[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wstrzymując oddech, patrzę, jak markujepodanie i przebiega z piłką kolejne osiem jardów.Zegar wciąż tyka, mam serce w gardle, a onłapie piłkę podaną przez środkowego, po czym nie wypuszczając jej z dłoni, przebiega trzy jardyi zdobywa kolejną pierwszą próbę.Zagrania są teraz tak szybkie, że da się je oglądać tylko podczas powtórek na telebimie.Atakowany przez szarżę przeciwnika Everclear wyrzuca piłkę& Podanie odebrane na liniiosiemnastu jardów& Pierwsza próba na dziesięciu& Utrata dwóch& Dzika przepychankao ostatnie siedem jardów, out na linii pięciu i cztery sekundy do końca meczu.I nagle wszystko sprowadza się do tej chwili.Cały nasz wymarzony sezon cały tenniesamowity i okropny rok zredukowany do marnych czterech sekund.Od mistrzostwa krajudzieli nas tylko pięć jardów i jedno zagranie.Wtedy następuje we mnie zdumiewający przełom.Coś, czego nigdy się niespodziewałam.Nagle się wyciszam i spoglądam na wszystko z dystansu.Wiem, że cokolwiek sięzdarzy, czy będzie to wybuch euforii, czy rozpaczy, już na zawsze wpisze się w serca i umysłykażdego kibica z Walker, każdego mężczyzny, każdej kobiety i każdego dziecka.Uświadamiam sobie również, że w gruncie rzeczy nie jest istotne, co nastąpi po ostatnimsnapie.Oczywiście nadal marzę o wygranej, ale rozumiem też, że są w życiu rzeczy ważniejsze.O wiele ważniejsze.Ostatnie cztery sekundy mijają w zwolnionym tempie.Everclear wykonuje rollout&Omija obrońcę& Chwieje się& Celuje& Piłka wysoką spiralą wlatuje w pole punktowe&Rhodes wyskakuje w górę z rozpostartymi ramionami& Podobnie jak zawodnik Alabamy&Potrącona piłka ląduje w gmatwaninie zielonych i czerwonych koszulek& Cały stadionwstrzymuje oddech, gdy kolejni zawodnicy podnoszą się ze sterty, aż na ziemi zostaje tylkojeden, ostatni.To Rhodes.Przyciska do siebie piłkę, a potem wyciąga ją w górę.Sędzia unosi obaramiona, sygnalizując przyłożenie.Chwilę pózniej Reggie wykonuje zwycięski kop do bramkii Walker wygrywa.Walker wygrywa! O mój Boże, Walker wygrywa!Widownia wybucha radością, wszędzie wokół ludzie krzyczą i rzucają się sobiew ramiona, tańczą i płaczą, i robią zdjęcia.Ja jednak stoję nieruchomo osłupiała i z całych siłstaram się zapamiętać tę chwilę, wpatrując się tylko w jednego człowieka, tam w dole, na boisku,śledząc każdy jego ruch.Zawodnicy jeden po drugim rzucają mu się na szyję, po czym, jak tojest w zwyczaju, spryskują spienionym gatorade em.Stadion ogarnia szaleństwo, cały zieleni się od serpentyn i konfetti i rozbłyska tysiącemfleszy, a Miller przez cały czas krzyczy mi do ucha, ochrypłym, histerycznym głosem.Wreszciecoś wyrywa mnie z transu i rzucam się ściskać Lucy, ale ona ściska właśnie Lawtona, zadowalamsię więc Millerem, który odwzajemnia mi się mokrym pocałunkiem w same usta.Gdy spoglądamna niego spłoszona, mówi: Nie martw się! Tak samo mam zamiar pocałować twoją matkę! Co następnie czyni.Wybucham śmiechem, a Lawton skacze Millerowi na plecy, przewracając nas wszystkich naziemię.Lucy rzuca się na nas, jakby chciała odtworzyć ostatni moment meczu, i krzyczy przytym, że mnie kocha. Ja ciebie też odpowiadam, śmiejąc się i płacząc jednocześnie, po czym z trudemgramolę się na nogi, żeby jeszcze raz spojrzeć na Trenera.Chwilę pózniej zjawia się przy nas zdyszany J.J.z przepustkami dla VIP-ów i prosi Lucyoraz Lawtona, żeby poszli z nim na boisko, gdzie zaraz rozpocznie się dekoracja. Bez Shei nigdzie nie idę mówi Lucy. Dobrze, dobrze.Chodzcie więc we trójkę! woła zniecierpliwiony J.J.Zaczynam protestować, ale szybko dociera do mnie, że nie mam w tej sprawie wiele dogadania.Pozwalam więc Lucy pociągnąć się w dół metalowych trybun, witając się po drodzez przyjaciółmi, znajomymi i całkiem obcymi ludzmi.Właśnie mam zejść na murawę, gdydostrzegam małego, może dziesięcioletniego chłopczyka, który zanosi się szlochem, a czerwoneliterki A na jego policzkach są rozmazane od łez.Zatrzymuję się, klękam i mówię mu, żewszystko będzie dobrze. Dopadniecie nas za rok obiecuję.Chłopiec nadal płacze, ale ja go nie żałuję.Wiem, że któregoś dnia wróci do niegowspomnienie tego wieczoru, a wtedy smak zwycięstwa stanie się jeszcze słodszy.Krążymy po murawie, aż wreszcie odnajdujemy Trenera.Jest cały mokry od potui gatorade u, ale po zaczerwienionych oczach poznaję, że on też płakał.Patrzę, jak przytulacórkę, i słyszę, jak mówi: Zrobiłem to dla niej, Luce. Wiem, tatusiu odpowiada zapłakana Lucy. Mama byłaby z ciebie dumna.A jaka jajestem dumna!Przychodzi kolej Lawtona, który również płacze jak dziecko, i mimo woli przypominamsobie jego twarz podczas pogrzebu matki. Tak bardzo chciałbym, żeby tu była mówi do ojca. Tak bardzo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]