścionek na palcu.Kątem oka widzę, że Miller z przesadnym pietyzmem Wygładzaswój garnitur, po czym siada na krześle obok mnie.Zerkam na niego zdenerwowana.Aon się uśmiecha.I puszcza do mnie oko! Puszcza do mnie oko, na co ja zakrywam sobiedłonią usta i parskam.Staram się pohamować śmiech i udawać, że dostałam napadukaszlu.Co za strata energii.W tej sytuacji nie ma nic śmiesznego.Nie było, zanimMiller wziął mnie na biurku Williama, i zdecydowanie nie ma teraz.Znalezliśmy się w naprawdę poważnych tarapatach.W dużo większych niż wcześniej.Siedzę sztywno i uciszam się, słysząc zbliżające się kroki, Miller natomiast rozsiadasię wygodnie, zakłada nogę na nogę i zsuwa dłonie wzdłuż podłokietników.Williamobchodzi biurko, a ja podążam za nim nieufnym wzrokiem.Atmosfera w gabineciejest.nie do wytrzymania.William zasiada powoli na swoim fotelu i nie odrywając wzroku od zblazowanegoMillera, w końcu się odzywa.Jego słowa wprawiają mnie w osłupienie.- Zmieniłaś fryzurę.- Odwraca się do mnie i przygląda się moim włosom,zmierzwionym zapewne po seksie.Moja twarz jest spocona, ciało nadal wibruje.- Zcięłam włosy - odpowiadam.Czując jego pogardę, czuję też, że mam wielką ochotępokazać pazurki.- U fryzjera?Poruszam się niespokojnie.Niedobrze.Ludzie ścinają zwykle włosy u fryzjera - to sięrozumie samo przez się - zatem fakt, że William zadał to pytanie, nie wróży zbytdobrze.- Tak.- To nie jest kłamstwo.Naprawdę ścięłam włosy u fryzjera.dzień po tym, jaksama je skróciłam.William składa dłonie na wysokości swoich ust i przygląda mi się.Wiercę się dalejnerwowo i unikam jego wzroku.W następnej jednak chwili William zwraca zimnespojrzenie na Millera i odzywa się do niego:- Gdzie ty, kurwa, miałeś rozum? - W jego głosie pobrzmiewa zajadłość.Postanawiamzaryzykować i na niego spojrzeć, bo zastanawia mnie, czy jego pytanie dotyczy tego, cotu zastał, czy tego, co zapewne wie na temat wczorajszego zajścia w Ice.Miller chrząka i strzepuje od niechcenia jakiś pyłek z ramienia.Manifestuje swojąobojętność i robi to w pełni świadomie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •